Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, które wreszcie się dokonało, jest najbardziej doniosłym wydarzeniem w historii Wspólnoty z punktu widzenia jej potencjału militarnego. I jest ono całkowicie niekorzystne. Za sprawą jednego ciosu UE straciła swoje drugie co do wielkości siły zbrojne. Nie może też liczyć na to, że państwa członkowskie, indywidualnie lub zbiorowo, wypełnią pozostawioną przez Londyn lukę. Przez lata Unia Europejska była czymś mniejszym niż suma swoich własnych części, teraz zaś suma ta w znaczący sposób się pomniejszyła. Dziesięciolecia fantazjowania o niezależnej „armii UE" powinny były zakończyć się 31 grudnia.
Błędne metody Trumpa
Tak się oczywiście nie stanie, ponieważ od dawna wielu Europejczyków uważa, często po cichu czy też w dyskretnych rozmowach, że Europa jest w istocie „państwem w budowie" i, jak przystało na państwo, powinna posiąść wszystkie stosowne atrybuty państwowości: armię, bank centralny, walutę i tak dalej. Jednak niektórych aspektów suwerenności narodowej nie zrzekną się nawet najgorliwsi eurofile i ze zrozumiałych powodów najbardziej problematyczne jest pozbawienie się wojska.
Fantazjowanie o armii UE powinno zakończyć się z powodów niezwiązanych z brexitem, a mianowicie ze względu na istnienie NATO. Sojusz atlantycki jest w pełni zdolny do zrobienia wszystkiego tego, co mogłaby zrobić armia UE. Robi to od siedmiu dekad, a w nadchodzących latach ma szansę zwiększyć swoją rolę.
Nowa niezależność Wielkiej Brytanii, która uwolniła Londyn od ociężałej, miałkiej polityki zagranicznej i obronnej UE, będzie miała potężny wpływ na decyzje polityczno-wojskowe podejmowane w NATO, a także w znacznie szerszym gronie Rady Bezpieczeństwa ONZ.
Niektórzy uparci zwolennicy zwiększenia niezależnego potencjału wojskowego UE twierdzą, że Waszyngton nie jest już wiarygodnym partnerem. Twierdzenie to jest nieprawdziwe. Donald Trump bez wątpienia nie był przyjacielem NATO, ale Europejczycy nie powinni wyciągać długofalowych wniosków z jego postawy wobec sojuszu czy ogólnie wobec stosunków międzynarodowych. Nigdy nie kierował się spójną filozoficzną czy polityczną logiką, a historia szybko oceni jego rządy jako niefortunną aberrację.