Znamy już motywy przewodnie opozycyjnej kampanii wyborczej, która zacznie się jesienią i trwać będzie przez dwa lata – obejmie wybory prezydenckie 2010 r. oraz wybory parlamentarne i samorządowe rok później.
Mowa będzie o nieudolnych działaniach rządu Donalda Tuska, które doprowadziły do gigantycznej budżetowej dziury i o „wyprzedawaniu pereł w koronie”, jak to zgrabnie określił prezydent Lech Kaczyński, czyli o szkodliwej wyprzedaży majątku narodowego.
[srodtytul]Bez alternatywy[/srodtytul]
Te zarzuty nie miałyby może wielkiej politycznej wagi, gdyby nie to, że dopiero w ciągu najbliższych miesięcy dotrą do nas skutki światowego kryzysu. Zarzuty nieudolności i niegospodarności będzie potwierdzało w oczach przeciętnego wyborcy rosnące bezrobocie. Strajki i zadymy związkowców, protestujących przeciw prywatyzacji i domagających się państwowego wsparcia bankrutujących zakładów, będą zaś umacniały poczucie, że rząd nie panuje nad sytuacją.
Na dodatek nad budżetem wisi groźba przekroczenia progu oszczędnościowego 55 proc. relacji długu publicznego do PKB. Nie w tym roku, raczej jeszcze nie w przyszłym, ale za dwa lata jest to prawdopodobne. Groziłoby to koniecznością drastycznego ograniczenia rządowych wydatków (w tym np. obniżenia płac budżetówki oraz rent i emerytur) i podwyższenia podatków. Taka groźba – a jesienią 2011 r., w trakcie wyborów parlamentarnych, będzie już można ocenić jej realność – dałaby opozycji potężną broń polityczną.