Podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości Wojciech Hajduk, powołując się na upoważnienie ministra sprawiedliwości, w piśmie skierowanym 11 bm. do prezesów sądów apelacyjnych podważył autorytet Sądu Najwyższego. Obwieścił, że dokonana w uchwale tego organu wykładnia prawa jest błędna, niezgodna z dotychczasową linią orzeczniczą, a do tego sprzeczna z konstytucją, ponieważ nie uwzględnia władztwa rządu nad podległymi mu organami władzy publicznej (tu czytaj: sądami).
Pomyliły się czasy lub szerokość geograficzna
Przyjęte jest, że zarówno orzeczenia sądów, jak i uchwały Sądu Najwyższego podlegają w uznanej formie ocenie ludzi nauki i mających coś do powiedzenia praktyków. Jednak sytuacja, w której emisariusz ministra sprawiedliwości, bez zwyczajowego dystansu i spokojnej refleksji, pohukuje ex cathedra nad aktem interpretacji prawa wydanym przez uprawniony organ państwa, posiadający przy tym najwyższy stopień legitymizacji, stanowi pewne novum w historii demokratycznego społeczeństwa.
Można się zastanawiać, czy panu podsekretarzowi stanu pomyliły się czasy lub szerokość geograficzne, czy tylko uzurpowana władza nadrzędności wobec wszystkich uderzyła do głowy. Ciekawe, czy wypowiedział się za obecnego czy poprzedniego pryncypała, a może tylko poczuł wiatr w żaglach jako rzekomy delegat władzy sądowej w strukturze władzy wykonawczej.
Można zrozumieć, że perspektywa katastrofy, jaka zawisła nad sądami (grożąca perspektywa rozpoczynania od nowa postępowań w dziesiątkach tysięcy dawno zakończonych spraw), sprawiła, iż ministra poniosło. Ale szarganie autorytetu uchwały Sądu Najwyższego w oficjalnie kierowanym do sądów wystąpieniu jest reakcją, która nie przystoi kierownikowi resortu ani urzędnikowi, zwłaszcza jeżeli urzędnik sam był sędzią w sądzie powszechnym.
Skoro widmo sądowej hekatomby zajrzało „racjonalizatorom" w oczy dopiero teraz, to po adwokacie diabła, który jest w stanie odnaleźć resztki sędziowskiej godności, należałoby się spodziewać rozsądnej, spokojnej refleksji i wyważonej reakcji. Dołączanie do chóru klientów Temidy urażonych przegraniem sprawy w sądzie nie uchodzi nawet podsekretarzowi stanu w ministerstwie. Nie można starać się być jednocześnie nadzorcą wszystkich sędziów i babą podnoszącą larum z powodu niekorzystnego wyroku.