Reklama

Jan Zielonka: Jakiej chcemy Europy?

Trzeba w Unii dopuścić do głosu miasta, regiony, organizacje pozarządowe i firmy.

Publikacja: 01.06.2021 21:00

Jan Zielonka: Jakiej chcemy Europy?

Foto: stock.adobe.com

Europa była ulubienicą liberałów, lecz ostatnio jest ich zmartwieniem. Wynika to z historycznego paradoksu, iż antyeuropejskie Fidesz, SDS czy PiS rozdają unijne pieniądze, a Bruksela przymyka oczy na ich przekręty prawne i ograniczanie podstawowych wolności. Na myśl przychodzi mi krzyk romantycznego poety Węgier Sándora Petöfiego: „O Europo, Żeś cnót wolności nie broniła, Ze wstydu za to dziś się spal". Francuski filozof Wolter miał bardziej cyniczne zdanie o Europie. Dla niego była „jarmarkiem", na którym „szulerzy ogrywają głupców w kości".

Kontrowersje na temat Europy były zawsze. Dla jednych była symbolem kolonializmu, a dla innych symbolem oświecenia. Dla jednych kolebką faszyzmu i komunizmu, a dla innych ostoją wolności. Europejska Wspólnota Gospodarcza – dla jednych kartelem gospodarczym, a dla innych gołębiem pokoju. Wspólna waluta europejska – dla jednych spiskiem bankierów, a dla innych symbolem solidarności. Schengen – dla jednych symbolem kolczastych zasieków granicznych, a dla innych podróży bez wizy i paszportu.

W życiu trudno pogodzić (naiwnych) optymistów z (paranoicznymi) pesymistami. Kontekst też wpływa na nasze oceny. Rolnik, któremu Unia dopłaca, ma inne zdanie o Europie niż ten, któremu zamyka biznes. Czas również zmienia perspektywę. Do lat 70. Europa potrafiła pogodzić gospodarczy wzrost z hojną polityką społeczną, lecz ostatnio jest mało i tego, i tego. Nasze oczekiwania wobec Europy są też często zbyt ambitne. Nie można oczekiwać od Unii, że wyeliminuje chciwość, kłamstwo czy żądzę władzy. UE ma takich polityków, na jakich stać Europę.

UE to nie to samo co Europa, choć w praktyce politycznej trudno je oddzielić. Ta pierwsza jest instytucją prawno-polityczną; ta druga – pojęciem kulturowo-geograficznym. Unię można zreformować kolejnym traktatem. Europę można na nowo wymyślić, lecz dekrety nie zmienią ani tożsamości, ani geografii. Jest oczywiste, że są sprawy takie jak handel czy ochrona środowiska, które duży aktor, jak UE, może prowadzić lepiej niż mniejsze państwo narodowe. Mniej oczywiste jest, jak zapewnić, by to obywatel, a nie lobbysta, miał wpływ na decyzje w odległej Brukseli. Nie wiemy też, jak zapobiec dominacji silnych państw nad słabymi. Nie wiemy, jak spowodować, by unijne prawo było przestrzegane przez wszystkich.

Moim zdaniem trzeba dopuścić do głosu w Unii miasta, regiony, NGO i firmy. Państwa nie mają już monopolu na skuteczność i demokrację, a ich nieustająca konkurencja przypomina wyścig szczurów. Na naszych oczach rośnie Europa sieci, a UE wciąż jest Europą państw narodowych, które powstały w minionej epoce. Dla mojego pokolenia pojęcie sieci jest abstrakcyjne i mało romantyczne, lecz pokolenie moich synów wyrosło na internecie i smartfonach, gdzie sieć kwitnie. To nie tylko flirt czy hejt, lecz także dostęp do różnych poziomów władzy publicznej. Europa sieci nie oznacza końca państw narodowych, lecz koniec rządów tych, którzy wykorzystują nacjonalizm do swoich niecnych celów politycznych.

Reklama
Reklama

Autor jest profesorem na uniwersytetach w Wenecji i Oksfordzie

Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Gdyby Rosjanie finansowaliby dziś Leszka Millera, użyliby bitcoina
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Żaryn: Strategia bezpieczeństwa USA? Histeria niewskazana, niepokój uzasadniony
Analiza
Rusłan Szoszyn: Łukaszenko uwolnił opozycjonistów. Co to oznacza dla Białorusi
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Świat jako felieton Donalda Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Czy Grzegorz Braun nauczy Jarosława Kaczyńskiego odpowiedzialności?
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama