Stwierdzenie, że Instytut Pamięci Narodowej zdominowany został przez historyków propagujących prawicową czy zgoła pisowską wizję historii, uważane jest na salonach za tak oczywiste i narzucające się, że niewymagające udowadniania. Ja też nie będę się domagał żadnych dowodów ani nękał powtarzających tę frazę z wielką pewnością siebie publicystów i polityków pytaniami, kogo konkretnie, poza autorami książki o Wałęsie, mają na myśli. Profesora Chojnowskiego? Profesora Friszkego?
Mniejsza o to. Ja mam do nich tylko jedno pytanie: kto, mianowicie, miałby w IPN podjąć pracę, żeby zrównoważyć pisowski przechył? Proszę o nazwiska. O zaproponowanie konkretnych historyków, których wizja historii mogłaby stworzyć miłą salonom przeciwwagę dla tej, którą w swych książkach przekazują Cenckiewicz, Dudek, Głębocki, Gontarczyk czy Żaryn. Na takie pytanie, jestem pewien, odpowiedzią byłaby głęboka cisza i w końcu okazałoby się, że jedyni historycy głoszący wizję najnowszych dziejów dającą się uznać za niepisowską to Jacek Żakowski i Mirosław Czech.
[srodtytul]Nic nowego[/srodtytul]
Otóż właśnie nie jest wcale tak, żeby o to, jak było, spierali się między sobą historycy. Historyk z prawdziwego zdarzenia pewnych oczywistości w żadnym wypadku nie zakwestionuje, bez względu na to, na kogo głosuje i jakie ma poglądy polityczne. Jeśli te oczywistości uważa salon za immanentnie pisowskie, to musi się pogodzić z punktem dla Kaczyńskich; jazgot mediów, które nad historię, jaką była, przedkładają historię, jaką być powinna, niczego tu nie zmieni.
Nic nowego. W pismach lewicowych, czy jest to lewica spod znaków „Przeglądu” czy „Krytyki Politycznej”, znaleźć można równie uzasadnione utyskiwania na opanowanie przez prawicę, czy też wyznawców neoliberalizmu, ośrodków opiniotwórczych w dziedzinie gospodarki. Rzeczywiście, jeśli jako kryterium przyjąć pewne postulaty ideologiczne – należy uznać, że polska ekonomia przechylona jest niezwykle mocno na prawo.