Reklama

Czy adwokaci muszą być kontrolowani w sądach?

Co sprawiło, że status adwokatów, którzy na co dzień wchodzą do sądu wejściem dla pracowników, okazując legitymację, został doraźnie zrównany ze statusem kryminalistów – pyta adwokat.

Publikacja: 02.10.2013 09:25

Krzysztof Stępiński, adwokat

Krzysztof Stępiński, adwokat

Foto: Rzeczpospolita

Od małego nie lubiłem kanarów. Jeśli mnie pamięć nie zawodzi, świadkiem pierwszej upokarzającej kontroli pewnej starowinki byłem jako dziecko. Wyprowadzana z tramwaju za brak biletu, sprawiała wrażenie upokorzonej. A ja miałem przekonanie, że oszczędzała na bułkę. Tak czy inaczej, byłem po jej stronie. I tak mi zostało.

Dziwne zarządzenie

Dzisiaj żądanie „bilecik do kontroli", choć inaczej sformułowane, padło pod adresem adwokatów stawiających w jednym z warszawskich sądów. Prezes tego sądu uznał mianowicie, że 19 września 2013 r. z kontroli podczas wchodzenia do budynku sądu zwolnieni będą wyłącznie sędziowie, prokuratorzy, ławnicy, kuratorzy zawodowi i pracownicy sądu. Z zarządzenia nie wynika, co takiego może wydarzyć się w sądzie tego dnia. Zatem nie wiemy, co sprawia, że status adwokatów, którzy na co dzień wchodzą do sądu wejściem dla pracowników, okazując legitymację, został doraźnie zrównany ze statusem kryminalistów?

Kolejny sukces

Rozumiem, że prezes sądu, stosując trudne do odgadnięcia kryteria oceny, dzięki którym wywyższył pracowników budżetówki pracujących w sądach i w prokuraturze, uznał, że frustratów wśród nich nie uświadczysz.

Wyobraźnia podpowiada mi, że zarządzenie dające przyzwolenie na dokonywanie kontroli adwokatów idących do pracy nie ma żadnego uzasadnienia. Dlatego dla mnie ta decyzja to kolejny sukces w dokopywaniu adwokatom, którzy – choć nie należą do zawodów zaufania publicznego – mają w procesie karnym na etapie postępowania sądowego taki sam status jak prokuratorzy, którzy nie muszą pokazywać na bramce, co mają w aktach.

CV

Reklama
Reklama

Od małego nie lubiłem kanarów. Jeśli mnie pamięć nie zawodzi, świadkiem pierwszej upokarzającej kontroli pewnej starowinki byłem jako dziecko. Wyprowadzana z tramwaju za brak biletu, sprawiała wrażenie upokorzonej. A ja miałem przekonanie, że oszczędzała na bułkę. Tak czy inaczej, byłem po jej stronie. I tak mi zostało.

Dziwne zarządzenie

Reklama
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Transparentny jak sędzia TSUE
Opinie Prawne
Bartczak, Trzos-Rastawiecki: Banki mogą być spokojne
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Rzecznik nie wydaje wyroku, ale warto go słuchać
Opinie Prawne
Grzegorz Sibiga: To weto prezydenta Nawrockiego może przynieść dobry skutek
Opinie Prawne
Przemysław Drapała: Skutki uboczne dobrej zmiany w zamówieniach publicznych
Reklama
Reklama