Wobec różnych zachowań można żywić daleko posunięte zaufanie i w dobrej wierze, a może za sprawą naiwności, wyrozumiale traktować ich uchybienia. Czasem, jeśli stawką jest zaufanie do państwa i wiara w to, że opiera się ono na trwałości i powadze tworzących je instytucji, szczególnie trudno odmówić kredytu zaufania: kwestionując uczciwość filarów państwa, uderza się w jego istotę, podcinając gałąź, na której wszyscy siedzimy.
Z procesem słabnięcia filarów mieliśmy do czynienia już od jakiegoś czasu: trzeba tu przypomnieć proces poniżania osoby i urzędu prezydenta RP: przyzwolenie i aplauz dla tego procederu były tak rozpowszechnione, że opluwaniem głowy państwa zajmował się byle chłystek, a kolejne dołączające do linczu osoby robiły to coraz bezczelniej, po prostu po to, by wyróżnić się wśród stada.
Podobnej demonizacji co urząd prezydenta RP w okresie, gdy piastowany był przez Lecha Kaczyńskiego, poddanych było wielu ludzi i instytucji. Sądownictwo jednak do tej pory jakoś się ostało. Owszem, toczyły się spory o prawo do krytyki orzeczeń, o granice tej krytyki, czasem o ocenę samego sędziego, zdarzały się afery z sędzią prowadzącym np. po pijanemu samochód. Było to jednak za mało, aby zachwiać powagą „trzeciej władzy”, cieszącej się wysokim poziomem zaufania społecznego.
Temidzie nie zaszkodzili nawet brylujący od lat w mediach dyżurni pieniacze, snujący wizje sędziowsko-prokuratorskich spisków i układów. Nawet jeśli tezy takie pojawiały się w największych mediach, traktowane były jako element folkloru politycznego także dlatego, że pieniacze nie nadawali się jako partnerzy do dyskusji, demonstrując elementarne luki w wiedzy na temat funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości.
Rubikon przekroczony
Nagranie rozmowy z udziałem prezesa sądu okręgowego zmienia jednak w tym stanie rzeczy bardzo wiele, jeśli nie wszystko. To materiał, który kompromituje całe środowisko, a przynajmniej rzuca cień na uczciwość sędziów. Zachowanie Ryszarda Milewskiego uwiarygodnia w oczach opinii publicznej wszelkie opinie o sądownictwie jako instytucji mętnej i zabagnionej, w której niezawisłość jest jedynie fasadowa.