Ostatnia walka agenta

Czy ostrość ataku na Antoniego Macierewicza nie oznacza, że udało mu się zdesowietyzować polskie służby wojskowe? – zastanawia się publicysta

Publikacja: 22.02.2008 01:54

Ostatnia walka agenta

Foto: Rzeczpospolita

Red

Harcerze czy sowieccy kursanci? Kto lepiej będzie bronił polskich interesów narodowych w wojskowych służbach: osoby niedoszkolone, ale reprezentujące interesy naszego kraju czy tzw. fachowcy z poprzedniego okresu, co do których lojalności są same znaki zapytania?

Generał Marek Dukaczewski kpi z nas w żywe oczy, gdy opowiada, jakim to skarbem dla Polski byli on i jego „doświadczeni” koledzy z wojskowych służb, a jakim zagrożeniem są ludzie zatrudnieni w czasach Antoniego Macierewicza. Tego ostatniego można nie lubić, ale trudno mu odmówić konsekwencji w desowietyzacji polskich służb wojskowych. Czy ta desowietyzacja jest „patologicznym urojeniem” i „obsesją” byłego szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, czy koniecznością? Czy to amatorzy są zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polski, czy ci, którzy przeciwstawiają im swoją fachowość?

„Sto procent naszych generałów i pułkowników to ci, którzy kończyli radzieckie akademie wojskowe. To zabezpiecza nam rezerwę doświadczonych ludzi na lata naprzód”. Tak na początku 1990 r. gen. Wojciech Jaruzelski rozwiewał wątpliwości przywódcy ZSRR Michaiła Gorbaczowa, czy Polacy są wciąż wiarygodnym partnerem Moskwy. Generał nie musiał dodawać, że najlepszą „rezerwą doświadczonych ludzi na lata naprzód” byli wysocy oficerowie wojskowych tajnych służb.

W 1979 r. w Budapeszcie, podczas Konferencji Szefów Zarządów Wywiadowczych Sił Zbrojnych państw sygnatariuszy Układu Warszawskiego ustalono, że służby państw sojuszniczych muszą przekazywać operacyjne dane do centralnej bazy Głównego Zarządu Wywiadowczego Sił Zbrojnych ZSRR, czyli do GRU. Sowieci mieli więc dostęp do aktywów służb wojskowych PRL. Co najbardziej skandaliczne, w 1989 r. ówczesny szef Wojskowej Służby Wewnętrznej (poprzedniczki WSI), gen. Edmund Buła, mimo że już nie musiał tego robić, przekazał GRU kartotekę operacyjną WSW (skopiowaną na mikrofilmy przed jej zniszczeniem).

Gdy w 1991 r. powstawały Wojskowe Służby Informacyjne, aż 90 proc. ich kadry dowódczej stanowili oficerowie szkoleni przez GRU i KGB. W latach 1980 – 1992 sowieckie kursy ukończyło około 3 tys. oficerów wojska, z tego ponad 300 oficerów WSW i wywiadu wojskowego przeszło specjalistyczne kursy w KGB i GRU.

Macierewicz zaczął szukać ludzi do pracy kontrwywiadowczej w zupełnie innych środowiskach niż wcześniej robiły to te służby

Dwóch szefów WSI, gen. Bolesław Izydorczyk i gen. Marek Dukaczewski, ukończyło te kursy w 1989 r., już po czerwcowych wyborach. Absolwentami kursów GRU byli: szef WSI w połowie lat 90. adm. Kazimierz Głowacki oraz kierujący wtedy Oddziałem Bezpieczeństwa WSI płk Marek Witkowski. Jeszcze w 1998 r. w WSI służyło 158 oficerów (zazwyczaj na kierowniczych stanowiskach) po sowieckich kursach. Rosjanie wiedzieli o polskich kursantach prawie wszystko, a metody pracy naszych służb były po prostu sowieckie. Przez następne lata te metody niewiele się zmieniły, a ci, którzy nawet ze służb odeszli, wciąż mieli w nich wielkie wpływy.

W latach 90. – a nawet po 2000 r. – kontrwywiad wojskowy nie miał żadnych sukcesów na tzw. odcinku wschodnim, bo Rosjanie znali nasze aktywa operacyjne, w tym agentów oraz ich oficerów prowadzących. Dlatego WSI przez 15 lat nie wykryły żadnego szpiega, który działałby na rzecz Rosjan. Dopiero po przyjęciu Polski do NATO i aresztowaniu trzech oficerów kontrwywiadu WSI za szpiegostwo na rzecz Rosji (wyśledzili ich nie wojskowi, lecz cywilny UOP), Biuro Bezpieczeństwa Wewnętrznego WSI rozpoczęło tajną operację o kryptonimie „Gwiazda”. Oficerów pytano o udział w kursach GRU, KGB i akademii w Dreźnie. Operację przerwano, gdy w listopadzie 2001 r. szefem WSI został gen. Marek Dukaczewski, sam szkolony przez GRU.

