Bliźniak musi odejść w cień

Lech Kaczyński powinien podjąć kilka ponadpartyjnych inicjatyw, parę razy wesprzeć Platformę wbrew stanowisku PiS. Dobrze byłoby też, aby czasem wypracował wspólne stanowisko z lewicą – pisze publicysta "Rzeczpospolitej" Michał Szułdrzyński

Publikacja: 06.01.2009 19:43

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/01/06/michal-szuldrzynski-blizniak-musi-odejsc-w-cien/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Rok po przyspieszonych wyborach parlamentarnych trudno jest zauważyć znaczące sukcesy rządu oraz koalicji PO – PSL. Czy opozycyjne PiS odniosło w tym czasie jakiś spektakularny sukces? Mimo że Platformie nie udało się udowodnić żadnej poważniejszej zbrodni, o jaką oskarżano jeszcze kilkanaście miesięcy temu PiS, wizerunek partii Jarosława Kaczyńskiego nie poprawił się. Lider partii może nie jest już uważany za zagrożenie dla demokracji i wartości zachodniej cywilizacji, ale za to pracuje na wizerunek przesiąkniętego żółcią desperata.

[srodtytul]Reelekcja jedyną szansą[/srodtytul]

Sympatycy PiS z pewnością winę za ten stan rzeczy zrzucą na sympatie części elit, części środowisk dziennikarskich i komentatorów. Jedno jest pewne – bez względu na przyczyny tego stanu PiS nie ma dziś wizerunku partii (by użyć słowa klucza kampanii prezydenckiej w USA) "wybieralnej".

O sporej ilości sukcesów w minionym roku – szczególnie w porównaniu z PiS – może natomiast mówić Lech Kaczyński. Choć i on ma problem z wizerunkiem, odniósł jednak parę sukcesów, przede wszystkim w polityce międzynarodowej (takich jak jego sierpniowa wyprawa do Gruzji).

Równocześnie w całkowitej defensywie jest PiS. Nic nie wskazuje na to, by w najbliższych wyborach miało szanse wygrać i przejąć rządy. Oczywiście nie znamy dziś jeszcze skutków kryzysu gospodarczego ani jego wpływu na zaufanie Polaków do rządzącej Platformy Obywatelskiej, ale patrząc na wysokie poparcie dla tej partii, trudno na serio wierzyć w radykalną zmianę społecznych sympatii.

Szanse partii Jarosława Kaczyńskiego na osiągnięcie ponad połowy mandatów w Sejmie – i samodzielne rządy – są bliskie zeru. Nawet gdyby Prawu i Sprawiedliwości udało się, nie zdobywając samodzielnie większości, przegonić PO, to i tak spośród obecnie znaczących sił politycznych żadna nie pali się do koalicji z PiS.

Jeśli więc PiS może gdzieś upatrywać dziś swojej politycznej szansy, to jest nią Lech Kaczyński. Reelekcji obecnego prezydenta partia powinna więc podporządkować swoje działania.

[srodtytul]Eksponent PiS[/srodtytul]

Paradoksalnie jednak Lech Kaczyński będzie miał szansę na ponowny wybór jedynie wtedy, gdy przestanie kojarzyć się wyłącznie z Prawem i Sprawiedliwością – gdy Polacy przestaną go uważać za eksponenta PiS.

Prawo i Sprawiedliwość jest dziś dla Lecha Kaczyńskiego balastem. Kojarzy się z sojuszem z Ligą Polskich Rodzin i Samoobroną oraz z innymi niefortunnymi wydarzeniami z okresu swoich rządów, które spowodowały, że Polacy w 2007 r. postanowili odsunąć PiS od władzy i postawić na PO. Swoją rolę w zohydzaniu PiS ma oczywiście część mediów, ale nawet bez udziału mediów spokojna koalicja partii Donalda Tuska i Waldemara Pawlaka robi lepsze wrażenie od wiecznie rozedrganego sojuszu Kaczyńskiego z Lepperem i Giertychem.

PiS jest dziś partią mogącą liczyć na głosy około jednej czwartej wyborców. To wystarcza, aby być główną siłą opozycyjną w Sejmie, ale wybory prezydenckie – większościowe – tym różnią się od parlamentarnych, że ów żelazny elektorat nie wystarczy, aby je wygrać. Potrzebne jest poparcie znacznie szersze – ponad połowa głosów osób biorących udział w wyborach. Na to partia Jarosława Kaczyńskiego liczyć nie może – ma bowiem zbyt duży elektorat negatywny. PiS nie zapewni więc Lechowi Kaczyńskiemu drugiego zwycięstwa w wyścigu po prezydenturę.

Czy Lech Kaczyński ma jeszcze szansę, aby pokazać, że jest samodzielnym politykiem, który potrafi wznieść się ponad interes partyjny? Czy ma szansę przestać kojarzyć się z jedną partią – z partią swojego brata?

[srodtytul]Dymisja prezesa uratuje prezydenta [/srodtytul]

To niewykluczone – do wyborów pozostały jeszcze dwa lata. Jednak niezbędnym warunkiem powodzenia takiej operacji zmiany wizerunku jest usunięcie głównego elementu, który łączy Lecha Kaczyńskiego z PiS. A tym elementem jest brat bliźniak prezydenta – Jarosław Kaczyński.

