Cień z brodą - Anna Nowacka-Isaksson o imigrantach w Szwecji

Zeliha Dagli uciekła od imamów do raju wolności. Na ironię losu w Szwecji trafiła na stróżów moralności z własnego kraju, którzy ją kontrolowali. Po 30 latach w Szwecji feministka i aktywistka zastanawia się, czy ma na nowo prosić o azyl. By móc swobodnie żyć.

Aktualizacja: 04.10.2015 17:35 Publikacja: 04.10.2015 15:30

Foto: 123RF

Anna Nowacka-Isaksson ze Sztokholmu

Zeliha Dagli mieszkała najpierw w Uppsali, ale tam czuła się obserwowana przez swoich rodaków. Dlatego przeniosła się do północno-zachodniej części Sztokholmu – Rinkeby. Odsetek migrantów wynosi tam ponad 90 proc., co roku odwiedza to miejsce laureat literackiej Nagrody Nobla. W Rinkeby jednak nadal prześladował ją „cień". Uciekła od niego do pobliskiej dzielnicy obrzeża – Husby – i jest jeszcze gorzej.

Mówi, że nie może swobodnie dyskutować ani o aborcji, ani o prawie do własnego ciała i prawie przyprowadzania do domu, kogo sobie życzy. Emigrantka wylicza swoje żądania na łamach „Aftonbladet". Chce pić w spokoju piwo z przyjaciółmi, chodzić na spotkania zrzeszenia emerytów, słuchać jazzu, tańczyć, uprawiać warzywa na swojej działce ubrana w szorty i kąpać się w bikini. Tymczasem w dzielnicy, w której mieszka, napotyka wszędzie pełen potępienia wzrok mężczyzn. „Cienie z brodą" przerażają mnie – wyznaje.

Sara Mohammad, założycielka organizacji „Nie zapomnij nigdy Peli i Fadime" (imiona kobiet zamordowanych przez ojców i wujków w imię honoru rodziny), zwróciła z kolei uwagę na to, że niektóre pływalnie w Szwecji wprowadzają godziny otwarcia osobno dla mężczyzn, osobno dla kobiet. Jedna z pływalni zaczęła nawet sprzedawać specjalne kostiumy kąpielowe dla muzułmanek, okrywające całe ciało i głowę, tzw. burkini. To może się wydawać niewinne. Mohammad postrzega i tu jednak zagrożenie dla równego traktowania kobiet i mężczyzn i kapitulację wobec kulturowego i religijnego ucisku kontrolującego seksualność kobiet. Wszak przed tym Sara uciekła, podobnie jak wiele innych kobiet. Dziś jednak dostrzega, że w Szwecji krok po kroku przestrzeń publiczną zdobywają konfesyjne wpływy. Osobne pory pływania dla kobiet i mężczyzn świadczą o władzy islamistów i ich zdolności do forsowania swoich norm w nowym kraju.

Po wystąpieniu Zelihy Dagli i Sary Mohammad pojawiły się inne osoby, które potwierdzają, że imigrantki, które wydostały się spod władzy fundamentalistów, trafiają na nowy rodzaj braku wolności w Szwecji. Istnieje on w niektórych enklawach, gdzie panują patriarchalne struktury, gdzie szwedzki system norm może być lekceważony i gdzie wartości takie jak demokracja, równouprawnienie i prawo wyboru własnego życia nic nie znaczą. W 2009 r. ukazał się na zlecenie rządu raport Magnusa Ranstorpa i Josefine Dos Santos ze Szkoły Obrony oraz Centrum Studiów Asymetrycznych Zagrożeń i Terroryzmu. W raporcie badacze stwierdzili, że ultraradykalni islamiści ze środowisk przymeczetowych w dzielnicy Malmö Rosengard „głoszą izolację i funkcjonują jako nadzorcy poglądów oraz utrzymują silną kulturę gróźb, w której prześladuje się kobiety fizycznie i psychicznie". W dzielnicy co najmniej 86 proc. mieszkańców ma obce pochodzenie.

