Mało jest ludzi (wśród piszących chyba tylko Waldemar Kuczyński) przekonanych, że korupcja w Polsce nie jest specjalnie nasilona. Bo też z pewnością jest nasilona i świat polityki nie może tego ignorować. PiS ze zwalczania korupcji uczynił swój znak firmowy, ale i PO będzie starała się wykazać, że ma pomysł i jest aktywna. Ta polityczna determinacja głównych partii nie przesądza jednak o sukcesie i nie wyklucza przyjęcia strategii raczej spektakularnych niż skutecznych. To przynajmniej po części zdarzyło się już PiS, a wkrótce może być udziałem PO.
W sprawie zwalczania korupcji wydają się konkurować dwie zasadnicze strategie „wykrywać i karać” (PiS) i „usuwać – przez deregulację – okazje” (PO). Nie warto się spierać, czy myć ręce czy nogi – program antykorupcyjny musi zawierać w stosownej proporcji i jedno, i drugie. Ale kluczem do sukcesu jest jeszcze coś innego: przekonanie Polaków, że te działania są wiarygodne. W tym też sensie rozliczenie przeszłości ma znaczenie kluczowe. Polacy muszą mieć powody, by uwierzyć, że antykorupcyjna aktywność klasy politycznej jest autentyczna i bezkompromisowa. Jest więc szczególnie ważne, by złamać powszechne przekonanie wyrażone w przysłowiu „kruk krukowi oka nie wykole”
Muszą być wiarygodnie zbadane podejrzane sprawy również środowisk i osób bardzo wpływowych, a przeszkodą nie mogą być prawne formalności. Lista takich spraw jest bardzo długa. Przytoczę kilka spraw w różnych okresach sygnalizowanych przez prasę. Wszystkie one dotyczą szeroko rozumianych „elit” i w każdym przypadku powstaje wątpliwość prawna (być może ma miejsce przedawnienie) lub natury etycznej.
1. Kontrowersje – co najmniej etyczne – budzą okoliczności przejmowania publicznego majątku przez mniej lub bardziej formalnie współdziałające środowisko ludzi skupionych niegdyś w Porozumieniu Centrum, a obecnie czynnych w PiS. Sporo pisze o tym „Gazeta Wyborcza”. Wyjaśnienia ludzi PiS zasługują na uwagę, ale pozostają poważne wątpliwości.
2. W 2001 roku miały miejsce zdarzenia dotyczące drobnej zmiany w prawie podatkowym. „Ktoś” w toku prac komisji sejmowej złożył poprawkę zwalniającą z podatku od dochodu z (wcześniejszej) sprzedaży pewnej kategorii akcji pracowniczych. Prowadziło to do idącego w setki milionów ubytku dochodów budżetu i takich samych korzyści dla wąskiej grupy beneficjentów (szczególnie z jednego koncernu medialnego). Ustawa została uchwalona, ale – po sygnałach prasowych – posłowie dokonali nowelizacji. Bezskutecznie, bo z naruszeniem vacatio legis – prezydent Aleksander Kwaśniewski posłał ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, a ten ją uchylił. Swego czasu pisała o tym „Rzeczpospolita” i inne gazety. Tak wielkie straty budżetu wymagają wnikliwego zbadania.