Na szczęście nie we wszystkich dziedzinach mamy kryzys. Można się pocieszać, że w mediach publicznych, jest euro czy go nie ma, duch triumfuje nad materią. Sobotnia „Gazeta Wyborcza" doniosła (jak to ona, piórem Kublik i Czuchnowskiego), że nastąpił „Koniec radia Sakiewicza i Ziemkiewicza". Nareszcie. Cóż to było za radio publiczne, w którym produkowali się wykolejeńcy ideowi, sprzeczni z jedynie słuszną linią „Gazety Wyborczej".
Ten najwznioślejszy ośrodek myśli demokratycznej, ta oaza pluralizmu i wolności słowa znieść nie mogła sytuacji, w której każdy mógł gadać w radiu, co mu się podobało, oddalając Polskę od ideału jednomyśli. „Radio pozbyło się nominatów politycznych" – triumfują niezależni publicyści Kublik i Czuchnowski. Nominaci – bracia Karnowscy, Dorota Gawryluk, Tomasz Sakiewicz, Rafał Ziemkiewicz, a także senior satyryków polskich Jan Pietrzak, o którym zapomniano w "Gazecie" – zastąpieni teraz zostaną przez obiektywnych, apolitycznych i całkowicie neutralnych wybrańców LPR, Samoobrony i SLD. Triumf. Ja też zostałem wymieniony jako polityczny nominat, zatrudniony w radiu publicznym w 2006 roku. Otóż tylko gwoli prawdy – nigdy nie byłem zatrudniony w radiu. Zaproponowano mi wygłaszanie felietonów, z czego zrezygnowałem po kilku miesiącach, bo wiązało się to ze zbyt wieloma wyrzeczeniami, jak na przykład wstawanie o 5 rano. Nie mówiąc już o tym, że więcej niż skromne honorarium nie pokrywało kosztów dojazdu do radia. A ja pracy społecznej w zawodzie nie lubię. Społecznie mogę zamiatać ulice, a wtedy zamiatacz niech społecznie pisze i czyta felietony. Co się teraz zapewne stanie.
A przy okazji – nieco wcześniej przez ponad rok prowadziłem audycję w będącym własnością Agory Radiu TOK FM. Przyłożyłem do tego faktu miarę etyczną Czuchnowskiego i Kublik i zadrżałem – czyżbym był w tym czasie nominatem politycznym Michnika?
Podobna rewolucja moralna i oczyszczenie co w Jedynce nastąpiły też w radiowej Trójce. Wyrzucono dyrektora Trójki Krzysztofa Skowrońskiego wkrótce po innym artykule „Gazety Wyborczej", demaskującym go jako pazernego oszusta, który sam sobie wypłacał kosmiczne honoraria.
Tę metodę znam też z autopsji. Za prezesury w TVP Bronisława Wildsteina starsza siostra „Gazety Wyborczej", „Trybuna" (bez „Ludu" – jak całe SLD), ogłosiła z hukiem na pierwszej stronie, że prezes Wildstein płaci mnie i Marcinowi Wolskiemu setki tysięcy złotych za scenariusz serialu. Zastanawiałem się nawet, czy nie iść do sądu i żądać od „Trybuny" pokrycia różnicy między honorariami, jakie dostałem z TVP w ciągu całej prezesury Wildsteina – 150 złotych – a sumami podanymi przez ten dziennik. Ale nie chciało mi się, bo jestem leń. A teraz od czasu do czasu gdzieś w Internecie jacyś naiwni kretyni wypominają mi, jak się wzbogaciłem.
Owszem, napisaliśmy z Marcinem scenariusz serialu, ale nie dostaliśmy ani grosza, bo nie został zaakceptowany. Nie ma w tym nic dziwnego – akcja toczyła się w newsroomie telewizyjnym i prezentowała wszystkie sposoby manipulacji medialnej. Teraz Wolskiego wyrzucono też z Trójki, po 40 latach prowadzenia audycji satyrycznych, bardzo popularnych i trzymających poziom.