Ogarek gromnicy na Bugu we Włodawie

Teza, iż gdybyśmy mieli euro, to nie byłoby kryzysu, jest równie uprawniona jak twierdzenie, że gdybyśmy mierzyli poziom rzek w calach, a nie w centymetrach, to nie byłoby powodzi

Publikacja: 01.03.2009 18:59

Maciej Rybiński

Maciej Rybiński

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

[b][link=http://blog.rp.pl/rybinski/2009/03/01/ogarek-gromnicy-na-bugu-we-wlodawie/]skomentuj na blogu[/link][/b]

W czasach precywilizacyjnych wszelkie kryzysy i klęski, głód, susze, powodzie, pomory przypisywano gniewowi bogów. Kapłani, czarnoksiężnicy, wróżowie oglądali wnętrzności zwierząt ofiarnych albo gwiazdy i orzekali o przyczynach klęski i sposobach jej odwrócenia. Dla przebłagania bóstw palono stosy ofiarne, a na nich wdowy, okadzano posągi i totemy, bito w tam-tamy, śpiewano chorały i tańczono ekstatycznie wokół ognisk.

[srodtytul]Eurofideiści [/srodtytul]

Dziś palenie wdów, okadzanie totemów i tańce rytualne wyszły z mody, ale zasada została ta sama. Tyle że zamiast okadzić kryzys i zagłuszyć śpiewem, trzeba go zagadać. Ceremonie ku czci Światowida czy innego bożka zastąpiły wystąpienia, przemówienia i telewizyjne rundy dyskusyjne polityków, dzisiejszych kapłanów wiedzy tajemnej.

Postęp jest oczywisty, ale nie ma pewności, czy postąpiliśmy w dobrą stronę. A może skuteczniejsze w zwalczaniu obecnego kryzysu od tego festiwalu wyjątkowo, nawet jak na polskie standardy, idiotycznego bełkotu pseudoekonomicznego byłoby spławienie kukły kryzysu Wisłą do Gdańska, przekłucie igłami figurek prezesów banków odpowiedzialnych za osłabienie złotego albo zarządzenie powszechnego biczowania na odpuszczenie grzechów. Postu nie trzeba zarządzać, przyjdzie sam.

Z elementów religijnych mamy w tym kryzysie jedynie uwielbienie fetyszu euro. To jak z żarówką – pstryk i wszystko jasne. To jest główna oś rozmów o kryzysie, to jest remedium uniwersalne. Bałwan i fetysz, któremu oddaje się cześć, licząc na wzajemność. Dzięki euro nie trzeba mówić ani o bezrobociu, ani o jego skutkach. O spadku wpływów do Narodowego Funduszu Zdrowia i ZUS oraz konsekwencjach dla chorych i emerytów. Wystarczy krótkie nabożeństwo za pomyślność euro w Polsce i kazanie o dobrych wskaźnikach makroekonomicznych. Nie trzeba też mówić o wyprowadzaniu przez polskie banki (będące własnością upadających banków międzynarodowych) dywidend z zysków za granicę.

Mój przyjaciel, człowiek bardzo rozsądny, stwierdził, że teza, iż gdybyśmy mieli euro, nie byłoby kryzysu, jest równie uprawniona jak twierdzenie, że gdybyśmy mierzyli poziom rzek w calach zamiast w centymetrach, nie byłoby powodzi. Na Wiśle w Miedoni przybyło 4 euro, na Bugu we Włodawie ubyło 2.

Przyjaciel jest racjonalistą, większość to fideiści. Z podziwem i rozbawieniem oglądałem telewizyjne „Forum", podczas którego – zanotowałem natychmiast – Wojciech Maziarski z "Newsweeka" wygłosił następującą opinię: w Polsce ceny spadły, bo spadła wartość złotego.

Boże, bądź nam miłościw. Nikt nie zaprotestował, nikt nie próbował wyjaśnić Maziarskiemu i telewidzom, że obniżki cen są rezultatem rozpaczliwych prób opróżnienia magazynów i podtrzymania produkcji. Ani że złoty spadł wobec innych walut, a wobec telewizorów i samochodów się wzmocnił.

W tej samej audycji europoseł SLD Andrzej Szejna z dumą oświadczył, że przyłapał prezydenta Lecha Kaczyńskiego na sprzeczności, bo prezydent w swoim orędziu powiedział, iż euro nie jest lekarstwem, gdyż w krajach strefy euro też jest kryzys. Ale – triumfował europoseł – również kraje, gdzie nie ma euro, przeżywają kryzys. Pan poseł Szejna jest ekonomistą, doktorem ze Szkoły Głównej Handlowej. Pewnie na SGH tego nie uczą, więc spieszę go poinformować, że kryzys generalnie polega na braku pieniędzy. A jakich pieniędzy brakuje, euro, dolarów, franków, jenów, juanów czy złotówek, to jest kwestia bez większego znaczenia.

[srodtytul]Czuchnowski tumani i przestrasza [/srodtytul]

Na szczęście nie we wszystkich dziedzinach mamy kryzys. Można się pocieszać, że w mediach publicznych, jest euro czy go nie ma, duch triumfuje nad materią. Sobotnia „Gazeta Wyborcza" doniosła (jak to ona, piórem Kublik i Czuchnowskiego), że nastąpił „Koniec radia Sakiewicza i Ziemkiewicza". Nareszcie. Cóż to było za radio publiczne, w którym produkowali się wykolejeńcy ideowi, sprzeczni z jedynie słuszną linią „Gazety Wyborczej".