Mówiąc wprost: aby prezydent przestał być kojarzony wyłącznie z Prawem i Sprawiedliwością, jego brat przede wszystkim powinien zrezygnować z prezesury swojej partii. Dopóki prezesem PiS będzie brat bliźniak głowy państwa, nikt nie uwierzy, że prezydent podejmuje decyzje dobre dla państwa, a nie dla swojego środowiska politycznego.

To ruch pierwszy – bardziej marketingowy. Ruch drugi wymaga od Lech Kaczyńskiego zdystansowania się wobec partii, której był współzałożycielem. Prezydent powinien podjąć kilka ponadpartyjnych inicjatyw, parę razy – w sprawach, w których spór będzie jałowy – wesprzeć Platformę wbrew stanowisku PiS. Dobrze byłoby też, aby czasem – znów wbrew PiS – wypracował wspólne stanowisko z lewicą. I nie chodzi tu o polityczny czysty teatr – wszak prezydent znany jest ze swojej społecznej wrażliwości i politycznego umiaru, więc realne różnice między Lechem Kaczyńskim a PiS same pojawiłyby się, gdyby prezydent i jego partia zaczęły iść własnymi drogami.

Zyskałby na tym i autorytet głowy państwa, i Lecha Kaczyńskiego jako męża stanu. Skupionego nie na partyjnych utarczkach, lecz na racji stanu, udzielającego się głównie na polu polityki zagranicznej. W kraju zaś będącego oazą spokoju, mediatorem, najwyższym przedstawicielem państwa, który zajmuje się wypracowywaniem narodowych kompromisów i polityki historycznej – przez przyznawanie orderów, udział lub patronat w wielkich wydarzeniach społecznych i kulturalnych.

[srodtytul]Wiara pozwoliła przetrwać [/srodtytul]

Cała ta polityczna konstrukcja ma tylko jedną wadę – jest nierealna. Trudno uwierzyć w odejście Jarosława Kaczyńskiego w cień. Prezes PiS jest głęboko przekonany do swoich racji, bez względu na to, co mówią badania opinii publicznej. W niedawnym wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" mówił, że gdyby chciał się kierować sondażami, już dawno temu musiałby się powiesić.

Jarosław Kaczyński zdaje się wierzyć, że – wbrew sondażom – jego partia ma wciąż ukryte gdzieś społeczne zasoby. Ta wiara pozwoliła mu przetrwać okres politycznej smuty w latach 90., politycznie odrodzić się w 2001 roku i – mimo wszystkich przeciwności – wylansować brata na prezydenta, a potem samemu zostać premierem.

Warto jednak pamiętać, że dwa tłuste lata Kaczyńskich nadeszły po dziewięciu latach chudych – dopiero w momencie, gdy zadrżała w posadach cała polska scena polityczna. Gdy sam Jarosław Kaczyński zdecydował, że w miejsce partii kadrowej stworzy ugrupowanie składające się z kilku nurtów zjednoczonej prawicy. Dziś z tego zjednoczenia pozostały tylko zgliszcza.

Żyjemy dziś w zupełnie innej Polsce niż w 2005 roku, a nawet niż w 2007 roku. W najbliższym czasie nie zanosi się ani na wielką polityczną fuzję, która poszerzyłaby spektrum partii Kaczyńskiego, ani na polityczne tsunami, które na nowo zdefiniowałoby nasz polityczny pejzaż. Wypowiadane przez prezesa PiS słowa: "Lech Kaczyński miał już minimalne poparcie w sondażach i kilka miesięcy później wygrał wybory prezydenckie", są więc bardziej próbą pocieszania się w trudnej sytuacji niż trzeźwą diagnozą polityczną.

[srodtytul]Rachunek zysków i strat[/srodtytul]

Oczywiście odejście Jarosława Kaczyńskiego mogłoby Prawu i Sprawiedliwości jako partii poważnie zaszkodzić. Polska scena polityczna jest nie tylko spolaryzowana, ale też spersonalizowana. Polityczny bój w imieniu swoich formacji toczą dziś dwaj silni liderzy. Ten, którego zabraknie, bardzo osłabi swoje ugrupowanie. Należy też pamiętać, że dla wielu wyborców PiS to Jarosław Kaczyński jest gwarantem wiarygodności swojej partii – że pozostanie ona naprawdę prawicową (cokolwiek by to oznaczało), antykomunistyczną, patriotyczną, przywiązaną do polskiej suwerenności.

Tyle tylko, że dziś Jarosław Kaczyński musi wybrać. Musi dokonać rachunku zysków i strat. Czy podjąć ryzyko wycofania się w cień – na czym może stracić partia, ale skorzysta pewnie jego brat – prezydent. Czy też trwać na czele swojej formacji, biernie oczekując na zmianę politycznych wiatrów.

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/01/06/michal-szuldrzynski-blizniak-musi-odejsc-w-cien/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Rok po przyspieszonych wyborach parlamentarnych trudno jest zauważyć znaczące sukcesy rządu oraz koalicji PO – PSL. Czy opozycyjne PiS odniosło w tym czasie jakiś spektakularny sukces? Mimo że Platformie nie udało się udowodnić żadnej poważniejszej zbrodni, o jaką oskarżano jeszcze kilkanaście miesięcy temu PiS, wizerunek partii Jarosława Kaczyńskiego nie poprawił się. Lider partii może nie jest już uważany za zagrożenie dla demokracji i wartości zachodniej cywilizacji, ale za to pracuje na wizerunek przesiąkniętego żółcią desperata.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?