Do premiery dojdzie za kilka dni, gdy prace rozpocznie komisja badająca kulisy głośnej sprawy uwolnienia z Libii bułgarskich pielęgniarek. Jak wiadomo, pojawiły się sugestie, że była to dwuznaczna transakcja wiązana, bo poza okupem UE Kaddafi uzyskał specjalną gratyfikację od Francji: dostęp do technologii atomowej (cywilnej) i sprzętu wojskowego (m.in. rakiety przeciwczołgowe). Istotę „wymiany wzajemnie korzystnej” naświetlił w sier- pniu, tydzień po jej sfinalizowaniu, syn Kaddafiego Sejf al Islam w wywiadzie dla „Le Monde”. Nie zrobiły tego wcześniej władze Francji. Lewicowa opozycja zarzuciła im więc manipulowanie opinią publiczną, w dodatku rażąco sprzeczne z dewizą jawności i przejrzystości przyjętą przez prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego. W sferze cienia poruszała się jego małżonka Cecilia. Odwiedziła Trypolis dwukrotnie i przywiozła bułgarskie pielęgniarki do Europy. W tej grze szef dyplomacji Bernard Kouchner siedział na ławce rezerwowych.

By było jawnie, przejrzyście i demokratycznie, przewodniczącym komisji został socjalista Pierre Moscovici (choć na 30 jej członków rządząca prawica ma 17). Początkowo zapowiadał, że wezwie na przesłuchanie i prezydenta, i pierwszą damę. – To niezgodne z konstytucją – odparł Pałac Elizejski. I dodał, falandyzując francuskie prawo, że skoro żona szefa państwa działa jako jego specjalny wysłannik, to musi być traktowana tak jak on sam.

Przed szereg wyrwał się niebacznie przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Zgromadzenia Narodowego Axel Poniatowski (w „komisji libijskiej” ma rolę posła sprawozdawcy) i zadeklarował, że odpytywanie Cecilii byłoby bezcelowe. Bo jeśli Kaddafi rzeczywiście miałby dostać coś w zamian za pielęgniarki, to nie mogłaby tego przecież gwarantować pierwsza dama, lecz tylko pierwszy obywatel Francji. A Sarkozy przed komisją nie stanie.

Ale przewodniczący Moscovici wyraził przekonanie, że rozwód państwa Sarkozych zmienił sytuację Cecilii, przywracając jej status osoby prywatnej. To zapewne ciekawy problem natury prawnej, ale nie dyplomatyczno-politycznej. Bo co nowego mogłaby wyjawić deputowanym eksmałżonka głowy państwa? Że Francja wszelkimi sposobami odbudowuje wpływy w krajach Maghrebu? Czy „komisja libijska” miałaby się zamienić w „komisję Cecilii” i tropić grupę trzymającą dyplomację? Szkoda na to czasu i pieniędzy. To bowiem ta sama grupa, która nie kryje, że trzyma władzę: ścisły sztab Pałacu Elizejskiego skupiony wokół prezydenta Sarkozy’ego.