Kampania „Wałęsa", czyli wojna o pamięć

To, jak przedstawimy moment upadku PRL, kogo uznamy za bohatera i jakie wybory będziemy sławić, zadecyduje, jak będziemy postrzegać historię III RP – pisze publicysta „Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 13.01.2009 18:58 Publikacja: 13.01.2009 18:53

[b][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/01/13/kampania-%E2%80%9Ewalesa-czyli-wojna-o-pamiec/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Pod koniec minionego roku, według sondaży, spośród osób publicznych największe zaufanie Polacy mieli do Lecha Wałęsy. Kilka lat temu ta sama osoba znajdowała się na szarym końcu identycznych rankingów. Co spowodowało zmianę stosunku Polaków do tej postaci? Wydaje się ona tym bardziej zagadkowa, że Wałęsa przez ten czas niczego nie zrobił.

Owszem, przez Polskę przetoczyła się wielka debata, którą wywołała książka historyków Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka: "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii", która dowodziła, że jej bohater miał epizod współpracy z SB (co zresztą tajemnicą poliszynela było już wcześniej). Trudno jednak przyjąć, że to te rewelacje spowodowały zwiększenie zaufania do historycznego lidera "Solidarności", nawet jeśli założymy, że ogół społeczeństwa je odrzucił. Postępująca niepamięć fatalnego bilansu prezydentury Wałęsy jest tylko okolicznością dodatkową.

[srodtytul]Bałwochwalcza celebra [/srodtytul]

Fenomen ten wyjaśnić może ogromna kampania, którą ośrodki opiniotwórcze z "Gazetą Wyborczą" na czele rozpoczęły w obronie Lecha Wałęsy. Dołączyły do niej władze i w ten sposób przerodziła się ona w rodzaj bałwochwalczej celebracji, której zwieńczeniem stały się obchody 25-lecia przyznania przywódcy "Solidarności" Nagrody Nobla.

Organizatorom kampanii nie chodziło o "obronę dobrego imienia Wałęsy", ale o skompromitowanie lustracji oraz IPN, a w konsekwencji o przejęcie kontroli nad pamięcią – a więc i świadomością – Polaków. Innymi słowy, chodziło o rząd dusz, który szybko przekształca się w rząd ciał.

O tym, że to nie Wałęsa jest w tej kampanii ważny, świadczył choćby fakt, że jej organizatorzy, np. "Wyborcza" i jej szef osobiście, jeszcze niedawno uznawali go za szkodnika i ostro akcentowali niechęć do tej polityki historycznej, która polega na eksponowaniu heroicznych elementów narodowej historii. A teraz nie tylko diametralnie zmienili stosunek do Wałęsy, ale postanowili też się odwołać do atakowanej wcześniej postawy historycznej, doprowadzając ją zresztą do skrajności. Kampania "Wałęsa" była nie tylko budowaniem historycznego mitu, a więc polityką historyczną w stopniu skrajnym, ale wręcz ostentacyjnym odrzucaniem faktów, jeśli naruszają one wyobrażenie naszych dziejów uznane za optymalne.

[srodtytul]Biblia pauperum III RP[/srodtytul]

Kampania "Wałęsa" to przygrywka do wielkiej batalii, którą to samo środowisko, czyli establishment III RP, przygotowuje nam na ten rok – 20. rocznicy upadku komunizmu. To, jak przedstawimy ów moment dziejowy, kogo uznamy za bohatera i jakie wybory będziemy sławić, zadecyduje, jak będziemy postrzegać historię III RP, a więc i naszą polityczną teraźniejszość.

Już dziś słyszymy apele – powtarzane bezmyślnie, ale coraz powszechniej – aby wielkich uroczystości nie zakłócać "gorszącymi swarami". Oznacza to, że różnica zdań w odniesieniu do interpretacji upadku komunizmu może mieć wyłącznie charakter nieprzyzwoitej kłótni, czyli że istnieje jedyne dopuszczalne ujęcie tego momentu. Oczywiście, wypracowane od początku III RP przez jej elity i powtarzane przez media.

To Biblia pauperum (Biblia dla analfabetów) III RP. Zgodnie z nią rządzący PRL przywódcy PZPR z jakichś bliżej niesprecyzowanych przyczyn, wśród których niepoślednią rolę odgrywał ich patriotyzm, postanowili zaprowadzić w Polsce demokrację. Okrągły Stół był miejscem, gdzie z przedstawicielami opozycji procedurę owego oddania władzy zatwierdzono. Sejm, wybrany w wyniku owego porozumienia, powołał na premiera Tadeusza Mazowieckiego – idealnego polityka na ten przejściowy okres – który stworzył rząd doskonały, szybko i bezpiecznie budujący demokratyczne i niepodległe państwo prawa. Wszystko dalej to konsekwencje owych inicjalnych osiągnięć.

III RP byłaby pasmem sukcesów i marszem ku świetlanej przyszłości, gdyby nie opętani nienawiścią awanturnicy polityczni, których przywódcami, a zarazem najpełniejszym wcieleniem, są bracia Kaczyńscy. Wykorzystują oni drzemiące podobno w narodzie polskim ciemne siły, czyli agresywny i podszyty klerykalizmem nacjonalizm jeszcze nie tak dawno zwany przez oświecone elity ciemnogrodem. Te siły stają na drodze Polski do postępu i nie pozwalają jej się stać Europą w pełnym tego słowa znaczeniu.

[srodtytul]Modelowanie Polaków [/srodtytul]

Takie wyobrażenie na temat narodu polskiego pociągało za sobą określoną politykę historyczną, jaką w stosunku do niego uprawiał establishment III RP zwany salonem. Miała ona wyeliminować poczucie narodowej dumy stanowiącej, zdaniem tegoż salonu, pożywkę dla nacjonalizmu. W zamian należało budować kompleks winy i niższości Polaków. Eksponowane były momenty wstydliwe i dwuznaczne, a heroiczne – poddawane rewizji, ośmieszane albo relatywizowane. Polskie poczucie niższości ułatwia elitom emancypowanie Polaków z ich "zaściankowej" tradycji i przerabianie ich na "prawdziwych", czyli skrojonych na brukselską miarę, Europejczyków. Zabiegi te oddawały społeczeństwo pod kuratelę – a więc władzę – dominującego kulturowo establishmentu III RP, który modelował Polaków zgodnie ze swoimi wyobrażeniami i potrzebami.

Ta polityka historyczna szczególnie ewidentna była w odniesieniu do najnowszej, komunistycznej przeszłości. Służyła bowiem nie tylko realizacji zasadniczych celów ideologicznych, ale osłaniała salon, który był płodem mariażu części opozycyjnych elit z komunistyczną nomenklaturą. Mit Okrągłego Stołu, przy którym, jakoby z własnej woli, komuniści zrezygnowali z władzy, miał budować ich legitymację. Miał być czynem odkupującym nieprawości. To jednak nie wystarczało. Należało zrelatywizować PRL, a więc i rolę królującej w nim nomenklatury. Zgodnie z polityką historyczną III RP za PRL odpowiedzialni byli wszyscy mieszkańcy. Przecież wszyscy, żyjąc w PRL, musieliśmy chodzić na kompromisy. Zatem wszyscy: od robotnika po I sekretarza KC PZPR, byliśmy ofiarami historycznych warunków.

Jednoznaczne w PRL rozróżnienie pomiędzy tymi, którzy warunki te cynicznie wykorzystywali jako trampolinę do swoich karier, a tymi, którzy byli ich ofiarami, zostało w tym ujęciu zatarte. Okrągły Stół miał przecież dowodzić patriotyzmu twórców stanu wojennego, może więc różnice między Polakami sprowadzały się wyłącznie do interpretacji patriotycznych wyborów, z czego płynie prosty wniosek, że najlepiej będzie, jeśli zamkniemy rozliczenia tamtego czasu, odgrodzimy się od nich grubą kreską i zaczniemy wspólnie budować nową, demokratyczną Polskę.