Ten najwznioślejszy ośrodek myśli demokratycznej, ta oaza pluralizmu i wolności słowa znieść nie mogła sytuacji, w której każdy mógł gadać w radiu, co mu się podobało, oddalając Polskę od ideału jednomyśli. „Radio pozbyło się nominatów politycznych" – triumfują niezależni publicyści Kublik i Czuchnowski. Nominaci – bracia Karnowscy, Dorota Gawryluk, Tomasz Sakiewicz, Rafał Ziemkiewicz, a także senior satyryków polskich Jan Pietrzak, o którym zapomniano w "Gazecie" – zastąpieni teraz zostaną przez obiektywnych, apolitycznych i całkowicie neutralnych wybrańców LPR, Samoobrony i SLD. Triumf. Ja też zostałem wymieniony jako polityczny nominat, zatrudniony w radiu publicznym w 2006 roku. Otóż tylko gwoli prawdy – nigdy nie byłem zatrudniony w radiu. Zaproponowano mi wygłaszanie felietonów, z czego zrezygnowałem po kilku miesiącach, bo wiązało się to ze zbyt wieloma wyrzeczeniami, jak na przykład wstawanie o 5 rano. Nie mówiąc już o tym, że więcej niż skromne honorarium nie pokrywało kosztów dojazdu do radia. A ja pracy społecznej w zawodzie nie lubię. Społecznie mogę zamiatać ulice, a wtedy zamiatacz niech społecznie pisze i czyta felietony. Co się teraz zapewne stanie.

A przy okazji – nieco wcześniej przez ponad rok prowadziłem audycję w będącym własnością Agory Radiu TOK FM. Przyłożyłem do tego faktu miarę etyczną Czuchnowskiego i Kublik i zadrżałem – czyżbym był w tym czasie nominatem politycznym Michnika?

Podobna rewolucja moralna i oczyszczenie co w Jedynce nastąpiły też w radiowej Trójce. Wyrzucono dyrektora Trójki Krzysztofa Skowrońskiego wkrótce po innym artykule „Gazety Wyborczej", demaskującym go jako pazernego oszusta, który sam sobie wypłacał kosmiczne honoraria.

Tę metodę znam też z autopsji. Za prezesury w TVP Bronisława Wildsteina starsza siostra „Gazety Wyborczej", „Trybuna" (bez „Ludu" – jak całe SLD), ogłosiła z hukiem na pierwszej stronie, że prezes Wildstein płaci mnie i Marcinowi Wolskiemu setki tysięcy złotych za scenariusz serialu. Zastanawiałem się nawet, czy nie iść do sądu i żądać od „Trybuny" pokrycia różnicy między honorariami, jakie dostałem z TVP w ciągu całej prezesury Wildsteina – 150 złotych – a sumami podanymi przez ten dziennik. Ale nie chciało mi się, bo jestem leń. A teraz od czasu do czasu gdzieś w Internecie jacyś naiwni kretyni wypominają mi, jak się wzbogaciłem.

Owszem, napisaliśmy z Marcinem scenariusz serialu, ale nie dostaliśmy ani grosza, bo nie został zaakceptowany. Nie ma w tym nic dziwnego – akcja toczyła się w newsroomie telewizyjnym i prezentowała wszystkie sposoby manipulacji medialnej. Teraz Wolskiego wyrzucono też z Trójki, po 40 latach prowadzenia audycji satyrycznych, bardzo popularnych i trzymających poziom.

Jeszcze jeden nominat polityczny został zdemaskowany i usunięty, ale wiadomości, że zastąpi go Czuchnowski, są jednak przesadzone. Jest na to zbyt zdolny, żeby kogokolwiek rozśmieszyć w sposób zamierzony. Jest jak połowa pana Twardowskiego – tylko tumani i przestrasza.

[srodtytul]Nie ma żartów [/srodtytul]

Ponieważ ekonomia (durniu) jest podstawą, a mamy kryzys także w wydatkach na reklamę, zastanawiam się, czy nie o to chodzi. To, co się dzieje z mediami publicznymi, ostatnio wyraźnie zmierza do ich likwidacji. A wtedy ten kawałek reklamowego tortu może się dostać innym, choćby Agorze. Ale z kryzysem nie ma żartów. Może się okazać, że z tortu została tylko świeczka. I to ogarek gromnicy.

[i]Autor jest felietonistą i publicystą dziennika "Fakt"[/i]

[b][link=http://blog.rp.pl/rybinski/2009/03/01/ogarek-gromnicy-na-bugu-we-wlodawie/]skomentuj na blogu[/link][/b]

W czasach precywilizacyjnych wszelkie kryzysy i klęski, głód, susze, powodzie, pomory przypisywano gniewowi bogów. Kapłani, czarnoksiężnicy, wróżowie oglądali wnętrzności zwierząt ofiarnych albo gwiazdy i orzekali o przyczynach klęski i sposobach jej odwrócenia. Dla przebłagania bóstw palono stosy ofiarne, a na nich wdowy, okadzano posągi i totemy, bito w tam-tamy, śpiewano chorały i tańczono ekstatycznie wokół ognisk.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?