Według raportu uchodźcy, którzy się niedawno wprowadzili i nie byli specjalnie ortodoksyjni, uważają, że żyli swobodniej w rodzinnym kraju niż w Rosengard. Większość mieszkańców dzielnicy, z którymi badacze rozmawiali, jest zdania, że w ciągu ostatnich lat nastąpiła tam radykalizacja islamizacji. Wielkim problemem dla gminy okazuje się też to, że nie wiadomo, ile osób zamieszkuje Rosengard. Istnieje bowiem oficjalna statystyka, ale ze względu na reguły obligujące do zachowania tajemnicy gmina nie wie, jak duży jest przypływ nowo osiedlonych azylantów. Na raport zareagowała ówczesna minister integracji i równouprawnienia Nyamko Sabuni. Powiedziała, że „istnienie fundamentalistycznych grup w Rosengard, które propagują małżeństwa dzieci, prześladują kobiety niezasłaniające twarzy i namawiają młodzież do izolowania się od społeczeństwa, jest niedopuszczalne". Podkreśliła, że szwedzkie prawo ma dotyczyć wszystkich, nawet mieszkańców Rosengard.

W 2014 r. enklawy analizowała również szwedzka policja. Według jej raportu w kraju znajduje się 55 geograficznych stref, w których kryminalnym grupom przypisuje się wywieranie negatywnego wpływu na lokalne społeczeństwa. To oddziaływanie jest odczuwalne bardziej w kontekście socjalnym niż jako zamiar przejęcia władzy nad lokalnym społeczeństwem. Przestępcze grupy związane ze strefami geograficznymi stanowią rosnący problem od przełomu stulecia. Na tych zdominowanych przez emigrantów obszarach nie ufa się społeczeństwu i w wielu miejscach policja jest tam niemile widziana. Wyraża się to w tym, że niestrzeżone auta policyjne są niszczone, opony przecinane. Czasami objawia się to społecznym niepokojem i atakami m.in. na policjantów. W 2005 r. w Södertälje i sześć lat później w Malmö ostrzelano siedzibę policji. Były to jednak tylko incydenty.

Istnieją też strefy, w których policjanci byli narażeni na ataki i groźby osób trzecich nieobjętych ingerencją policji. W większości stref jednak policja może patrolować bez strachu, że zostanie napadnięta.

Problemem jest także niezgłaszanie przestępstw ze względu na strach przed grupą kryminalną. Bywa, że gdy dojdzie do procesu, świadkowie pod wpływem gróźb wycofują się z wcześniej złożonych zeznań. Wszystko to ma przeszkodzić prowadzeniu rozpraw.

Raport nie wspomina nic o szarijacie. Takie prawo bowiem w społeczeństwie nie obowiązuje. Jeżeli istnieje, to według mnie tylko w postaci zakusów ze strony niektórych imamów.

Problem stanowią jednak przestępstwa na tle honoru rodziny. Dwa lata temu np. rodziny zmusiły do skoczenia z balkonu w Malmö 13-letnią dziewczynkę i 38-letnią kobietę. Ofiarom powiedziano, że nie są warte, by żyć. Siedem lat temu takich wypadków było dziewięć.

Autorka jest dziennikarką, wieloletnią korespondentką „Rzeczpospolitej" w Szwecji

Anna Nowacka-Isaksson ze Sztokholmu

Zeliha Dagli mieszkała najpierw w Uppsali, ale tam czuła się obserwowana przez swoich rodaków. Dlatego przeniosła się do północno-zachodniej części Sztokholmu – Rinkeby. Odsetek migrantów wynosi tam ponad 90 proc., co roku odwiedza to miejsce laureat literackiej Nagrody Nobla. W Rinkeby jednak nadal prześladował ją „cień". Uciekła od niego do pobliskiej dzielnicy obrzeża – Husby – i jest jeszcze gorzej.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Prof. Michał Jackowski: Alkoholowe tubki i zakazane systemy AI
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędzia pijak albo złodziej czy czas trwania procesów? Co bardziej szokuje?
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Jeden rabin mówi, że Korneluk, drugi, że Barski
Opinie Prawne
Jarosław Kuisz: Czy sztuczna inteligencja zastąpi neosędziów?
Opinie Prawne
Rafał Dębowski: Prawo lotnicze. Przepis na paraliż inwestycyjny