Witamy w nowej sejmowej dżungli

Ilu ludzi sławiło niedawno zasługi Michała Boniego w pracy podziemnej, a ilu zdobyło się na przypomnienie roli, jaką w KOR i podziemnej „Solidarności” odegrał Romaszewski? Być może gdyby senator kiedyś był TW, dziś patrzono by na niego łaskawszym okiem – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 08.11.2007 03:55

Przebieg dwóch pierwszych dni w polskim parlamencie niewiele się różni od wydarzeń sprzed dwóch lat. Wtedy to, co się działo w Sejmie, niemal powszechnie uznano za skandal, a teraz już tylko za pieniactwo PiS.

Przypomnijmy jednak, jakie wydarzenia towarzyszyły początkom poprzedniego Sejmu. W nocy z wtorku na środę (25/26 października 2005) negocjacje między Prawem i Sprawiedliwością a Platformą Obywatelską poniosły fiasko. Kazimierz Marcinkiewicz, wtedy główny negocjator partii Jarosława Kaczyńskiego, próbował jeszcze ratować wizję koalicji, proponując podzielenie spornego MSWiA na dwa resorty – Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Ministerstwo Administracji.

Platforma nie podjęła pomysłu, ale w środowy poranek, gdy miała miejsce inauguracja Sejmu, uznała za oczywiste, że to jej należy się funkcja marszałka, i wysunęła na to stanowisko Bronisława Komorowskiego. Był to polityk, który od wyborczego wieczoru 23 października 2005 zasłynął kilkoma niezwykle jątrzącymi wypowiedziami na temat PiS. Czy można się więc dziwić, że PiS odmówiło poparcia Komorowskiego? Politycy tej partii wskazywali, że owszem, gotowi są przyznać PO stanowisko marszałka, ale woleliby, aby objął je lider partii Donald Tusk i, – co bardziej istotne – taki gest miał być zwieńczeniem gotowej koalicji PO – PiS.

Gdy jednak marzenia o koalicji się rozwiały, a Komorowski kojarzył się źle, politycy PiS nie widzieli powodu, by oddać szefostwo Sejmu przegranym.

W odpowiedzi PO uderzyła w ton świętego oburzenia, że PiS chce narzucać innej partii kandydata na marszałka. Komorowski pytał, czy bracia Kaczyńscy, którzy przejęli już stanowiska prezydenta i premiera, nie zechcą teraz dodatkowo stanowiska prymasa.

Całe to oburzenie maskowało decyzję polityków Platformy, że koalicji nie będzie. Teatralny spór o marszałka PO wykorzystała jedynie do oskarżenia PiS, że chce skupić w swoich rękach hiperwładzę. I ta wizja wydarzeń została przyjęta, jeśli dobrze pamiętam, przez większość mediów.

W wielu relacjach z Sejmu dominowały dwie tezy: urząd marszałka należy się Platformie pomimo braku koalicji, bo to nagroda pocieszenia dla przegranego. PiS nie ma prawa wybrzydzać i musi brać tego, kogo PO desygnuje. Jeśli uczyni inaczej, to znaczy, że ma autorytarne skłonności i nie rozumie zasad demokracji. Spór o marszałka ostatecznie zamknął marzenia o PO – PiS. Między obu partiami zaczął się brutalny bój na wyniszczenie. Odmianę miały przynieść kolejne wybory.

Po dwóch latach odmiana istotnie zaszła. PO wygrała, a PiS przegrało. Jarosław Kaczyński źle znosi porażkę. Wpierw pośrednio przyrównuje część wyborców Tuska do środowiska mordercy księdza Popiełuszki. Potem małostkowo sugeruje, że o klęsce zadecydowały niemądre SMS-y i klipy z wydźwiękiem antyrządowym, które miały mobilizować elektorat. Wreszcie bracia Kaczyńscy wdają się w niejasne oskarżenia Radka Sikorskiego.

Czy Tusk głosi potrzebę uspokojenia nastrojów wyłącznie pod publiczkę czy nie panuje nad Klubem PO, a może w chwili słabości ulega emocjom swoich kolegów i ich chęci odwetu?

Na tym tle poniedziałkowe wywiady Donalda Tuska w „Dzienniku” i „Gazecie Wyborczej” wydawały się sygnalizować nową taktykę PO – chęć wyciszenia emocji i unikanie wdeptywania PiS w ziemię. Inauguracyjna sesja Sejmu w poniedziałek dawała jeszcze nadzieję, że scenariusz „odprężenia” można utrzymać.

Gdy posłowie PiS chcieli przed wyborem Bronisława Komorowskiego na marszałka Sejmu zadawać mu pytania, marszałek senior Zbigniew Religa z PiS nie dopuścił do tego. Można się domyślać, że w pytaniach zawarto by trudne do zweryfikowania na sali sejmowej oskarżenia o nielegalne praktyki Komorowskiego z czasów, gdy był ministrem obrony narodowej. Religa wyraźnie nie chciał, by do tego doszło. Zdawał sobie sprawę, że wywoła to potworną burzę. Wydawało się, że jest jeszcze szansa, by Prezydium Sejmu wybrać w aksamitny sposób, by uhonorować zarówno zwycięzców z Platformy, jak i drugi pod względem ilości posłów Klub PiS.

Wymagało to z jednej strony sprawnej dyplomacji, a z drugiej unikania wyboru kandydatów, którzy w ciągu ostatnich dwóch lat wojny między PO a PiS byli czołowymi zagończykami.

Jednak ostatnie wydarzenia pokazały, że wybory prezydiów Sejmu i Senatu nie zostały poprzedzone żadnymi efektywnymi negocjacjami między przedstawicielami obu partii.

PiS wystawiło przeciwko Komorowskiemu Krzysztofa Putrę. Wynik głosowania pokazał, że w tym Sejmie PiS łatwo może wpadać w pułapkę izolacji. Komorowski wygrał z Putrą, bo poparli go nie tylko koalicjanci z PO i PSL, ale także posłowie Lewicy i Demokratów. Potem było tylko gorzej.

W połowie dnia – ale jeszcze przed wyborami na marszałka Senatu – Donald Tusk wypowiedział słowa, które dla PiS stanowiły wyzwanie. – Kandydat PiS na wicemarszałka Senatu Zbigniew Romaszewski to człowiek konfliktowy i może nie otrzymać większości głosów – stwierdził.

Tusk robi więc to, co oburzało jego partię dwa lata temu. Chce dyktować, kogo PiS może wystawić na wicemarszałka Senatu. Ponieważ w izbie wyższej ma większość, nie musi się martwić, jakie wywoła reakcje. I rzeczywiście PiS w Senacie uchyla się od wyboru Bogdana Borusewicza (ale ten dostaje swoją funkcję dzięki przewadze Platformy). Liczni politycy PO – z chwalebnym wyjątkiem Jarosława Gowina – nie kryją satysfakcji: odpłacili PiS pięknym za nadobne. Przypominają, jak poprzednio, gdy to PiS miało w Senacie większość, utrącono kandydaturę na wicemarszałka Stefana Niesiołowskiego. Konflikt buzuje już pełnym płomieniem.

We wtorek PiS urządza w typowym dla siebie stylu show przeciwko wyborowi na wiceszefa Sejmu Stefana Niesiołowskiego. PO broni swojego polityka, przypominając, jak bardzo był on zasłużonym działaczem opozycji. Ale czyni to w sposób, który wygląda na trudno skrywaną kpinę z pozostającego w mniejszości PiS. Próg śmieszności przekracza Bogdan Zdrojewski, który stwierdza, że Niesiołowski to „chodząca dobroć”. Dowodem na to, iż kolega z sejmowych ław wszędzie niesie pokój, jest to – brnie dalej Zdrojewski – że po jego urodzeniu w 1944 roku szybko zakończyła się II wojna światowa.

Wieczorem „Fakty” TVN i „Wiadomości” TVP w swoich relacjach o sejmowym sporze stosują dwie różne miary w opisywaniu jego bohaterów. W wypadku Romaszewskiego wspomina się raczej o jego mitycznych, złych cechach charakteru (z lubością rozprawia o tym Bogdan Borusewicz).

W wypadku Niesiołowskiego słyszymy raczej jego kolegów, skupiających się na jego – skądinąd jak najbardziej prawdziwych – opozycyjnych zasługach. Żaden z reporterów nie zdobywa się na refleksję nad piękną kartą opozycyjną Romaszewskiego i dla odmiany żaden nie zastanawia się, czy Niesiołowski przypadkiem nie ma trudnego charakteru.

Co ciekawe, reporterzy cytują oburzonych polityków PO, że PiS chce im dyktować, kogo wystawiać na wicemarszałka Sejmu. Jednocześnie nikt nie zauważa, że dokładnie tego samego PO oczekuje od PiS w sprawie Romaszewskiego. W środę kropkę nad i stawia Bogdan Borusewicz, mówiąc, że na PiS czeka fotel wiceszefa Senatu, ale nie może to być Romaszewski. A bliski PO Ireneusz Krzemiński przekonuje w „Rzeczpospolitej” (7 listopada 2007), że Romaszewski to dziś istny kapłan nienawiści, niegodny swojej przeszłości w podziemiu.

Warto porównać, ilu ludzi sławiło niedawno zasługi Michała Boniego w pracy podziemnej, a ilu zdobyło się na przypomnienie, jaką rolę w KOR i podziemnej „Solidarności” odegrał Romaszewski. Biedny senator z Warszawy ma pecha. Być może gdyby kiedyś był TW, patrzono by na niego łaskawszym okiem.

Kto rządzi polską polityką? Czy ktoś planuje i kontroluje tego typu konflikty? A może sejmowi zagończycy wypełniają skrupulatnie plany szefów swoich partii? W tym tekście chciałem pokazać – jak na taśmie odtwarzanej w zwolnionym tempie – wybrane dwie sytuacje z sejmowego boiska z inauguracji w 2005 i w 2007 roku.

Ale te awantury skądś się przecież biorą i liderzy partii winni mieć w sobie siłę, by kontrolować ich rozmiary. Przez ostatnie dwa lata za wszystkie ostre słowa i sejmowe burdy surowiej oceniano PiS i Jarosława Kaczyńskiego. Teraz to PO wygrała wybory i to od tej partii można więcej wymagać. Wydawało się, że Donald Tusk zdążył się już oswoić z tą myślą. W wywiadach deklarował bowiem, że będzie dążył do wyciszenia w polskiej polityce. W ciągu ostatnich dni tak się jednak nie stało. Pozostaje nam więc się zastanawiać, która z hipotez jest prawdziwa: czy Tusk głosi potrzebę uspokojenia nastrojów wyłącznie pod publiczkę, czy nie panuje nad Klubem PO, czy wreszcie w chwili słabości ulega emocjom i chęci odwetu swoich kolegów.

Wiele dało mi do myślenia agresywne wystąpienie Bogdana Zdrojewskiego broniącego kandydatury Niesiołowskiego. Zdrojewski po wyborach został zepchnięty w cień. Czy prawdziwe może być zatem podejrzenie, że w PO wojujący widowiskowy antykaczyzm jest najlepszym sposobem na powrót do pierwszych szeregów partyjnych?

Również w PiS panuje głębokie przekonanie, że najlepszym sposobem rozbawienia posłów i zdobycia serc widzów przy telewizorach jest krotochwilne wygłaszanie pikantnych wyzwisk pod adresem Stefana Niesiołowskiego. Warto, by Jarosław Kaczyński zastanowił się, czy takie „błyskotliwe” filipiki dobrze mu służą.

Ale jest jeszcze jeden aspekt ponurej wizji Sejmu, który może się na nowo pogrążyć w obraźliwych filipikach. Jest nim komfortowa pozycja Lewicy i Demokratów. Antykaczyzm to wspaniały klej dla nieformalnej koalicji PO – PSL – LiD. A rozpętać awanturę i rozgrzać stare urazy można w kilka minut. Czy Platforma Obywatelska zechce się odurzać takim klejem? Czy są już posłowie, którzy wysilają wyobraźnię w poszukiwaniu najlepszych sposobów na widowiskowe wyprowadzanie z równowagi przesłuchiwanego Jarosława Kaczyńskiego?

Witamy w dżungli nowej kadencji. „Inni szatani” są tam już nie tylko czynni, ale i zacierają z radością ręce. – Będzie się działo – cieszy się na łamach „Trybuny” Jerzy Szmajdziński. ?

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?