W ostatnim miesiącu, po wprowadzeniu nowych zasad przyznawania becikowego, zapanował nieopisany bałagan. Aby zdobyć pomoc państwa, wielu rodziców, zamiast cieszyć się nowo narodzonym dzieckiem, musi biegać między przychodnią a ośrodkiem pomocy społecznej, skąd często odchodzą z kwitkiem. W tym samym czasie Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej zaskoczyło media i opinię publiczną nowym pomysłem „fortuny” za szóste dziecko. Ile w tych zapowiedziach prawdy, skoro jeszcze w lipcu premier ogłosił plany zredukowania becikowego do kolejnego zasiłku dla gorzej zarabiających?
[srodtytul]Rodzice, czyli patologia?[/srodtytul]
Pomoc rodzinie to wspólny element programu różnych partii. Wszystkie ugrupowania łączy jeszcze jedno: mylą pomoc rodzinie z pomocą najuboższym. Dlatego becikowe na każde dziecko spotyka się z powszechną krytyką polityków, którzy mimo ogromnego poparcia, jakie dali mu swego czasu w Sejmie (324 głosy za becikowym na 403 głosujących), pomysł określają najczęściej jako niepotrzebne rozdawnictwo z państwowej kasy. Ostatnio za likwidacją powszechnych świadczeń opowiedziała się była minister pracy w rządzie PiS Joanna Kluzik-Rostkowska.
Pojawiają się też głosy, że dawanie rodzicom pieniędzy do ręki sprzyja patologii. Zdaniem posłanki SLD Izabeli Jarugi-Nowackiej „są rodzice, którzy decydują się na dziecko nie po to, żeby je kochać, tylko dla tego tysiąca złotych”. Była wicepremier skwitowała rzecz dowcipem: „Do becikowego jeszcze dziewięć miesięcy, a mnie już chce się pić”. Podobna wypowiedź pod adresem grupy bardziej niż rodzice wrażliwej na dyskryminację zostałaby uznana za „mowę nienawiści”.
Ale w polskich warunkach takie myślenie o rodzicach jest wręcz usankcjonowane instytucjonalnie. Pomoc rodzinie kończy się i zaczyna w ośrodku pomocy społecznej. To miejsce definiuje adresatów wsparcia jako ludzi nieporadnych życiowo, żyjących w permanentnym ubóstwie, wymagających opieki, a także kontroli ze strony państwa. Z tej perspektywy rodziny, których dochód jest wyższy niż 504 zł na osobę, to grupa bogaczy, którym pomoc państwa jest zupełnie zbędna. Nawet jeśli np. spłacając kredyt na mieszkanie, muszą liczyć każdą złotówkę.