Inwestycja Polski w cydr to odzwierciedlenie historii ojczystej głupoty według Tomasza Pietrygi

Niewiele jest rzeczy (w sensie pozytywnym), w których jesteśmy liderami w Europie. A jedna z nich jak w soczewce ukazuje bezmiar głupoty ludzi odpowiedzialnych za nasze państwo.

Publikacja: 13.09.2013 21:02

Inwestycja Polski w cydr to odzwierciedlenie historii ojczystej głupoty według Tomasza Pietrygi

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek

Niedawno byłem w północnej Francji i zachwycił mnie tam cydr, przefermentowany sok z dojrzałych jabłek, w Polsce mało znany. W sklepach w Bretanii czy Normandii stoi na półkach i regałach tuż obok wyśmienitych francuskich win. Wybór cydru jest ogromy. Jest wytrawny, półwytrawny, półsłodki, słodki... musujący, gazowany lub zwykły. Słaby i mocny. Sprzedawany jest w butelkach takich samych jak wina musujące lub piwa, podawany również w kawiarniach i restauracjach. W Bretanii traktowany jest jako produkt regionalny.

I pewnie wkrótce bym zapomniał o tym rarytasie, ale pewne uznane światowe stowarzyszenie sadowników opublikowało raport, z którego wynika, iż Polska jest największym producentem jabłek w całej Unii Europejskiej. W tym roku zbierze ich najwięcej, bo ponad 3,2 mln ton. To 30 proc. wszystkich jabłek w Unii. Francja jest w tym zastawieniu trzecia i produkuje jabłek o połowę mniej.

Więc jak to? Dlaczego w Polsce nie ma cydru, który we Francji jest sprzedawany i pewnie eksportowany na masową skalę?  Dlaczego jego produkcja miałaby się nie opłacać, skoro surowca mamy pod dostatkiem?

Nie trzeba było długo szukać, aby znaleźć odpowiedź. Nie chodzi bynajmniej o brak zaradności naszych sadowników i przetwórców, ale  o politykę państwa.

Otóż procedury podatkowe (akcyzowe) są tak w Polsce skonstruowane, że lokalnym, potencjalnym producentom  robić cydru po prostu się  nie opłaca. Procedury są bowiem żelazne.

Cydr trzeba by produkować  w miejscu mającym status tzw. składu podatkowego. A tworzenie składu to mnóstwo formalności, łącznie z urządzeniem stanowiska do pracy dla celników kontrolujących proces produkcji.

Do tego dochodzą wymagania dotyczące banderoli akcyzowych. Bo wytworzony alkohol trzeba profesjonalnie rozlać. Linia produkcyjna z wszystkimi urzędowymi pieczątkami i atestami – to setki tysięcy złotych. Ale cóż, przepisy akcyzowe tego wymagają.

Mały sadownik czy przetwórca jest więc bez szans już na starcie. I z lokalnego wyrobu, który mógłby zawojować świat (jako produkt regionalny) lub przynajmniej lokalne rynki – nici.

Logikę państwa i jego urzędników trudno pojąć. Niepierwszy zresztą raz.

Jeżeli  blokujemy produkcję cydru, nie ma wpływów podatkowych, a nie śmiałbym nawet wymagać, aby w urzędniczej głowie  zrodziła się jakaś troską o przedsiębiorcę czy obywatela

Bo gdyby urzędnik Ministerstwa Finansów szukający wpływów budżetowych usiadł i zastanowił się jedną chwilę, może by mu wyszło, że teraz budżet przez restrykcyjne prawo nie ma z jabłek nic, a gdyby to zmienić - miałby pewnie nie tylko on, ale i przedsiębiorcy i obywatele. Choćby nowe miejsca pracy lub dobry trunek w sklepie. Ba, niewiele jest rzeczy (w sensie pozytywnym), w których jesteśmy liderami w Europie.

Ale cóż. Nikomu we właściwych urzędach to nie przyszło do głowy. Nie wiem ile wody musi upłynąć w Wiśle, aby sposób odpowiedzialności za państwo i jego rozwój się zmienił.

Kiedyś była na spotkaniu z fińską minister ds. cyfryzacji (taki fiński odpowiednik Boniego).

Na koniec chwaląc się „pokryciem" Finlandii siecią internetową powiedziała takie oto zdanie:  W Finlandii żądnych zmian nie przeprowadzamy bez porozumienia z przedsiębiorcami, a tym bardziej wbrew nim. Wszyscy jedziemy przecież na tym samym wózku.

W kontekście krótkiej historii o cydrze zabrzmiało to dość szokująco.

Niedawno byłem w północnej Francji i zachwycił mnie tam cydr, przefermentowany sok z dojrzałych jabłek, w Polsce mało znany. W sklepach w Bretanii czy Normandii stoi na półkach i regałach tuż obok wyśmienitych francuskich win. Wybór cydru jest ogromy. Jest wytrawny, półwytrawny, półsłodki, słodki... musujący, gazowany lub zwykły. Słaby i mocny. Sprzedawany jest w butelkach takich samych jak wina musujące lub piwa, podawany również w kawiarniach i restauracjach. W Bretanii traktowany jest jako produkt regionalny.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Przedsiębiorcy niczym luddyści
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Szef Służby Więziennej w roli kozła ofiarnego
Opinie Prawne
Gutowski, Kardas: Ryzyka planu na neosędziów
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Lewicowy sen o krótszej pracy - czy rynek to wytrzyma
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Prawne
Michał Bieniak: Przepisy Apteka dla Aptekarza – estońskie nauki dla Polski
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne