[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/12/06/norbert-maliszewski-zakladnik-wlasnego-mitu/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]
Premier Donald Tusk triumfuje w sondażach popularności, gdyż przerósł swoich mistrzów, specjalistów w dziedzinie polityki symbolicznej – braci Kaczyńskich. W 2005 roku wygrali oni wybory parlamentarne i prezydenckie, ponieważ afera Rywina stworzyła koniunkturę dla ich idei.
Choć nie miały one charakteru programowego, ale w niemal czysty sposób realizowały postulaty polityki symbolicznej opisywanej przez amerykańskiego politologa Murraya Edelmana. Tworzyły ją zbiorowe mity, takie jak „centralnie sterowany układ", którego nigdy nie udało się odkryć. Mity wyjaśniały wyborcom przyczyny zła i niesprawiedliwości społecznej zgodnie z narracją PiS.
Główną przyczyną inercji rządów Jarosława Kaczyńskiego wcale nie byli dość przecież spolegliwi koalicjanci – Samoobrona i LPR – ale właśnie owo mitotwórstwo. Reforma słabego państwa, „ugryzienie żubra w tyłek", to tylko symbolika, której towarzyszył niedostatek realnych działań.
Premier Donald Tusk wyciągnął wnioski z przegranej w 2005 roku. Porzucił liberalizm na rzecz broni swoich oponentów – polityki symbolicznej. Wypromował mit, iż IV RP i bracia Kaczyńscy to uosobienie chorej rewolucji dokonywanej za pomocą służb i podsłuchów. Symbolem Tuska stała się polityka miłości – normalność, szczęście, optymizm, sukces, druga Irlandia nad Wisłą. Dzięki tym dwóm mitom premier zawłaszczył polską scenę polityczną.