To nie bociany przynoszą dzieci

Czy kobiety w ciąży powinny teraz masowo siadać pod gabinetami lekarskimi i liczyć na to, że doktor przyjmie je po godzinach z litości? – nowe zasady przyznawania becikowego analizują publicyści

Aktualizacja: 03.12.2009 00:15 Publikacja: 03.12.2009 00:14

To nie bociany przynoszą dzieci

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

W ostatnim miesiącu, po wprowadzeniu nowych zasad przyznawania becikowego, zapanował nieopisany bałagan. Aby zdobyć pomoc państwa, wielu rodziców, zamiast cieszyć się nowo narodzonym dzieckiem, musi biegać między przychodnią a ośrodkiem pomocy społecznej, skąd często odchodzą z kwitkiem. W tym samym czasie Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej zaskoczyło media i opinię publiczną nowym pomysłem „fortuny” za szóste dziecko. Ile w tych zapowiedziach prawdy, skoro jeszcze w lipcu premier ogłosił plany zredukowania becikowego do kolejnego zasiłku dla gorzej zarabiających?

[srodtytul]Rodzice, czyli patologia?[/srodtytul]

Pomoc rodzinie to wspólny element programu różnych partii. Wszystkie ugrupowania łączy jeszcze jedno: mylą pomoc rodzinie z pomocą najuboższym. Dlatego becikowe na każde dziecko spotyka się z powszechną krytyką polityków, którzy mimo ogromnego poparcia, jakie dali mu swego czasu w Sejmie (324 głosy za becikowym na 403 głosujących), pomysł określają najczęściej jako niepotrzebne rozdawnictwo z państwowej kasy. Ostatnio za likwidacją powszechnych świadczeń opowiedziała się była minister pracy w rządzie PiS Joanna Kluzik-Rostkowska.

Pojawiają się też głosy, że dawanie rodzicom pieniędzy do ręki sprzyja patologii. Zdaniem posłanki SLD Izabeli Jarugi-Nowackiej „są rodzice, którzy decydują się na dziecko nie po to, żeby je kochać, tylko dla tego tysiąca złotych”. Była wicepremier skwitowała rzecz dowcipem: „Do becikowego jeszcze dziewięć miesięcy, a mnie już chce się pić”. Podobna wypowiedź pod adresem grupy bardziej niż rodzice wrażliwej na dyskryminację zostałaby uznana za „mowę nienawiści”.

Ale w polskich warunkach takie myślenie o rodzicach jest wręcz usankcjonowane instytucjonalnie. Pomoc rodzinie kończy się i zaczyna w ośrodku pomocy społecznej. To miejsce definiuje adresatów wsparcia jako ludzi nieporadnych życiowo, żyjących w permanentnym ubóstwie, wymagających opieki, a także kontroli ze strony państwa. Z tej perspektywy rodziny, których dochód jest wyższy niż 504 zł na osobę, to grupa bogaczy, którym pomoc państwa jest zupełnie zbędna. Nawet jeśli np. spłacając kredyt na mieszkanie, muszą liczyć każdą złotówkę.

[srodtytul]Zamieszanie i pułapki[/srodtytul]

1 listopada weszły w życie nowe zasady ograniczające wypłacanie becikowego. Każda kobieta, aby otrzymać świadczenie, musi udowodnić, że przed porodem regularnie chodziła do lekarza, a pierwsza wizyta odbyła się przed dziesiątym tygodniem ciąży. Rozwiązanie w gruncie rzeczy wydaje się słuszne. Kryje jednak poważne pułapki, które wielu osobom uniemożliwiają odebranie świadczenia.

Po pierwsze, Ministerstwo Zdrowia oraz Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej wprowadziły zamieszanie, podając dwie sprzeczne interpretacje przepisów. Tak że właściwie do końca nie wiadomo, kogo dotyczy rozporządzenie: wszystkich matek, które zgłoszą się po becikowe po 1 listopada, czy tylko tych, które dopiero zaszły w ciążę. W praktyce ośrodki pomocy społecznej odmawiają wypłaty świadczeń nawet kobietom, które urodziły przed ogłoszeniem zmian w prawie.

