Urzędnicza rutyna zabija. Najłatwiej o nią, gdy przychodzi do sprawdzenia szczegółów w kolejno rozpatrywanych, typowych, zdać by się mogło, przypadkach. Nadto nic tak nie denerwuje jak nowe sprawy wpływające w piątek... Tak było i z urzędnikami najlepszej administracji: nikt chyba nie miał sprawniejszej niż rzymska. Kwirytom udało się przez setki lat efektywnie zarządzać wieloma ludami i gigantycznym terytorium.

Na skutki rutynowego zaniedbania wyglądają znane na cały świat problemy piątego z kolei prefekta prowincji Judea. Zarządzał nią od roku 26 wyjątkowo sprawnie – na stanowisku utrzymał się dziesięć lat, czyli dłużej niż ktokolwiek przed nim czy po nim. Mocodawcy rozliczali go właściwie tylko ze zbierania podatków oraz z zapewnienia spokoju i porządku w prowincji na granicy cesarstwa, w miejscu strategicznego od niepamiętnych czasów korytarza między Syrią a Egiptem. W szczególności oczekiwano likwidacji uzurpatorów oraz wszelkich prób oderwania terytorium. Prefektowi dano praktycznie nieograniczoną władzę i pełną swobodę jurysdykcyjną. W sprawach karnych był samodzielnym trybunałem. Co do Rzymian, musiał się jeszcze liczyć z obowiązującym obywateli prawem, a w szczególności nie mógł bez wyroku nikogo wychłostać ani tym bardziej ściąć. Nie-Rzymianie zdani byli całkowicie na jego łaskę i niełaskę.

Prowincja do spokojnych nie należała. Coraz to ktoś wzniecał bunty i niepokoje, marząc o niepodległości. Urzędnik radził sobie sprytną polityką i bezwzględnym użyciem siły. W samej Ewangelii mowa, że Jezusowi doniesiono „o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar", jakie przyszli składać w świątyni jerozolimskiej. Wszelako mój mistrz naukowy profesor Henryk Kupiszewski, którego 20. rocznica śmierci właśnie przypada, pisał: „Piłat był przekonany o niewinności Jezusa, ale nie miał odwagi. Nie było mu dane, by w obronie doczesności nie przekroczyć granicy, której przekraczać nie wolno". Ugiął się, gdyż był słaby i bez charakteru? Po takiej linii idzie życzliwy dla prefekta przekaz Jana Ewangelisty, ale nie to sugerują uwagi innych autorów z epoki. Wiemy, że gdy Piłat budował akwedukt dla Jerozolimy, środki zaczerpnął z części skarbca świątynnego przeznaczonej na cele kultyczne. Ponieważ Judejczycy uznali to za profanację, władza spodziewała się protestów. Prefekt polecił żołnierzom w cywilnych ubraniach wmieszać się w tłum, a miecze ukryć pod płaszczami. Gdy protestujący nie usłuchali wezwań, aby się rozejść, na sygnał Piłata zostali zmasakrowani. Wierzeniami Żydów się nie przejmował: jako jedyny z prefektów Judei bił monetę z pogańskimi symbolami. W pałacu Heroda złożył tarcze wotywne z podobizną cesarza. Mieszkańcy Jerozolimy nie bali się napisać do imperatora. Ten, zirytowany nieroztropnością urzędnika, nakazał przenieść tarcze do świątyni Augusta w Cezarei Nadmorskiej. Piłat wywołał też wielkie poruszenie umieszczeniem w twierdzy graniczącej ze świątynią rzymskich znaków wojskowych. Gdy tłum żądał ich usunięcia, zagroził wycięciem wszystkich w pień. Po sześciu dniach odesłał protestujących w stronę hipodromu, gdzie otoczył ich wojskiem. Tylko determinacja zebranych, którzy rzucili się na ziemię z obnażonymi szyjami i wołaniem, aby natychmiast rozpoczynać egzekucję, odwiodła prefekta od tej decyzji. Wreszcie odwołanie z Judei do Rzymu przyniósł mu konflikt z Samarytanami, których prorok wezwał na jedno ze wzgórz, ponieważ miał wskazać miejsce, w którym Mojżesz rzekomo ukrył przedmioty kultowe. Piłat otoczył wielotysięczne zebranie i z obawy przed rozruchami rozpoczął rzeź. Czemu miał się przejmować Galilejczykiem? Jeden człowiek w tę czy w drugą stronę?

Uległ naciskom? Herod Agryppa ?I pisał do Kaliguli, że Piłat jest „nieelastycznego charakteru i nielitościwie twardy", odpowiedzialnym w Judei za „niekończące się egzekucje bez procesów". Prefekt postąpił raczej rutynowo, beznamiętnie, wedle pragmatyki, którą wypracował i która świetnie się dotychczas sprawdzała. Nie zamierzał za każdym razem wnikać w szczegóły... Sprawy są do siebie podobne, ludzi – zwłaszcza tych obcych – też trudno odróżnić. We wszystkim zabrakło mu sprawiedliwości, aby ponad szybkie rozpatrzenie i pozbycie się kłopotu, przedłożyć spokojne zbadanie kwestii, która do niego trafiła. Zamiast przyjęcia zwyczajnego sposobu „radzenia sobie" z zagrożeniami dla publicznego porządku wystarczyło każdy przypadek potraktować oddzielnie i indywidualnie rozstrzygać. Chciał szybkiego uspokojenia nastrojów, a przy okazji mógł znów pokazać, że ma władzę. Rutyna zabija urzędnika.

Autor jest profesorem nauk prawnych, ?kierownikiem Katedry Prawa Rzymskiego ?na Wydziale Prawa i Administracji UJ, ?wykłada na Wydziale Prawa i Administracji UW