Niedawno byłem w północnej Francji i zachwycił mnie tam cydr, przefermentowany sok z dojrzałych jabłek, w Polsce mało znany. W sklepach w Bretanii czy Normandii stoi na półkach i regałach tuż obok wyśmienitych francuskich win. Wybór cydru jest ogromy. Jest wytrawny, półwytrawny, półsłodki, słodki... musujący, gazowany lub zwykły. Słaby i mocny. Sprzedawany jest w butelkach takich samych jak wina musujące lub piwa, podawany również w kawiarniach i restauracjach. W Bretanii traktowany jest jako produkt regionalny.
I pewnie wkrótce bym zapomniał o tym rarytasie, ale pewne uznane światowe stowarzyszenie sadowników opublikowało raport, z którego wynika, iż Polska jest największym producentem jabłek w całej Unii Europejskiej. W tym roku zbierze ich najwięcej, bo ponad 3,2 mln ton. To 30 proc. wszystkich jabłek w Unii. Francja jest w tym zastawieniu trzecia i produkuje jabłek o połowę mniej.
Więc jak to? Dlaczego w Polsce nie ma cydru, który we Francji jest sprzedawany i pewnie eksportowany na masową skalę? Dlaczego jego produkcja miałaby się nie opłacać, skoro surowca mamy pod dostatkiem?
Nie trzeba było długo szukać, aby znaleźć odpowiedź. Nie chodzi bynajmniej o brak zaradności naszych sadowników i przetwórców, ale o politykę państwa.
Otóż procedury podatkowe (akcyzowe) są tak w Polsce skonstruowane, że lokalnym, potencjalnym producentom robić cydru po prostu się nie opłaca. Procedury są bowiem żelazne.