Prawo do kasacji: Minister sprawiedliwości zakłada sobie pętlę na szyję

Na miejscu ministra sprawiedliwości poważnie bym się zastanowił, czy prawo wnoszenia kasacji jest mu rzeczywiście potrzebne.

Publikacja: 16.09.2014 16:21

Rz: Sejm uchwalił właśnie kolejne zmiany w procedurze karnej i przyznał ministrowi sprawiedliwości prawo do wnoszenia nadzwyczajnych kasacji w sprawach karnych. Nadzwyczajnych, bo nieograniczonych w czasie. ?Czy potrzebne jest takie prawo ministrowi? Słychać sprzeciwy.

Włodzimierz Wróbel, profesor z Uniwersytetu Jagiellońskiego, sędzia Sądu Najwyższego:

To rzeczywiście problem. Zanim się odpowie na pytanie, czy dobrze czy źle się stało, trzeba sobie wyraźnie odpowiedzieć, jak w Polsce ustala się podmiot kompetentny w sprawach polityki karnej. Ja nie jestem rygorystą i nie uważam, ?że tylko prokurator generalny powinien mieć prawo do wnoszenia nadzwyczajnych kasacji. Twierdzę, że rząd, w tym ?i minister sprawiedliwości, w pewnym zakresie odpowiada za politykę karną. A jeśli tak, to przyznanie mu prawa do wnoszenia kasacji mnie nie razi i  nie przeszkadza mi.

Nie istnieje obawa, że minister jako polityk może zechcieć wykorzystywać możliwość wnoszenia kasacji w sprawach tzw. medialnych, żeby zyskać na popularności: własnej czy partii, którą reprezentuje? To przecież może być pokusa, żeby zaistnieć, pokazać, że coś się robi. Mamy ?w historii wiele procesów, które budziły i do dzisiaj budzą wielkie emocje...

Lepiej gdyby minister miał możliwość występowania do Sądu Najwyższego o wykładnię niejasnych przepisów

Oczywiście, że taka możliwość istnieje. Ale to zadanie dla Sądu Najwyższego, żeby potrafił skutecznie sobie z tym radzić. Wydaje mi się, że w polityce karnej zdarzają się rzeczy dużo gorsze i bardziej niebezpieczne robione pod publiczkę. Myślę tu o gwałtownej reakcji legislacyjnej na pojedyncze, często rzeczywiście tragiczne, wydarzenia. To ustawodawstwo paniki najczęściej zaostrza odpowiedzialność karną i działa jak bomba wrzucona do błota. Szybko się bowiem okazuje, że coś, co zostało pospiesznie uchwalone i wchodzi w życie, nie współgra z tym, co obowiązuje od dawna. Ustawa, która miała być reakcją na konkretną sprawę, najczęściej nie pasuje do innych spraw, do których – jako akt generalny – także ma zastosowanie. Potrzebna zatem się staje kolejna nowelizacja, ale z tą, która ma usunąć błędy, jako mniej medialną, nikt się już nie spieszy, bo i po co. Panuje więc bałagan. To niedopuszczalne, a zdarza się niestety nader często. Myślę, że ministerialna kasacja jest mniej groźna.

Ale przyzna pan, panie profesorze, że istnieje ryzyko jej nadużywania...

Taka możliwość w sprawach tzw. medialnych oznacza, że w odczuciu społecznym mamy do czynienia z jakąś kontrowersją w treści wyroku. A jeśli tak jest, to może warto sprawę ostatecznie przesądzić i zamknąć. Sądzę także, że wykorzystywanie polityczne kasacji przez ministra będzie społecznie i oczywiście politycznie dokładnie obserwowane. Bardziej niż medialnego obawiam się więc biurokratycznego wykorzystywania kasacji.

A więc jednak coś jest na rzeczy? Nie chodzi przecież o powód składania kasacji, tylko o chęć jej nadmiernego wykorzystywania...

Kiedy minister dostanie już takie prawo, każdy obywatel będzie mógł zgłosić się do niego i poprosić go o wniesienie kasacji w swojej, najważniejszej przecież dla niego, sprawie. Powody mogą być z formalnego punktu widzenia zupełnie nieuzasadnione. Bo na przykład wyrok jest niesprawiedliwy, bo sąd był bardziej przychylny drugiej stronie, bo nie dopuścił dowodu, który przesądziłby sprawę, itd. W sytuacji tak niskiej świadomości prawnej, proszę mi wierzyć, to bardziej prawdopodobne niż niemożliwe. W związku z nowym uprawnieniem ministra ludzie będą mieli jakieś uzasadnione oczekiwania co do jego aktywności w ich sprawach.

Czyli po jakimś czasie od złożenia sprawy będą mogli próbować go rozliczyć z podjętych działań. Obawiam się, że z czasem będzie musiał powstać specjalny wydział czy sekcja, która będzie obsługiwać niezadowolonych z wyroków obywateli...

Jak się ma taką kompetencję, to trzeba obywatela wysłuchać, a potem mu odpowiedzieć, co konkretnie się w jego sprawie zrobiło. Trzeba będzie też wytłumaczyć, dlaczego nie zrobiło się nic. To może się okazać zabójcze uprawnienie i na miejscu ministra poważne bym się zastanowił, czy jest mu ono faktycznie potrzebne. Rzeczywiście, ktoś będzie musiał to robić.

Sądowi Najwyższemu nie grozi zalew ministerialnych kasacji? Chyba i tak sędziowie mają co robić?

Trudno przesądzić, czy będzie ich dużo więcej. W czasach, kiedy minister sprawiedliwości był równocześnie prokuratorem generalnym i miał prawo do wnoszenia nadzwyczajnych kasacji, uprawnienie to nie było nadużywane. Ja osobiście nie obawiam się lawiny nadzwyczajnych kasacji. Zresztą są instrumenty, które mogą tę nadmierną aktywność ministra ograniczyć. Podlegają one przecież ocenie Sądu Najwyższego na okoliczność ich oczywistej bezzasadności. Będą więc bezowocne. Skutku zatem nie odniosą.

Posłowie, składając projekt zmian w procedurze latem 2012 r., ?po wybuchu afery Amber Gold, argumentowali, że uprawnienie ?do składania kasacji pozwoliłoby wówczas ministrowi sprawiedliwości na interwencję w sytuacji, gdy sędziowie popełniają „karygodne błędy".

Dlatego też, jeśli uprawnienie ma działać jako furtka w wyjątkowych sprawach, to tak. Jeśli jako automat, to nie. Przecież jakaś relacja pomiędzy rządem i sądownictwem musi istnieć. Dlatego też nowe uprawnienie nie kojarzy mi się z zachwianiem proporcji. Jeżeli minister uzyskuje taką kompetencję, a jest organem politycznym, to zakłada pętlę na własną szyję. Bo jeśli w ciągu krótkiego czasu, jaki mu przysługuje przy kasacji składanej na niekorzyść, nie złoży jej w sprawie głośnej medialnie, to szybko się go rozliczy z tego, dlaczego nie dotrzymał terminu. Uważam, że ministrowi bardziej przydałoby się inne uprawnienie. Powinien mieć możliwość występowania do Sądu Najwyższego o wykładnię niejasnych przepisów. Zamiast stale zmieniać prawo, w sytuacji gdy dojdzie do rozbieżności w orzecznictwie, Sąd Najwyższy na wniosek ministra mógłby je rozwiać uchwałą i sprawę przesądzić. To zabieg dużo prostszy i skuteczniejszy, a przede wszystkim mniej szkodliwy niż nieustanne grzebanie w przepisach, dlatego że na przykład sąd na jednym krańcu Polski inaczej interpretuje przepis niż sąd na drugim krańcu.

Oceniając kasacje w sprawach karnych, nie ma pan czasem wrażenia, że adwokaci traktują Sąd Najwyższy jak trzecią instancję? Piszą kasacje automatycznie, często tylko dlatego, że klient, który płaci za ich usługi, po prostu tego żąda. Często po to, żeby mieć święty spokój, że zrobiło się wszystko, co można.

Oczywiście, że tak właśnie jest. To trwa od wielu lat. Przez wiele lat funkcjonowania kasacji wyraźnie było widać, że w samej procedurze zostały już wypracowane mechanizmy, które powstrzymują lawinę absurdalnych kasacji. Czasem jest oczywiste, że kasacja jest wynikiem relacji pomiędzy adwokatem i klientem. Po paru latach orzekania w Sądzie Najwyższym już z treści samej kasacji, jej klimatu można się domyślać, czy adwokat jest przekonany do jej napisania, czy decyduje się na to dlatego, że życzy sobie tego klient.