Zgodnie z tą interpretacją po upadku komunizmu wszyscy znaleźliśmy się w podobnej sytuacji skonfrontowani z nową rzeczywistością. "Wszyscy mieliśmy swoją szansę" i jeśli ktoś z niej nie skorzystał, to jego wina. Czyli nie potrafił się dostosować do nowych demokratyczno-rynkowych warunków.

[srodtytul]Zwycięstwo IV RP [/srodtytul]

Zakwestionowanie mitów założycielskich III RP musiałoby podważyć jej całościową interpretację. Jeśli Okrągły Stół zgodnie z prawdą potraktować jako manewr komunistów w celu uratowania maksimum ze swojego stanu posiadania, to ich pozycja w niepodległej Polsce byłaby trudna do obrony. Jeśli odsłonić przejmowanie przez nich majątku narodowego i budowanie gospodarczego imperium w oparciu o swoje uprzednie pozycje i wpływy przy akceptacji byłych opozycjonistów, a nowych sojuszników, to ocena III RP musiałaby ulec zmianie. Reinterpretacji uległaby też ocena rządu Mazowieckiego, który nie podołał historycznemu wyzwaniu. Przypadłości III RP stałyby się logiczną konsekwencją jej założeń i układów, które legły u jej podstaw.

Zrozumienie tego faktu upowszechniło się w konsekwencji afery Rywina. Bratobójcza walka między Agorą a postkomunistycznym układem pokazała kulisy III# RP. Systemu, w którym demokratyczne procedury były teatrem. Zamiast wolnego rynku mieliśmy tajne uzgodnienia między grupami interesu wspieranymi przez polityków. I trudno wręcz było mówić o korupcji, gdy zarówno porozumienia, jak i obieg świadczeń, a więc i pieniędzy, dokonywane były nieoficjalnie.

Upublicznienie tej rzeczywistości, wcześniej skutecznie przykrywanej propagandą III RP, spowodowało zwycięstwo partii idących do władzy pod hasłem IV RP, czyli gruntownej reformy systemu, oraz wybór reprezentującego taką właśnie opcję prezydenta w wyborach 2005 roku. Sukces dał dwóm zwycięskim partiom (PiS i PO) szansę zabudowania całości polskiej sceny politycznej. W demokracji taki cel partie mogą osiągnąć przez konkurencję. Zderzenie obu tych wcześniej bliskich sobie ugrupowań przybrało jednak charakter niszczycielskiej wojny domowej.

[srodtytul]Kontrofensywa III RP [/srodtytul]

Wybory 2005 roku spowodowały mobilizację salonu, który zaczął się organizować po szoku afery Rywina. Podjął frontalny atak na siły reprezentujące IV RP: na PiS i prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Kampania ta nie miała charakteru normalnej, mniej lub bardziej racjonalnej krytyki demokratycznej władzy. Stanowiła totalną wojnę kulturową, której celem było wyeliminowanie z przestrzeni publicznej hasła "IV# RP" i skompromitowanie jego rzeczników. PiS i prezydent atakowani byli nie jako reprezentanci błędnej orientacji politycznej, ale też jako posługujący się terrorem wrogowie demokracji, antycywilizacyjne siły porównywane nieustannie z komunistami, a więc siły zła, które należy wykorzenić z życia publicznego. Kampania ta, z perspektywy partyjnego interesu PO, wydawała się ze wszech miar korzystna. Nieco inaczej rzecz miała się w odniesieniu do wartości reprezentowanych przez tę partię. Salon walczył przecież o odbudowę oligarchicznego porządku III RP. W tym jednak wypadku, jak zwykle niestety, interes partyjny przeważył. Platforma Obywatelska w dużej mierze dołączyła się do ofensywy przeciw ideom IV RP. Efekt tych poczynań jest widoczny. Idea IV# RP w powszechnym odczuciu została skompromitowana do tego stopnia, że niektóre najbardziej oczywiste pojęcia – jak choćby "układ" – stały się podejrzane.

Sukces III RP jest efektem ciągłej dominacji jej sił w świecie biznesu i mediów, który wzmocniony został przez siłę polityczną PO. Te same moce doprowadziły do ponownego wypromowania Lecha Wałęsy.

[srodtytul]Polerowanie rys na pomniku[/srodtytul]

Paradoks polega na tym, że organizatorom owej kampanii sprzyjała dodatkowo zmiana atmosfery intelektualnej w Polsce, którą uznać można za zjawisko niezwykle pozytywne. Polega ono na oczyszczaniu pamięci historycznej. Po latach walki o oddanie sprawiedliwości naszej komunistycznej przeszłości, wraz z pojawianiem się pokolenia, które nie jest w nią uwikłane (a więc ocenia ją zdroworozsądkowo), stosunek zarówno do totalitarnej władzy realizującej w Polsce interes ościennego mocarstwa, jak i do tych, którzy usiłowali z nią walczyć, stał się oczywisty.

"Obrońcy" Wałęsy odwołali się do poglądu jakoby jego epizod współpracy z SB miał kompromitować cały wielki ruch "Solidarności". Mniej ważne jest, że robiły to ośrodki opiniotwórcze, które "rewizję" naszej przeszłości i narodowych mitów uczyniły swoim sztandarem. Bowiem wbrew pozorom bałwochwalstwo kreowanych ad hoc autorytetów jest drugą stroną obalania utrwalonych w długiej pamięci historycznych wielkości. W tym wypadku uderzające jest jaskrawe nadużycie, które polega na utożsamieniu wielkiego, narodowego ruchu z jego liderem. Zresztą zarówno autorzy książki o Wałęsie, jak i zwolennicy historycznej prawdy nie czynili z niego agenta sił zła. Jego czasowe załamanie się, tak jak i możliwe konsekwencje tego faktu, pokazują tylko złożoność jego osoby, a także historycznej roli.

"Obrońcy" Wałęsy domagali się jednak, aby na pomniku żyjącego lidera nie pojawiła się żadna rysa. Właściwie nie wdawali się oni w dyskusję historyczną. Głosili przesłanie proste i jednoznaczne: nie wolno tykać, a więc badać biografii naszego dobra narodowego, czyli Lecha Wałęsy. Tak jak nie wolno tego robić w odniesieniu do innych postaci czy faktów, których oficjalna wykładnia została wpisana w mitologię III RP.

Na szczęście dobro Polski, a dobro III RP to dwie zupełnie różne rzeczy. Skonfrontowanie mitologii III RP z faktami może podważyć dobre samopoczucie niektórych osób i środowisk, a także zakwestionować ich rolę w wolnej Polsce. Nie podważy to heroizmu ruchu "Solidarności" i wymiaru polskiej historii. Rok rocznic, który się właśnie zaczął, będzie więc walką o pamięć historyczną, czyli o panowanie w świecie symbolicznym. Takie panowanie bezpośrednio przekłada się na panowanie dosłowne.

[b][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/01/13/kampania-%E2%80%9Ewalesa-czyli-wojna-o-pamiec/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Pod koniec minionego roku, według sondaży, spośród osób publicznych największe zaufanie Polacy mieli do Lecha Wałęsy. Kilka lat temu ta sama osoba znajdowała się na szarym końcu identycznych rankingów. Co spowodowało zmianę stosunku Polaków do tej postaci? Wydaje się ona tym bardziej zagadkowa, że Wałęsa przez ten czas niczego nie zrobił.

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?