Również matki, które leczyły się za granicą, powinny się nastawić na niekończącą się przygodę w OPS. Zamieszanie jest tym większe, że druki specjalnych lekarskich zaświadczeń są dostępne dopiero od niedawna, a powinny być co najmniej od marca. Całości dopełnia kompletnie zaniedbana kampania informacyjna.

[srodtytul]Zapisy na przyszły rok[/srodtytul]

Kobieta nawet do dziesiątego tygodnia ciąży może nie zdawać sobie sprawy, że będzie miała dziecko. W myśl nowych przepisów nie otrzyma becikowego. Załóżmy jednak, że dowiaduje się o ciąży w ósmym tygodniu. Nowe wytyczne nakazują jej jak najszybciej iść do ginekologa. I tu pojawia się kolejna pułapka. Dostępność oferty Narodowego Funduszu Zdrowia jest, delikatnie rzecz ujmując, ograniczona.

Zapisanie się na pilną wizytę jest w wielu miejscach niemożliwe, szczególnie pod koniec roku, gdy kończą się tzw. punkty z NFZ. Pech chciał, że nowe przepisy weszły w życie akurat w listopadzie. Dlatego kobiety, które dzwonią do przychodni, często się dowiadują, że zapisać się można, ale na styczeń. Co oznacza, że termin warunkujący otrzymanie becikowego nie zostanie dochowany.

[wyimek]Chaos jest – jak widać – główną cechą polityki rodzinnej naszego państwa. Zmiany z założenia testowane są na obywatelu[/wyimek]

To, że tak mało kobiet chodzi w ciąży do lekarza i robi badania, nie wynika jedynie z niefrasobliwości. Popularne wśród pacjentów powiedzenie głosi, że do leczenia w naszej służbie zdrowia trzeba mieć zdrowie. Skoro już dziś system opieki nad ciężarną w ramach powszechnego ubezpieczenia jest niewydolny, to jak ma sobie poradzić z ogromną liczbą nowych pacjentek? Czy ustawodawca wyszedł z założenia, że kobiety w ciąży powinny teraz masowo siadać pod gabinetami bez zapisu i liczyć na to, że lekarz przyjmie je po godzinach z litości?

[srodtytul]Szczególna opieka[/srodtytul]

Przyszłej matce zawsze oczywiście pozostaje możliwość wizyty odpłatnej. Bez kolejek, bez stresu, z zasady w miłej atmosferze, co nie jest normą w przypadku wizyt „funduszowych”. Po prywatnej wizycie, której koszt waha się od 60 do nawet 200 zł, koniecznych badań nie da się wykonać bezpłatnie. I tak dla niektórych kobiet becikowe stanowi tylko zwrot części kosztów „bezpłatnego” leczenia w ciąży.

Zapis konstytucji (art 68 § 3) o „szczególnej opiece zdrowotnej nad kobietą ciężarną” brzmi w polskich realiach jak żart. Mało jest matek, które w czasie ciąży nie byłyby zmuszone do dodatkowych opłat: za wizytę, za badania krwi, za USG. Wszystkie te wydatki rosną, jeśli ciąża jest zagrożona. Także bezpłatny poród w ludzkich warunkach w wielu miejscach Polski pozostaje marzeniem.

Z gwarantowanej przez konstytucję „szczególnej opieki nad kobietą w ciąży” pozostaje więc już tylko plik ulotek firm farmaceutycznych i próbki proszku do prania pieluch wręczane matkom w szpitalu.

[srodtytul]Test na obywatelu[/srodtytul]

Po miesiącu od wprowadzenia ograniczeń w przyznawaniu becikowego w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej można dostrzec oznaki przebudzenia. Urzędnicy zauważyli, że nakładanie jakichkolwiek obowiązków w warunkach polskiej służby zdrowia to fantasmagoria. Dlatego planowany jest aneks do rozporządzenia zakładający możliwość drogi odwoławczej. Wszystkim rodzicom, którzy będą zmuszeni do skorzystania z tej furtki, trzeba życzyć sił i wytrwałości.