Jak oceniłby pan profesor jakość dzisiejszych kasacji? Mówi się, że adwokaci nie dają sobie rady z ich pisaniem. W efekcie często są na granicy możliwości kontroli kasacyjnej.

Są bardzo różne. Oczywiście bezzasadnych jest dużo więcej, niż być powinno. Dostrzegam problem w bierności adwokatów. Bardziej skupiają się oni na orzecznictwie sądowym niż na pogłębionym zbadaniu problemu. Często nie dostrzegają problemu tam, gdzie on rzeczywiście istnieje, i o który można by zaczepić kasację. To nic innego jak rutyna. Dotyczy to w szczególności prawa materialnego. Ono od lat w kwestii zarzutów jest traktowane po macoszemu.

Przeczytał pan w życiu tysiące kasacji. Z czym jest największy problem?

Autorzy kasacji podejmują próby poszukiwania ponownej oceny stanu faktycznego przez Sąd Najwyższy. Chcą, żeby jeszcze raz dokonać oceny dowodów, prowadzić normalne postępowanie, a to przecież na tym etapie jest już niemożliwe. Brakuje im umiejętności wyciągnięcia istoty problemu. Często zresztą w ogóle go nie ma. Czasami, nawet jeśli jest, znika w sferze retoryki. Zupełne zresztą niepotrzebnej.

Pamięta pan najbardziej absurdalną kasację, z jaką przyszło się panu zmierzyć?

Pamiętam. Nie wiem, czy była absurdalna, ale rzeczywiście bardzo osobliwa. Pewien adwokat napisał kasację, w której pojawiły się zarzuty związane z wyrokiem w sprawie wypadku komunikacyjnego, ale uzasadnienie było z zupełnie innej sprawy, którą prowadziła zresztą ta sama kancelaria. W dodatku kasacja  była napisana nie na rzecz skazanego klienta, tylko na rzecz pokrzywdzonego, który ucierpiał w wypadku. Sąd Najwyższy uznał ją za oczywiście bezzasadną.

Niedawno pojawił się pomysł, żeby powołać korpus prawników kasacyjnych wyspecjalizowanych w pisaniu kasacji. To dobry pomysł?

Są kraje, w których rzeczywiście do pisania kasacji dopuszcza się tylko niektórych, specjalnie wyszkolonych, prawników. Nie widzę jednak potrzeby wprowadzania takich ograniczeń w Polsce. Prawnicy muszą się po prostu uczyć, jak robić to dobrze, i zachować rozsądek w ich sporządzaniu. Wszelkie pomysły formalizowania udzielania pomocy prawnej gdzieś zawsze na końcu zapowiadają niebezpieczeństwo. Nie można kopiować wszystkich, nawet najlepszych, rozwiązań z innych krajów i przenosić ich na grunt polski, ponieważ tam się sprawdziły.

Ale dzięki takim wyszkolonym prawnikom liczba kasacji kierowanych do Sądu Najwyższego mogłaby się zmniejszyć.

Mamy stosunkowo młodą demokrację, ciągle jeszcze niską świadomość prawną społeczeństwa, pewnych zachowań dopiero się przecież uczymy. I musimy mieć na to czas. Dajmy więc szansę wszystkim na zawodowy rozwój, a obywatelom nieograniczone prawo w wyborze adwokata.

—rozmawiała Agata Łukaszewicz

Rz: Sejm uchwalił właśnie kolejne zmiany w procedurze karnej i przyznał ministrowi sprawiedliwości prawo do wnoszenia nadzwyczajnych kasacji w sprawach karnych. Nadzwyczajnych, bo nieograniczonych w czasie. ?Czy potrzebne jest takie prawo ministrowi? Słychać sprzeciwy.

Włodzimierz Wróbel, profesor z Uniwersytetu Jagiellońskiego, sędzia Sądu Najwyższego:

Pozostało 97% artykułu
Opinie Prawne
Maciej Gawroński: Za 30 mln zł rocznie Komisja będzie nakładać makijaż sztucznej inteligencji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Wojciech Bochenek: Sankcja kredytu darmowego to kolejny koszmar sektora bankowego?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"