Stadion w centrum miasta

Wybudujmy Stadion Narodowy na Pradze, a po mistrzostwach pozwólmy na nim grać Legii Warszawa. A na miejscu klubowego stadionu Legii stwórzmy otwarte dla ludzi centrum sportu i rekreacji

Publikacja: 01.11.2007 18:34

Red

Wielu Polakom – nie tylko kibicom futbolu lub/i polityki – niełatwo zrozumieć, po co Platforma po błyskotliwym zwycięstwie wyborczym i u progu wyczekanych rządów wywołuje konflikt o lokalizację Stadionu Narodowego. Jeśli to autorski pomysł pani prezydent Gronkiewicz-Waltz, to zafundowała ona swoim kolegom naprawdę niezły kłopot na początek funkcjonowania rządu. Z kolei gdyby była to koncepcja zbiorowa kierownictwa PO, przemyślana i przygotowana przed wyborami, to niezbyt uczciwe było przemilczenie jej w czasie wyborów.

Sam pomysł zmiany lokalizacji stadionu został zaprezentowany tak nieprofesjonalnie i nieprzekonująco, jakby narodził się przy porannym goleniu. Argumenty, o których szerzej za chwilę, były niezbyt przekonujące i spójne, co więcej, nie przedstawiono wiarygodnego harmonogramu gwarantującego, że mimo zmiany budowa zakończy się w terminie, a wreszcie, co najbardziej zaskakujące, nie zaproponowano alternatywnej lokalizacji.

Wysuwając pomysł tak fundamentalnej zmiany, ogłoszono coś w rodzaju konkursu na inną lokalizację, co pokazywało, że władze miasta są nieprzygotowane, a pomysł był nieprzemyślany. Posypały się propozycje z różnych stron Warszawy i okolic, powiększając tylko wrażenie absolutnej improwizacji.

To wrażenie powiększyła jeszcze kolejna deklaracja posła PO, kandydata na ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, który budowę stadionu w centrum miasta nazwał planem A, nie wykluczył jednak, że realizowany będzie plan B – czyli budowa stadionu w innym miejscu.

Spróbujmy rzeczowo rozpatrzyć argumenty pomysłodawców owego planu B, jeszcze trzy dni temu traktowanego chyba jako jedyny słuszny plan. Argument finansowy przedstawiany jest mniej więcej tak: „Tereny pod dotychczasową lokalizacją koło Stadionu Dziesięciolecia warte są trzy miliardy złotych, a więc ich przeznaczenie na stadion jest marnotrawne. Do tego dochodzi miliard albo i więcej na samą budowę, a więc będzie to, dodając obie kwoty, jak powiedział Mirosław Drzewiecki, najdroższy europejski stadion”.

Opinia ta jest całkowicie nieprzekonująca. Nie wiadomo, skąd się wzięła tak wysoka wycena gruntów po dawnym stadionie. To grunty trudne geologicznie, podmokłe, przy nowych inwestycjach wymagające drogich technologii. Opłacalne byłyby tylko wysokie obiekty, których nie planowano w tym rejonie miasta. Od ceny gruntu należałoby odliczyć koszty zlikwidowania starego stadionu i wywiezienia pozostałości. Koszt tego przedsięwzięcia byłby olbrzymi, więc realny zysk ze sprzedaży gruntów byłby minimalny.

Argument, że uzyskane ze sprzedaży pieniądze mogłyby sfinansować Stadion Narodowy, a co za tym idzie, oszczędzić pieniądze z budżetu, jest nieprawdziwy. Żeby sprzedać ten teren, należy najpierw zmienić plan zagospodarowania, dopuszczając tam odpowiednio opłacalne obiekty, bo w obecnej sytuacji nie znajdzie się nabywca. Kolejne procedury musiałyby potrwać wiele lat, więc środki, i to wyraźnie mniejsze niż zapowiadane przez panią prezydent, trafiłyby do budżetu państwa w najlepszym razie w połowie 2011 roku, kiedy to stadion dawno już powinien stać.

