Ukradli nam nadzieję

PO obejmowała władzę w atmosferze rozbudzonych nadziei, których jednak szybko nie spełni. Czekają nas więc konflikty i protesty grup społecznych walczących o realne pieniądze – pisze publicysta

Publikacja: 30.11.2007 01:32

Ukradli nam nadzieję

Foto: Rzeczpospolita

Red

Widać już wyraźnie, że rząd Donalda Tuska nie zamierza dokonywać radykalnych zmian w państwie. Jest częściowo kontynuatorem polityki PiS, a częściowo powraca do marazmu rządów Marka Belki. W życiu publicznym odżywają zarówno patologie III RP, jak i konflikty społeczne IV RP.

Możliwość masowych protestów nauczycieli i lekarzy to już nie prawdopodobny scenariusz, lecz niemal pewność. Obydwa konflikty zafundował sobie rząd na własne życzenie. Od pierwszego stycznia miała wejść rewolucja w systemie zatrudnienia lekarzy. Planowano skrócić czas pracy i przez to zwiększyć możliwość dorobienia poza miejscem zatrudnienia. Było to możliwe, ale pod warunkiem pozyskania znacznych środków. Rząd PiS przygotował taki scenariusz, przesuwając środki z Funduszu Pracy na leczenie. Wymagało to natychmiastowych działań nowej ekipy. Tu jednak mamy zupełną bezradność, a wręcz obstrukcję spowodowaną niechęcią do PiS-owskich pomysłów.

Ekipa Tuska ma wprawdzie stabilną większość, ale już widać, że zaczyna dryfować tak jak rząd Belki

W przypadku nauczycieli wyraźnie widać, że ekipa Tuska świadomie nie mówiła wyborcom prawdy, aż do momentu, gdy trzeba było podejmować decyzje. Nauczyciele i lekarze poparli PO, a teraz ich rozgoryczenie szybko przerodzi się w protesty.

Jeszcze groźniejszym zapalnikiem mogą okazać się aspiracje górników. Kończy się okres prosperity finansowej kopalń. Zapotrzebowanie na energię nie jest w stanie wydźwignąć cen polskiego węgla do takiego poziomu, by można było dalej zwiększać środki przeznaczone na płace. Liberalny rząd raczej dokona redukcji kosztów pracy kopalń, a to kłóci się z potrzebami górników, którzy mają już dosyć wyrzeczeń. W dodatku środowiska górnicze są raczej niechętne nowej ekipie i podejrzliwie będą patrzeć na każdy ruch rządu Tuska.

Nałożenie się kłopotów finansowych kopalń i rozpoczęcie pracy komisji w sprawie śmierci Blidy, co może ujawnić szereg mechanizmów kradzieży pieniędzy wokół węglowego biznesu, to mieszanka wybuchowa. Nowa ekipa nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo. Rząd obejmował władzę w atmosferze rozbudzonych nadziei; nadziei, których jednak w sferze płac szybko nie spełni. Czekają nas konflikty i protesty grup społecznych walczących o realne pieniądze. Działania w zakresie PR nic tu nie zmienią. Niewiele też pomoże taktyka przerzucania odpowiedzialności na poprzednią ekipę; taktyka, która w Polsce cieszy się na tyle złą tradycją, że pogorszy jedynie niezadowolenie.

Już mamy recydywę działań typowych dla III RP. Zmiana kompetentnego prezesa ZUS na kogoś wyciągniętego z politycznego klucza, przy jednoczesnym podejrzeniu, że gra toczy się tutaj o poważne kontrakty i obsadę stanowisk w terenie, pachnie starymi nawykami. Jeszcze większe obawy budzą nominacje w kluczowych resortach. Powrót na stanowiska wiceministrów i szefów departamentów ludzi obciążonych PRL-owskimi uwikłaniami jest czytelnym sygnałem, że wraca stare.

Wystarczy tu wymienić nominację Romana Kowalskiego, absolwenta radzieckiej kuźni kadr dyplomatów w Państwowym Instytucie Stosunków Międzynarodowych, czy też mianowanie na prokuratora krajowego Marka Staszaka, importowanego wprost z ekipy Leszka Millera. Najbardziej kontrowersyjna jest jednak sama obsada stanowiska ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego.

Oczywiście nie można odbierać adwokatom prawa do obejmowania ważnych stanowisk w państwie. Niemniej zatrudnienie pełnomocnika osób, które w ostatnich latach wstrząsnęły polskim życiem publicznym, wchodząc w konflikt z prawem, zaczyna mieć znaczenie nie tylko symboliczne.

Prokuratorzy mogą sądzić, że wraca moda na nietykalnych i tego właśnie chce władza. W tej chwili zamiast mody na walkę z korupcją modne może się stać walczenie i nagonka na tych, którzy chcieli korupcję z Polski usunąć. Już teraz widać to po atakach medialnych na CBA współorganizowanych z niektórymi politykami obozu rządzącego.

W polityce zagranicznej widać najbardziej niepokojące zmiany. Oprócz konfliktu z prezydentem, którego wbrew wcześniejszym zapowiedziom rząd pomija w kluczowych decyzjach, mamy zmianę sposobu jej uprawiania, a przede wszystkim przeorientowanie celów. Polska rezygnuje ze ścisłego sojuszu z USA na rzecz mglistych zapewnień o poprawie stosunków z UE. Sprzyja temu wycofanie wojsk z Iraku i złagodzenie polskich aspiracji w sprawie tarczy.

Zupełnie niezrozumiałe staje się w tym kontekście dopuszczenie możliwości rozmów o tarczy z Rosją. Ten gest może stworzyć fatalny precedens oczekiwania na zgodę Moskwy przy każdym ruchu wzmacniającym naszą obronność. Zgoda na wejście Moskwy do OECD bez wyraźnych obietnic ze strony Kremla poprawy wzajemnych stosunków pachnie polityką przełomu PRL i III RP, kiedy to dla wielu polskich dyplomatów ważniejsza od interesu kraju była pozytywna reakcja „światowych środowisk opiniotwórczych”.

Największą bolączką rządów Marka Belki było to, że przy braku stabilnej większości nie mógł on przeprowadzać ważnych reform dla kraju. Ekipa Tuska ma wprawdzie stabilną większość, ale już widać, że zaczyna dryfować tak jak Belka. Programy PSL i PO są zbyt rozbieżne, żeby stworzyć z tego poważny projekt. PiS wprawdzie też miało bardzo egzotycznych koalicjantów, ale w kwestiach programowych umiało sobie ich „wychować”. PSL nie zamierza przybierać liberalnego oblicza, a PO ludowego.

Czeka nas więc marazm. Zapomnijmy o podatku liniowym i realnym zmniejszeniu kosztów funkcjonowania państwa. Jedyne, czego możemy być pewni, to przypieszenie prywatyzacji. Najlepszym dowodem na takie zamierzania może być jednak nie ogłoszony plan prywatyzacyjnych priorytetów, lecz próba osiodłania CBA, które w pewnej koncepcji łączenia biznesu z polityką wyraźnie przeszkadza.

PO poza zmianami kadrowymi nie ma też wyraźnego pomysłu na reorganizację służby zdrowia czy choćby próbę poprawienia systemu emerytalnego rolników. Pytania o najważniejsze reformy muszą poczekać przynajmniej do końca tej koalicji.

Autor jest redaktorem naczelnym „Gazety Polskiej”

Widać już wyraźnie, że rząd Donalda Tuska nie zamierza dokonywać radykalnych zmian w państwie. Jest częściowo kontynuatorem polityki PiS, a częściowo powraca do marazmu rządów Marka Belki. W życiu publicznym odżywają zarówno patologie III RP, jak i konflikty społeczne IV RP.

Możliwość masowych protestów nauczycieli i lekarzy to już nie prawdopodobny scenariusz, lecz niemal pewność. Obydwa konflikty zafundował sobie rząd na własne życzenie. Od pierwszego stycznia miała wejść rewolucja w systemie zatrudnienia lekarzy. Planowano skrócić czas pracy i przez to zwiększyć możliwość dorobienia poza miejscem zatrudnienia. Było to możliwe, ale pod warunkiem pozyskania znacznych środków. Rząd PiS przygotował taki scenariusz, przesuwając środki z Funduszu Pracy na leczenie. Wymagało to natychmiastowych działań nowej ekipy. Tu jednak mamy zupełną bezradność, a wręcz obstrukcję spowodowaną niechęcią do PiS-owskich pomysłów.

Pozostało 84% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA