Przez warszawski Sąd Okręgowy przepływa rocznie milion spraw. Jakiekolwiek zawirowania personalne czy protesty mogą go pogrążyć, wywołując katastrofalne skutki dla obywateli czekających na wyroki. Wydawało się, że ten newralgiczny sąd ominą wstrząsy konfliktu polityków z władzą sądowniczą, odczuwalne w innych dużych miastach, np. w Krakowie, Katowicach czy Gdańsku. Tam Zbigniew Ziobro, korzystając ze swoich nadzwyczajnych uprawnień, seryjnie odwoływał prezesów, zastępując ich własnymi nominatami.
Czytaj także: Prezes sądu w stolicy chce odejść, ale resort mówi: nie
Sytuacja prezes Joanny Bitner z Warszawy była inna. Została ona nominowana po zakończeniu kadencji poprzedniczki. Była związana z tym sądem od lat. Trudno jej zarzucić jakąś szczególną uległość wobec Ziobry. Oparła się np. żądaniom rzecznika dyscyplinarnego, który domagał się analizy spraw prowadzonych przez niektórych sędziów w ostatnich czterech latach w poszukiwaniu dowodów na ich bezczynność. Chociaż wielu prezesów sądów uległo. Zmiana nastąpiła w listopadzie 2018 r. Sędziowie zarzucili prezes Bitner, że nie była dostatecznie stanowcza w odwoływaniu swego wiceprezesa, sędziego Dariusza Drajewicza, nominata Ziobry. A przecież miała poważne zastrzeżenia do jego nadzoru nad pionem karnym. Wtedy też prezes po raz pierwszy złożyła rezygnację, która nie została przyjęta.
Dla nieufnych i niechętnych PiS sędziów tego sądu niepozbycie się „Misiewicza sądownictwa" (również wiceprezesa KRS), bo tak nazywany jest Drajewicz na korytarzach, było dowodem słabości prezes. To, w połączeniu z „pocałunkiem śmierci", czyli pochwałami z MS, wywołało reakcję. Na sędziowskim zgromadzeniu w burzliwej atmosferze większość opowiedziała się przeciwko prezes. Bitner przyjęła tę ocenę, znów składając rezygnację. I znów MS jej nie przyjmie. Dalej historia napisze się sama.
Na przykładzie warszawskiego SO widać wyraźnie, jak radykalizuje się środowisko sędziowskie. Bitner stała się ofiarą bardziej jego konfliktu z PiS niż własnych błędów. Jej dymisja miała być sygnałem dla Ziobry, że środowisko nadal nie akceptuje tego, co robi minister.