Ponadto koszt takiego projektu jak stadion nie sprowadza się do równowartości budowy obiektu. Należy doliczyć system komunikacji publicznej, dróg, parkingów itp. Z tego punktu widzenia lokalizacja praska jest optymalna. Z myślą o niej działaliśmy od lat, czekając, kiedy państwo będzie finansowo zdolne do udźwignięcia inwestycji. Z tą myślą zaplanowaliśmy przebieg drugiej linii metra i był to poważny argument przy decyzji o budowie mostu Świętokrzyskiego. To jest teren, poza placem Defilad, najlepiej skomunikowany w Warszawie i idealnie nadający się pod nowy projekt. Jeśli wybrano by inną lokalizację, należałoby wszystko budować i finansować od nowa. Oznacza to olbrzymie koszty i, co niebagatelne, bardzo długi czas.

Podsumowując: przenosiny stadionu w inne miejsce nie muszą przynieść oszczędności, a mogą się okazać droższe i bardziej ryzykowne ze względu na upływający czas.

Drugi argument dotyczy aspektów komunikacyjnych i można by go przedstawić mniej więcej tak: „Miejsce dzisiejszego stadionu jest zbyt centralnie położone, a wybudowanie tam nowego obiektu wygeneruje olbrzymie nowe obciążenia komunikacyjne, które zakorkują miasto. Lepszy jest teren na peryferiach, bo będzie łatwiej dojechać”.

Argument ten jest nieprawdziwy i świadczy o niekompetencji. Co wygeneruje większe i bardziej stałe obciążenie komunikacyjne – stadion używany raz na jakiś czas czy osiedle na 30 – 40 tysięcy mieszkańców, które miałoby tam powstać jako alternatywa? Każde przeznaczenie tego terenu inne niż park, sprzeczny z pierwszym celem finansowym, oznacza większą udrękę i korki niż obiekt sportowy.

Proponowane inne lokalizacje nie są korzystniejsze komunikacyjnie i nie odciążają warszawskich dróg.

Skrajnym przykładem jest Służewiec, gdzie lokalizacja stadionu korki by raczej nasiliła. Inne miejsca są nieznacznie korzystniejsze, ale z kolei brak tam dróg. W przypadku nowej lokalizacji trzeba równolegle wybudować nowe drogi, co nie jest proste, i połączyć to miejsce komunikacją publiczną, o nierealnym metrze nie wspominając. Tak więc również z powodów komunikacyjnych bezpieczniejsza i lepiej przygotowana jest lokalizacja praska.

Trzeci podnoszony przez panią prezydent Gronkiewicz argument o tym, że wszystkie stadiony w europejskich metropoliach ulokowane są poza miastami, również nie jest trafiony. Wystarczy wspomnieć choćby o rozmiłowanych w piłce Rzymie, Mediolanie czy Lizbonie, gdzie stadiony są położone bardziej centralnie niż warszawska Praga. Rzeczywiście na przykład w Paryżu czy Frankfurcie nowe stadiony powstawały poza centrami miast, ale tam głównym problemem był brak dostępnych w obrębie miasta odpowiednio dużych, niezagospodarowanych terenów będących własnością miasta lub państwa. W Warszawie problem ten nie występuje. Jest jeszcze kilka dostępnych lokalizacji w naszym mieście, z których zdecydowanie najlepszą jest rejon dawnego Stadionu Dziesięciolecia.

Czwarty argument to w skrócie stwierdzenie: „Skoro i tak PiS niczego do tej pory nie zrobiło, nic nie stracimy, zaczynając od nowa”. Jest to argument tylko częściowo poprawny. Rzeczywiście inwestycyjne osiągnięcia ekipy prezydenta Kaczyńskiego sprowadzały się do nieudolności, zaniechań i działań pozorowanych. Także postępy w przygotowaniach do Euro źle wróżyły dotrzymaniu terminów. Ale trzeba sobie zadać pytanie, co zdąży wykonać nowa ekipa PO.

Obserwując to, co przez ostatni rok działo się w Warszawie, nie możemy być o to całkiem spokojni. Żadna nowa inwestycja nie została rozpoczęta, a sposoby prowadzenia remontów nie dowodzą na razie szczególnego profesjonalizmu ani wyobraźni. Dlatego warto wziąć pod uwagę, że zachowując dotychczasową lokalizacje stadionu, politycy PO przyszliby w pewnym sensie na gotowe. Nie muszą niczego wymyślać, drogi i most już są, wystarczy wybudować w terminie zaplanowaną od lat stację metra.

W przypadku nowych lokalizacji trzeba przeprowadzić inwestycje zupełnie innej skali. Obok samego stadionu trzeba wybudować drogi i doprowadzić komunikację publiczną, co nie tylko kosztuje, ale też trwa. Nie jest pewne, czy obecnie rządząca stolicą ekipa da sobie z tym radę w terminie. Dojazd do na nowo zlokalizowanego stadionu metrem byłby oczywiście w r. 2012 nierealny. Jeśli dodalibyśmy do tego formalny problem związany z planami zagospodarowania i ich zmianą, termin realizacji inwestycji byłby skrajnie zagrożony.

Cała sytuacja przypomina nieco proceder, którego mistrzem był Lech Kaczyński – wyrzucania do kosza dorobku poprzedników, tak aby można było przypisać sobie całość projektu. Ekipa PiS wyrzuciła przygotowane przez nas koncepcje budowy II linii metra, mostu Północnego, zabudowy pl. Defilad, planu zagospodarowania Śródmieścia, odbudowy pałaców Saskiego i Br?hla i wiele, wiele innych. Zmarnowane zostały bardzo zaawansowane prace, projekty, a nawet zasady finansowania. Wszystko postanowiono zrobić od początku i nie zrobiono nic. Cztery lata zostały dla Warszawy stracone. Nie byłoby dobrze, gdyby ten zwyczaj się utrwalił. Nawet jeśli krytycznie podchodzi się do poprzedników, warto kontynuować to, co mądre i zaawansowane. Choćby zrobiło to PiS...

Platforma swoją inicjatywą przenoszenia lokalizacji Stadionu Narodowego przejęła odpowiedzialność za przygotowanie w terminie projektów przed Euro 2012. Jest to, w moim przekonaniu, bardzo poważny błąd. Gdyby miało dojść do realizacji planu B, PiS na każdy zarzut o opóźnieniach odpowie przypomnieniem nieopatrznej inicjatywy pani prezydent. A przecież Stadion Narodowy to inwestycja rządu, zatem ewentualne nowe koncepcje powinien ogłosić nowy premier Donald Tusk.

Wydarzenia związane z lokalizacją przysłoniły inny bardzo zasadniczy problem, nad którym dyskusję zapoczątkowałem, a który wciąż wydaje się istotny. Pytanie brzmi: czy stać nas na jednoczesne budowanie dwóch wielkich stadionów w Warszawie i jak one w przyszłości mają być zagospodarowane?

Do tej pory sytuacja miała oczywisty kontekst polityczny. Dwa rywalizujące ze sobą podmioty miały prowadzić analogiczne inwestycje w tym samym czasie. Rząd PiS chciał budować Stadion Narodowy na miejscu Stadionu Dziesięciolecia, a PO stadion Legii na Łazienkowskiej. Obie ekipy szczerze się nie cierpiały, obu brak było sukcesów inwestycyjnych, obie wreszcie chciały udowodnić swoją skuteczność. Żadna więc nie chciała się wycofać ze swojego, projektu niezależnie od racjonalności całej sprawy.

Teraz jednak Platforma przejmuje odpowiedzialność również za rząd, zatem uwzględniając racjonalność, również finansową, premier i szef partii Donald Tusk odpowie zapewne niedługo na zasadnicze pytania: Czy rzeczywiście stać nas, aby utrzymać obie równoległe inwestycje i czy oba obiekty będą niezbędne po mistrzostwach? Mówimy przecież o ponad 400 milionach złotych z kasy miasta na obiekt Legii i grubo ponad miliardzie złotych z budżetu państwa na Stadion Narodowy. Czy rzeczywiście stać nas na wydanie takiej fortuny, kiedy widać, że w dzisiejszych warunkach mecze, imprezy, koncerty itp. ledwo zwrócą koszt utrzymania jednego tak wielkiego obiektu w mieście? Co będzie, jeśli po Euro stadion stać będzie pusty? Czy nie wzbudza wątpliwości, że firmie, która jest właścicielem Legii, darowuje się na 24 lata – w warunkach XXI wieku na całe techniczne życie obiektu – wielki stadion praktycznie za darmo? Zwłaszcza że jest to firma o poważnym udziale w rynku mediów.

Mogę w tej sprawie przedstawiać jasne poglądy, bo to przecież nasza ekipa zapoczątkowała realną inwestycję na Łazienkowskiej. Nasz projekt powstał w warunkach, w których władze krajowe ani myślały o inwestowaniu pieniędzy w Warszawie, a realna perspektywa budowy Stadionu Narodowego na Pradze w ogóle nie istniała. Tak jak w przypadku mostów, metra czy części obwodnicy, musieliśmy radzić sobie sami. Wiedzieliśmy, że duży, porządny stadion w Warszawie powstanie, tylko jeśli wymyślimy na to sposób.

Powstała zatem koncepcja przejęcia od MON terenów Legii, stworzenia partnerstwa prywatno-publicznego i rozpoczęcia projektu z firmą ITI, która przejmowała klub. Koncepcja ta bazowała na finansowaniu prywatnym i kosztować miała miasto znikomą część dziś planowanych wydatków. Teraz jednak sytuacja zmieniła się radykalnie. Istnieje konsensus, by Stadion Narodowy finansować z budżetu. Czy jest sens dublować inwestycje, i to z niewystarczających warszawskich zasobów? Oto moja odpowiedź na te pytania, którą systematycznie powtarzam i traktuję jako radę dla nowego premiera.

Najlepszym rozwiązaniem byłoby:

1) wybudowanie Stadionu Narodowego za zadeklarowane pieniądze rządu w dotychczasowej lokalizacji,

2) oszczędzenie dla miasta ponad 400 milionów z przeznaczeniem ich na inne projekty sportowe i rekreacyjne oraz na zapewnienie, że metro dojedzie do stadionu o czasie,

3) oddanie Stadionu Narodowego po mistrzostwach w codzienną eksploatację Legii, jak robi się to na świecie, choćby w Paryżu, z podobnymi wielkimi stadionami,

4) przeznaczenie obecnych obiektów i terenów Legii przy Łazienkowskiej na wspaniałe, nowoczesne i otwarte dla ludzi, a nie tylko dla klubów, centrum sportu i rekreacji, którego tak Warszawie brakuje. Życzę tego nie tylko warszawiakom, ale i nam wszystkim.

Autor jest posłem do europarlamentu wybranym z listy Platformy Obywatelskiej (w kwietniu 2006 został z niej usunięty), w latach 1999 – 2001 był prezydentem Warszawy

Wielu Polakom – nie tylko kibicom futbolu lub/i polityki – niełatwo zrozumieć, po co Platforma po błyskotliwym zwycięstwie wyborczym i u progu wyczekanych rządów wywołuje konflikt o lokalizację Stadionu Narodowego. Jeśli to autorski pomysł pani prezydent Gronkiewicz-Waltz, to zafundowała ona swoim kolegom naprawdę niezły kłopot na początek funkcjonowania rządu. Z kolei gdyby była to koncepcja zbiorowa kierownictwa PO, przemyślana i przygotowana przed wyborami, to niezbyt uczciwe było przemilczenie jej w czasie wyborów.

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?