Gdy oficerowie brytyjskiego wywiadu (MI-6), który przejął część archiwów Stasi, przejrzeli dokumenty, zauważyli, że pojawiają się w nich nazwiska trzech szefów polskiego wywiadu wojskowego. W konkluzji z analizy tych dokumentów Brytyjczycy napisali, że trzech szefów WSI było „bezpośrednio zaangażowanych w działalność wywiadowczą przeciwko Wielkiej Brytanii i Stanom Zjednoczonym już po upadku komunizmu w Polsce”. Tych trzech szefów to generałowie: Bolesław Izydorczyk (kierował WSI w latach 1992 – 1994), Konstanty Malejczyk (kierował WSI w latach 1996 – 1997) oraz Marek Dukaczewski (ostatni szef WSI).

Zachodni sojusznicy nie mieli zaufania do Polaków po kursach GRU i KGB. Michael Waller, analityk wywiadu, wiceprezes American Foreign Policy Council w Waszyngtonie, napisał, że już po przyjęciu Polski do NATO „zachodnie wywiady unikały współpracy z niektórymi polskimi oficerami”, a Warszawa była pomijana w wielu kwestiach dotyczących bezpieczeństwa paktu. To dlatego Niemcy nie zgodziły się, by attaché w Kolonii został absolwent kursu GRU płk Cezary Lipert. To dlatego Kanadyjczycy kwestionowali kandydaturę dwukrotnego uczestnika kursów GRU płk. Dobrosława Mąki (ostatecznie ją zaakceptowali).

Sojusznicy nie dowierzali polskim absolwentom kursów KGB i GRU, bo często byli oni obiektami werbunku przez służby specjalne ZSRR, a potem Rosji. Werbowano przede wszystkim tych oficerów, którzy w wolnej Polsce mogli objąć wysokie stanowiska w nowych służbach. A Rosjanie mieli w tej kwestii dobre rozeznanie, tym bardziej że agenci często stwarzali takim kandydatom legendę wybitnych fachowców i umiejętnie sterowali ich karierami. Kilkumiesięczne pobyty Polaków w sowieckich ośrodkach umożliwiały poza tym zbieranie na nich „haków”, co mogło potem posłużyć do szantażu.

Po 1990 r. zwerbowanych polskich oficerów, często na wiele lat, zostawiano w „zamrażarce”, by nie wzbudzać podejrzeń. Ilu z nich działa jeszcze w wojskowych służbach lub ma znajomości wśród obecnych funkcjonariuszy (mogli oni szkolić nowe kadry bądź przez jakiś czas dowodzić nowo przyjmowanymi do służby). Czy nie lepiej było przeciąć ten wrzód i zatrudnić zupełnie nowych ludzi, niż pozostawić tych, którzy stwarzali zagrożenie dla bezpieczeństwa Polski?

Antoni Macierewicz zaczął szukać ludzi do służby kontrwywiadu w zupełnie innych środowiskach niż wcześniej robiły to te służby. Byli to przeważnie absolwenci studiów z małych miejscowości, których rodzice (i oni sami) nie byli uwikłani w układy, w jakich mogli się znaleźć byli oficerowie tajnych służb (w tym przede wszystkim wojskowych). To miały być osoby poza wszelkimi podejrzeniami, jednocześnie motywowane patriotycznie (na przykład poprzez działalność w harcerstwie) i mające „pozabranżowe” spojrzenie na tajne służby.

Można zarzucić Macierewiczowi naiwność albo – z drugiej strony – próbę wychowania sobie grupy janczarów, tyle że takie metody są stosowane przez różne służby, szczególnie po wielkich wpadkach bądź kryzysach.W tym kontekście zadziwia zaciekłość ataku tzw. fachowców z WSI na nowych funkcjonariuszy, wyśmiewanych jako amatorzy przyuczeni na ekspresowych kursach. Czyżby ci amatorzy byli dla nich nieprzenikliwi? Czyżby „fachowcy” stracili swoje dojścia, a przez to wpływ na tajne służby wojskowe i dlatego teraz tak mocno się irytują? Czyżby Macierewiczowi udało się to, co wydawało się niemożliwe przez kilkanaście lat po odzyskaniu niepodległości, czyli desowietyzacja polskich służb?

Autor jest redaktorem naczelnym tygodnika „Wprost”

Harcerze czy sowieccy kursanci? Kto lepiej będzie bronił polskich interesów narodowych w wojskowych służbach: osoby niedoszkolone, ale reprezentujące interesy naszego kraju czy tzw. fachowcy z poprzedniego okresu, co do których lojalności są same znaki zapytania?

Generał Marek Dukaczewski kpi z nas w żywe oczy, gdy opowiada, jakim to skarbem dla Polski byli on i jego „doświadczeni” koledzy z wojskowych służb, a jakim zagrożeniem są ludzie zatrudnieni w czasach Antoniego Macierewicza. Tego ostatniego można nie lubić, ale trudno mu odmówić konsekwencji w desowietyzacji polskich służb wojskowych. Czy ta desowietyzacja jest „patologicznym urojeniem” i „obsesją” byłego szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, czy koniecznością? Czy to amatorzy są zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polski, czy ci, którzy przeciwstawiają im swoją fachowość?

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?