Mimowolnie staliśmy się aktorami spektaklu pod wdzięcznym tytułem „Świadczenie usług pocztowych w obrocie krajowym i zagranicznym w zakresie przyjmowania, przemieszczania i doręczania przesyłek pocztowych oraz zwrotu przesyłek niedoręczonych". Nie wiem jeszcze, jaki to gatunek literacki, ale przeczuwam groteskę lub horror. Reżyser? Też trudno ustalić. Czy to Krajowa Izba Odwoławcza, która uznała, iż nie można w przetargu stawiać warunku, by dowód nadania przesyłki pocztowej miał moc dokumentu urzędowego? A może prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej, który jeszcze w 2012 r. zgłosił sprzeciw wobec regulaminu powszechnej usługi pocztowej Poczty Polskiej w zakresie taryf specjalnych? Spowodował tym, iż Poczta Polska w przetargu na świadczenie usług pocztowych związana była sztywną i z góry znaną ceną na swoje usługi (cóż to za fenomenalny układ, gdy o wygranej decyduje cena, a główny gracz ma związane ręce i odsłonięte karty).

Od reżysera ważniejszy jest jednak scenariusz. Ten zaś dopiero poznajemy. Dla osoby z odrobiną wyobraźni już wieje grozą. Bo duża część systemu opierać ma się na pocztowcach z przypadku, w tym pracownikach kiosków Ruchu, sklepów, punktów Lotto... A to przecież poważne ryzyko dla bezpieczeństwa obrotu pocztowego i dla tajemnicy pocztowej. To grozi uciążliwością odbioru przesyłek, w szczególności w punktach z karteczką: „z powodu choroby nieczynne do odwołania". A jeśli przy tym doręczyciele wynagradzani będą w systemie motywacyjnym, czyli za faktycznie doręczone listy (co się zdarza na rynku usług pocztowych), to czeka nas również groza doręczeń „przez sąsiada". Wszak list przekazany na awizo w takim systemie to praca za darmo, więc opłaca się wcisnąć przesyłkę sąsiadowi, choć nie ma żadnej pewności, czy ten dobrze zapamiętał datę odbioru listu, a nawet czy zwróci list przed upływem terminu czynności procesowej. Jedno jest pewne. Czeka nas koszmar wysyłania przesyłek do sądu za pośrednictwem jednego operatora, a odbierania od innego. Może być i śmiesznie, i strasznie, gdy prokuratorzy zaczną wysyłać za pośrednictwem nowego operatora korespondencję w sprawach, w których biorą udział na prawach strony. Jak każdą stronę, tak i prokuratora wiążą przepisy określające zasady dochowania terminów czynności procesowych. Terminy te są dochowane, jeśli przesyłkę nada się – zazwyczaj – za pośrednictwem „wyznaczonego" operatora pocztowego, czyli Poczty Polskiej (art. 165 § 2  k.p.c., art. 57 § 5 pkt 2 k.p.a., art. 83 § 3 p.p.s.a.). Zazwyczaj, bo od 9 listopada 2013 r. monopol Poczty Polskiej wygasł w postępowaniu karnym. W myśl art. 124 k.p.k. wystarczy złożenie przesyłki „w placówce podmiotu zajmującego się doręczaniem korespondencji na terenie Unii Europejskiej". Niebawem się okaże, czy w scenariuszu naszego noworocznego spektaklu przewidziano jakieś środki, by prokuratorzy wysyłali pisma w postępowaniach cywilnych, administracyjnych i sądowoadministracyjnych za pośrednictwem Poczty Polskiej. Czy też runie lawina prokuratorskich uchybień terminów procesowych, bo operator pocztowy, który doręczył prokuratorskie pismo procesowe, nie był „wyznaczony". Czy organizacyjnie prokuratury uporają się z obsługą korespondencji wysyłanej przez różnych operatorów, w zależności od rodzaju sprawy? A w końcu najważniejsze: czy my wszyscy, mimowolni aktorzy, będziemy chcieli brać udział w tym spektaklu? I czy 84 mln zł oszczędności zrekompensuje ewentualne koszty społeczne zmiany?

Autor jest adwokatem, sekretarzem Naczelnej Rady Adwokackiej