Chaos jest – jak widać – główną cechą polityki rodzinnej naszego państwa. Zmiany z założenia testowane są na obywatelu. W przypadku becikowego akurat na kobiecie w połogu, czyli w okresie, gdy najbardziej potrzebuje spokoju.

Takich przykładów jest niestety więcej. Kilka lat temu testowano, jak likwidacja Funduszu Alimentacyjnego wpłynie na ściągalność alimentów. Setki tysięcy kobiet z dnia na dzień zostały pozbawione środków do życia. Obecnie trwa testowanie reformy edukacji, wprowadzanej na siłę, wbrew sprzeciwom rodziców małych dzieci. Dzięki tej operacji ma się zwiększyć dostępność przedszkoli bez zwiększania nakładów na budowę nowych placówek.

Cierpliwość rodziców jest testowana nie tylko przez administrację państwową, ale i samorządy, które potrafią zaskakiwać przenoszeniem przedszkolaków do szkół w trakcie wakacji, a nawet we wrześniu. W praktyce o powszechnych, tanich przedszkolach możemy jednak zapomnieć. Postulat objęcia edukacji przedszkolnej subwencją państwa przepadł w tym roku w Sejmie w jednym głosowaniu. Małe zaś przedszkola prowadzone przez fundacje i stowarzyszenia są nieraz skutecznie wykańczane przez urzędniczą biurokrację, jak to się właśnie dzieje na Mazowszu.

[srodtytul]Balcerowicz o bocianach[/srodtytul]

Listopadowe ograniczenie wypłaty becikowego jest prawdopodobnie pierwszym krokiem do likwidacji jedynych elementów polityki prorodzinnej w Polsce. Przeciwnicy becikowego chcieliby też zabrać przyznawane od dwóch lat odliczenia podatkowe z tytułu wychowywania dziecka. Polityk SLD Wojciech Olejniczak powiedział nam wprost, że tego typu ułatwienia dla rodziców są marnowaniem pieniędzy. A były wicepremier Leszek Balcerowicz pokpiwał jakiś czas temu w wywiadzie dla „Newsweeka”: „Zamiast becikowego i odliczeń podatkowych na dzieci lepiej zaimportować bociany, wyjdzie taniej, a efekt będzie ten sam”.

W takiej atmosferze trudno się dziwić, że rodziny nie decydują się na więcej dzieci. Panuje powszechny lęk o jutro: czy będę miał pracę, czy kolejna ciąża nie skończy mojej kariery, czy uda mi się płacić raty kredytu, czy znajdę dziecku przedszkole.

Te pytania stawiają sobie młodzi ludzie, a ciągły chaos oraz brak zrozumienia i lekceważenie problemu przez polityków nie dają nadziei, że państwo doceni i wesprze niełatwe zadanie wychowania kolejnego dziecka. Albo chociaż nie będzie odbierać resztek poczucia stabilności, wprowadzając nieustanne zmiany w przepisach. Tymczasem w oficjalnych opracowaniach sytuacja demograficzna Polski jest już określana jako krytyczna. To chyba ostatni moment na to, by uświadomić politykom, że to nie bociany przynoszą dzieci.

[i]Autorzy, rodzice czwórki dzieci, są założycielami Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców i inicjatorami akcji Ratuj Maluch[/i]

W ostatnim miesiącu, po wprowadzeniu nowych zasad przyznawania becikowego, zapanował nieopisany bałagan. Aby zdobyć pomoc państwa, wielu rodziców, zamiast cieszyć się nowo narodzonym dzieckiem, musi biegać między przychodnią a ośrodkiem pomocy społecznej, skąd często odchodzą z kwitkiem. W tym samym czasie Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej zaskoczyło media i opinię publiczną nowym pomysłem „fortuny” za szóste dziecko. Ile w tych zapowiedziach prawdy, skoro jeszcze w lipcu premier ogłosił plany zredukowania becikowego do kolejnego zasiłku dla gorzej zarabiających?

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?