[b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/03/27/europarlamentarne-ukladanki-partyjne/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]
Można odnieść wrażenie, że wiadomość, iż w czerwcu odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego, spadła na nasze partie zupełnie nagle. A w każdym razie, że wszyscy zostali zaskoczeni tak bliskim terminem. Układanie list wyborczych, zwłaszcza w PO i PiS, sprawia bowiem wrażenie rozpaczliwej improwizacji i ujawnia tuszowane do ostatniej chwili frakcyjne napięcia.
[srodtytul]Od Hübner do Krzaklewskiego[/srodtytul]
W wypadku PO i PiS doszło przy tym do widowiskowego, acz ukrywanego zderzenia odmiennych wyborczych strategii. Platforma postawiła na listy wyborcze gwiazd – osób niekoniecznie ze świata polityki, na co dzień z nią niekojarzonych i mogących do sondażowej popularności partii dołożyć popularność własną.
Jest to zgodne z tradycją PO, która się opłaciła w wyborach parlamentarnych. Przyciągnięcie do partii Radosława Sikorskiego, Bogdana Borusewicza, Julii Pitery i Antoniego Mężydły pozwoliło odebrać Kaczyńskim część elektoratu – tych, którzy identyfikując się z hasłami konieczności rozliczenia komunistycznej przeszłości i generalnej przebudowy III RP jako państwa głęboko skorumpowanego, zarazem nie akceptowali przesunięcia PiS w stronę Radia Maryja i Samoobrony. Tym razem jednak manewr Tuska nawet dla wielu jego zwolenników i podwładnych okazuje się nazbyt szeroki.