Jeśli wkracza sąd, dzieci są w potrzasku

Rozdzielenie dzieci z rodzicami powinno być stosowane tylko wtedy, gdy jest zagrożone ich życie bądź zdrowie – twierdzi w rozmowie z Markiem Domagalskim adwokatka z Warszawy Anisa Gnacikowska zajmująca się sprawami rodzinnymi

Publikacja: 04.03.2013 08:04

Rz: „Rzeczpospolita" opisała niedawno kłopoty krakowskiej rodziny, która zwróciła się do Instytutu Psychologii, by rozwiązać problemy ze starszymi synami, gdyż nie chcieli chodzić do szkoły. Było kilkanaście spotkań, ale po rezygnacji z terapii psycholodzy zawiadomili sąd rodzinny, a ten nakazał umieścić chłopców w domu dziecka. Media co jakiś czas informują o takich wątpliwych, mówiąc najdelikatniej, ingerencjach sądu w relacje rodzinne. Czy to indywidualne przypadki, a może świadectwo głębszych nieprawidłowości?

Anisa Gnacikowska:  Sytuacja tej rodziny z Krakowa była wyjątkowa, co nie znaczy, że nieprawidłowości nie należy piętnować i gdy dochodzi do nadużycia prawa czy ewidentnych zaniedbań organów państwa, nie informować o nich opinii publicznej. Takie informacje niewątpliwie  mobilizują do działań naprawczych, czego dowodem jest zainteresowanie Ministerstwa Sprawiedliwości sprawami ingerencji sądu we władzę rodzicielską. Z mojego doświadczenia wynika jednak, że sądy rodzinne tylko w ostateczności uciekają się do tak drastycznych posunięć jak odebranie dziecka rodzicom i umieszczenie go w placówce opiekuńczej.

Chce pani powiedzieć, że media przesadzają?

Moim zdaniem informacje podawane przez media nie oddają rzeczywistej sytuacji w sądach rodzinnych. Wynika to pewnie z ich zainteresowania określoną kategorią informacji – newsami, które budzą silne emocje społeczne.

Sądy powinny wyraźnie odróżniać sytuacje wymagające natychmiastowej reakcji od potrzeby uregulowania opieki w sposób trwały

Doszło niedawno do zatrzymania ojca i konieczności zapewnienia opieki nad małoletnimi dziećmi. Zanim policja podjęła jakiekolwiek czynności w celu umieszczenia ich w izbie dziecka, umożliwiła ojcu kontakt z rodziną i oddanie dzieci pod opiekę siostry. Takie działanie organów ścigania było jak najbardziej prawidłowe, ograniczyło szok dzieci związany z tą trudną sytuacją. Należy jednak pamiętać, że nagłaśnianie przez media wyjątkowych sytuacji bez podania szczegółów pośrednio powstrzymuje sądy rodzinne przed zastosowaniem środków, nazwijmy je – przymusu, w sytuacjach wymagających natychmiastowej reakcji.

Jeśli nawet media przesadzają, to na problem zwraca także uwagę minister Jarosław Gowin („Dziecko w potrzasku", „Rz" z 26 lutego 2013 r.). Czy zmiany prawa, a ich potrzebę widzi, nie powinny być poprzedzone głębszymi badaniami?

Sytuacja w sądach rodzinnych jest bardzo trudna i nie wynika to z niedostatecznej regulacji prawnej – jak to diagnozuje minister sprawiedliwości. W mojej ocenie, aby sądy rodzinne spełniały swoje zadania, potrzebna jest ich gruntowna reforma poprzedzona oczywiście badaniami. Pojedyncze zmiany w reakcji na doniesienia mediów nie rozwiążą problemów, zwłaszcza jeśli minister nie pyta o zdanie praktyków, czyli sędziów, kuratorów i adwokatów.

Czy pani zdaniem polskie dzieci są  w potrzasku?

Każde dziecko jest w potrzasku, kiedy sąd musi naruszyć integralność rodziny. Decyzja w takiej sprawie zawsze jest wyborem mniejszego zła: pozostawić dziecko w dysfunkcyjnej rodzinie czy skierować je do placówki opiekuńczej. Nie zmienią tego żadne gwarancje wpisane w Kodeks rodzinny i opiekuńczy.

Minister skupia się jednak na kwestiach prawnych: konstytucji, Kodeksie rodzinnym, i proponuje zapisanie jeszcze jednej zasady, że „umieszczenie dziecka w różnych formach pieczy zastępczej, a więc oddzielenia od rodziców"  sąd może stosować, gdy zaniedbanie obowiązków przez rodziców ma charakter rażący. Czy to coś realnie zmieni?

Wpisanie jeszcze jednej gwarancji dla integralności rodziny nic nie da bez zmian w systemie szeroko rozumianej ochrony praw rodziny, dziecka oraz egzekucji orzeczeń sądowych. Problem nie wynika bowiem z braku gwarancji konstytucyjnych czy ustawowych dla integralności rodziny, ale ze złej organizacji systemu pomocy rodzinie. Co prawda art. 100 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego przewiduje obowiązek udzielenia pomocy rodzinie, praktyka wskazuje jednak, że nie ma rozbudowanego i sprawnie działającego systemu takiej pomocy. Wprawdzie sąd rodzinny może podjąć wszystkie odpowiednie do sytuacji środki, na co zezwalają mu bardzo szerokie upoważnienia  w Kodeksie rodzinnym, w praktyce ogranicza się to jednak do ustanowienia nadzoru kuratora, a w ostateczności odebrania dziecka.

A przewidziana w kodeksie możliwość udzielenia pomocy psychologicznej czy nakazania określonych działań rodzicom?

Są niestety niezmiernie rzadko orzekane. W praktyce, jeśli zwracam się do sądu o nakazanie terapii rodzinnej rodzicom, uzyskuję informację, że terapia jest możliwa tylko za zgodą osób mających być nią objętych. To przecież błędne koło. Jeśli rodzic chciałby terapii, to nie byłoby potrzeby wnosić do sądu o jej nakazanie. Także utworzone w celu pomocy rodzinie rodzinne ośrodki diagnostyczno- -konsultacyjne w praktyce ograniczają swoją działalność do wydawania opinii na zlecenie sądów rodzinnych. Problem nie leży w nadmiernej ingerencji sądów czy innych organów w integralność rodziny, ale w braku ingerencji sądu w sytuacjach kryzysowych, a nie zawsze patologicznych.

Co należałoby zmienić?

Należałoby zreformować system sądownictwa, tak aby na decyzję sędziego w sprawie rodzinnej nie czekało się kilka miesięcy czy lat – a tak jest teraz. Przy udzielaniu ochrony prawnej przez sądy w sprawach rodzinnych należy jasno odróżnić sytuację wymagającą natychmiastowej reakcji sądu od uregulowania opieki w sposób trwały. To ostatnie rozstrzygnięcie musi być poprzedzone wnikliwą oceną sytuacji faktycznej dziecka, co oczywiście wydłuża postępowanie. Niestety, ta konieczna reforma systemu pomocy rodzinie pociąga za sobą znacznie większe koszty niż zaproponowana zmiana prawa.

Nie widać, by sądy rodzinne miały priorytet...

Na kolejną rozprawę czeka się trzy, cztery miesiące. Ministerstwo powinno na bieżąco monitorować czas oczekiwania i przeciwdziałać przewlekłości w sądach rodzinnych, choćby przez zwiększenie liczby etatów sędziowskich. Tymczasem w jednym z wydziałów rodzinnych w Warszawie na pięć etatów pracowało jedynie dwóch sędziów, jeden był na urlopie wypoczynkowym, a dwóch na wychowawczym. Na pierwszy termin w sprawie o alimenty czekałam prawie rok. To  trzeba natychmiast  zmienić, gdyż ogranicza się prawo do sądu w sprawach rodzinnych.

