Publicystyczny nalot na Izrael

Antysemickie ekscesy umknęły uwadze większości mediów w Europie. Widać wyczuleni na ludzką krzywdę publicyści uznają je za nieproporcjonalnie błahe – pisze publicysta Tomasz Wróblewski.

Publikacja: 15.01.2009 01:00

Wojna nigdy nie wypada dobrze w telewizji. Zmasakrowani cywile, szkoły w gruzach, sieroty płaczące nad ciałami zabitych matek. Po jednej stronie tragedia, po drugiej cyniczni żołnierze wymalowani pod kolor nocy. Ale ta wojna zdaje się być szczególnie okrutna na naszych ekranach. W relacjach ze Strefy Gazy giną niemal wyłącznie dzieci i kobiety. Ani śladu po terrorystach i ich machinie wojennej.

Trudno zrozumieć, dlaczego ten konflikt tyle trwa. Trzeba niezwykłej perfidii armii izraelskiej, żeby tak długo znęcać się i rozjeżdżać czołgami bezbronny naród.

[srodtytul]Nieproporcjonalnie błahe ekscesy[/srodtytul]

W rzeczywistości toczy się nie jedna wojna, a dwie. Ta pierwsza między regularnymi oddziałami: państwo kontra zbrojne ramię organizacji terrorystycznej. Ta druga też ma swoich generałów i oficerów – wziętych publicystów, przekonujących lewicowych felietonistów i polowych reporterów. W wojnie o podświadomość europejskiej opinii publicznej Izrael przegrywa. Sromotnie. Rozjeżdżany nie tylko na ekranach i łamach największych lewicowych gazet, ale i w masowych demonstracjach.

Przemysław Wielgosz jest godnym przedstawicielem gatunku („Rz” 13.01. 2009 r.). Oburzony ludzką tragedią i porażająco „nieproporcjonalną” odpowiedzią Izraela na palestyńskie zaczepki.

„Nieproporcjonalność” robi zawrotną karierę. Jedno słowo, a tyle można nim załatwić: zbagatelizować ataki Hamasu, odebrać Izraelowi moralne prawo do obrony swojej egzystencji i – co najważniejsze – usprawiedliwić serię antysemickich ekscesów. Pozwala demonstrantom w Hadze krzyczeć przed Ambasadą Izraela „Żydzi do gazu”. W Rzymie ultralewicowym organizacjom nawoływać do bojkotowania żydowskich sklepów. Bojownikom o pokój malować w londyńskim metrze „Śmierć Żydom” i podpalić synagogę. W Brukseli wymalować swastyki na bożnicy. Nawet na Florydzie – jak pisze „Miami Herald” – gdzie emerytowani Żydzi (często pamiętający Holokaust) spędzają ostatnie lata życia, pojawiły się plakaty: „Żydzi wracajcie z powrotem do pieca”.

Rzecz umknęła uwadze większości mediów przez cały weekend relacjonujących marsze protestacyjne we wszystkich stolicach Europy. Widać wyczuleni na ludzką krzywdę publicyści uznają antysemickie ataki za nieproporcjonalnie błahe.

[srodtytul]Komu wolno się bronić[/srodtytul]

Tak jak błahe wydaje się 3000 rakiet, które Hamas w ostatnim roku wystrzelił w stronę cywilnych obiektów na terytorium Izraela. Tak naprawdę odpala je nieustannie od trzech lat – odkąd wojska izraelskie wycofały się ze Strefy Gazy. Prawda, że w ich wyniku zginęło „zaledwie” 15 osób, ale rakiety nie omijały ludzi ze względów humanitarnych, tylko z braku lepszej technologii. Ale to się szybko zmienia. Hamas może teraz liczyć na całkiem sprawną irańską technologię.

Czy to wystarczający powód do nieproporcjonalnej odwiedzi zbrojnej? Niektórzy, jak Barack Obama, tak właśnie uważają. Amerykański prezydent elekt bez opowiadania się po którejkolwiek ze stron przyznał, że gdyby ktoś noc w noc prowadził naloty na dom, gdzie śpią jego córki, to „też zrobiłbym wszystko, co w mojej mocy, żeby go zatrzymać”.

Po 11 września 2001 r. Amerykanie przeprowadzili blisko tygodniowy nalot na największe miasta w Afganistanie. Ale jakoś nikt się nie zastanawiał nad proporcjonalnością. Tak jak nikt nie wątpił w zasadność NATO-owskiej inwazji na Irak w 1991 roku po wejściu Saddama Husajna do Kuwejtu. Dużo było krzyku o rosyjską inwazję na Czeczenię pod wymyślonym pozorem, ale poza Warszawą nigdzie w Europie tłum nie ustawiał się przed rosyjską ambasadą.

Zmasowany i nieproporcjonalny antyizraelski nalot publicystyczny uczy nas, że są kraje, którym wolno być przewrażliwionym na punkcie swojego bezpieczeństwa, i te, które powinny co najwyżej chronić się w bunkrach. Nikt nie oburza się na terrorystów. Izrael ma szczególnie parszywą sytuację. Po jednej stronie oddziały Hamasu, po drugiej (przy granicy z Libanem) bojownicy Hezbollahu, dozbrajani przez Iran. No i sam Iran. Wkrótce mocarstwo atomowe z prezydentem modlącym się o zagładę Izraela.

[wyimek]Prawda, że w wyniku ostrzału Izraela przez Hamas zginęło „zaledwie” 15 osób, ale rakiety nie omijały ludzi ze względów humanitarnych, tylko z braku lepszej technologii [/wyimek]

Czy Rada Bezpieczeństwa Narodowego kiedykolwiek przez ostatnie trzy lata zebrała się na nadzwyczajną nocną sesję, żeby zrugać islamskich terrorystów? Czy choć raz się zajęła rakietami lądującymi w Izraelu? Poruszające są dziś apele Czerwonego Krzyża mówiące o katastrofie humanitarnej w Strefie Gazy. Ciekawe, że żadna organizacja ponadnarodowa wcześniej nie zauważyła zagrożenia, jakim jest Hamas dla ludności cywilnej: dla mieszkańców Izraela, ale też dla Palestyńczyków.

Nie sposób dziś włączyć telewizor, żeby nie usłyszeć o bezdusznym blokowaniu pomocy humanitarnej dla cywilnych ofiar w Strefie Gazy. W rzeczywistości od początku kryzysu Izrael przepuścił 600 ciężarówek. To prawda, że ostatnio organizacje humanitarne wstrzymały transport w obawie o bezpieczeństwo swoich pracowników. Może warto jednak dodać, że niebezpieczeństwo pochodziło nie tylko ze strony izraelskich pocisków. Hamas, kryjąc swoje wyrzutnie w punktach wydawania racji żywnościowych, świadomie prowokował naloty.

Oburzające są ataki wojsk na kondukty żałobne i szkoły. Ale czy Czerwony Krzyż nie powinien też oburzać się na umieszczanie punktów dowodzenia w szkołach albo używanie żałobników do przemycania broni. Albo – co odnotowała tylko amerykańska telewizja Fox – na wykorzystywanie kobiet rozpaczających po stracie najbliższych, żeby obwieszone ładunkami wybuchowymi podchodziły do izraelskich żołnierzy i wysadzały się w powietrze.

[srodtytul]Demony wróciły[/srodtytul]

O co w takim razie walczy Hamas, jeżeli nie o bezpieczeństwo Palestyńczyków? Chyba nie o własne państwo. Palestyńczycy mogli je mieć już dawno. Po raz pierwszy w 1948 roku. Propozycja pokojowa zakładała stworzenie odrębnego państwa, ale przedstawiciele Palestyny odmówili podpisania porozumienia pokojowego. 20 lat później na drodze stanęły inne państwa arabskie. Kiedy nadarzyła się kolejna okazja w 2000 roku w Camp David, w ostatniej chwili storpedowali zaawansowane już plany pokojowe.

Jeżeli jest coś, czego konsekwentnie domagały się organizacje palestyńskie przez ostatnie 50 lat – i co teraz czyni Hamas – to chyba tylko likwidacji państwa izraelskiego. Jak na terrorystyczną organizację przystało – nienawiść i destrukcja jest celem, spoiwem ideowym. A antysemityzm genialnie się do tego nadaje.

Czym innym były napisy na murach, ataki na synagogi w ostatni weekend? Jak te pełne nienawiści hasła mają się do katastrofy humanitarnej. Odżyły stare demony. Tyle że butne i pewniejsze siebie – bo nie tylko ekscesy przeszły bez większego echa, ale otrzymały też wspaniałą pożywkę w postaci bezrefleksyjnej, pseudohumanitarnej troski.

[i]Autor jest publicystą, był m.in. redaktorem naczelnym tygodnika „Newsweek Polska” oraz wiceprezesem wydawnictwa Polskapresse[/i]

Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Polityczna intryga wokół AfD
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku