Rz: Wiele miesięcy trwały boje o ustawę o seryjnych mordercach – najpierw w Ministerstwie Sprawiedliwości, potem w Sejmie. Ostatecznie nadzwyczajne regulacje wobec skazanych za najcięższe zbrodnie, którzy nawet po odbyciu kary nie rokują nadziei na prawe życie, zostały uchwalone. Wkrótce wejdą w życie, choć ich ostateczny los nie jest jeszcze przesądzony, bo głos zabierze jeszcze Trybunał Konstytucyjny. Pana zdaniem są w ogóle potrzebne?
Zbigniew Ćwiąkalski:
Kiedy wyszło na jaw, że skazani przed wielu laty zabójcy zaczną wychodzić na wolność, pojawiła się społeczna presja, by temu zapobiec. I choć nie wyobrażam sobie, by do tego rzeczywiście doszło, to społeczeństwo musi sobie zdawać sprawę, że skazany wraz z końcem kary odzyskuje wolność. I to bez względu na to, jak się nazywa i co kiedyś zrobił. Takie mamy prawo: wolność to konstytucyjne dobro, którego nie można ograniczać z powodu strachu.
Podobno jednak już od tego ?roku setki najgroźniejszych i niezresocjalizowanych przestępców mogą zacząć wychodzić na wolność... Nie martwi to pana?
To bzdura. Cała ta narodowa histeria nie dotyczy setek, tylko kilkunastu, a konkretnie osiemnastu osób.