W rodzinę ingerują nie tylko sądy, ale np. policja, jak pokazuje tzw. afera opolska z zatrzymaniem i oderwaniem niemal w środku nocy matki od dwojga malutkich dzieci i oddaniem ich do pogotowia opiekuńczego oraz osadzeniem matki w areszcie. W ocenie rzecznika praw dziecka zawiniła tam sama matka, ale też sąd rejonowy i policja. Rzecznik proponuje przygotowanie instrukcji wskazującej na nadrzędności Konwencji o prawach dziecka nad wewnętrznymi przepisami policji. Czy to rzeczywiście jakieś rozwiązanie?

Sprawa opolska nie jest przykładem ingerencji policji w rodzinę. Gdyby tak było, to należałoby się zastanowić, czy stosowanie tymczasowego aresztowania i orzekanie kary więzienia dla rodziców nie jest ingerencją w prawa rodzicielskie i rodzinę. Osoba, która nie przestrzega porządku prawnego, musi się liczyć z konsekwencjami także dla swoich dzieci.  Działania policji w tej sprawie każą tylko zapytać, czy zastosowane środki przymusu były konieczne i czy policja zapewniła prawidłową opiekę nad małoletnimi. Szczególne wątpliwości budzi we mnie pora, w jakiej doszło do zatrzymania. Trudno mi uwierzyć, że zatrzymanie matki było możliwe jedynie o godzinie 22., i to w obecności dzieci. Zaproponowana zaś przez rzecznika instrukcja o postępowaniu policji, kiedy przy zatrzymaniu osoby należy zapewnić prawidłową opiekę nad małoletnimi dziećmi, o ile mnie pamięć nie myli, już istnieje.

Nie uciekniemy od roli samych rodziców. Mam na myśli  nie tyle właściwą opiekę nad dzieckiem, ile poszukiwanie wsparcia. Ten problem pokazuje tragedia w Sanoku, gdzie 17-letnia dziewczyna zabarykadowała się z 32-letnim mężczyzną podejrzanym o zabójstwo i oboje zginęli. Zdaniem miejscowego sędziego rodzice 17-latki mogli nie dopełnić obowiązków rodzicielskich.

Nie ma wątpliwości, że najważniejsze zadania w wychowywaniu dziecka mają rodzice. To niezmiernie odpowiedzialna i trudna rola. Pomoc państwa nie może być utożsamiana jedynie z pomocą społeczną, powinna być nakierowana nie tylko na wyręczanie rodziców w sprawowaniu pieczy, ale także na uzmysłowienie im roli, odpowiedzialności za wychowanie dziecka oraz konsekwencji ich niewłaściwych zachowań. Być może, gdyby rodzice 17-latki zdawali sobie sprawę z zagrożeń wywołanych brakiem opieki, podjęliby odpowiednie działania, by zapewnić córce bezpieczeństwo. Czasami błędy rodziców wynikają z braku wyobraźni.

Niestety, nieraz rodzicom brakuje wyobraźni, a także zwykłej odpowiedzialności. Gdzie wyznaczyć granice dla sądu rodzinnego?

Sąd rodzinny powinien przede wszystkim pomagać rodzinie. W sprawy rodziny powinien ingerować w wyjątkowych sytuacjach, to znaczy nie od razu wtedy, gdy powstaje problem, ale dopiero kiedy rodzina nie radzi sobie z jego rozwiązaniem. Przede wszystkim sąd i państwo powinny udzielić rodzinie pomocy w rozwiązaniu problemu, a dopiero w ostateczności rozwiązać problem za nią. Skierowanie dzieci do placówki opiekuńczej, a tym samym rozdzielenie z rodzicami, mają być stosowane tylko w  ostateczności, kiedy powstało rzeczywiste zagrożenie dla życia bądź zdrowia dziecka.

Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi