Jak żona Cezara

Polityk, który decyduje się na "dziwne zabawy" w obecności dwóch "pań do towarzystwa", musi się liczyć z możliwością szantażu

Publikacja: 14.12.2009 19:13

Tomasz P. Terlikowski

Tomasz P. Terlikowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

To powinien być koniec Krzysztofa Piesiewicza jako polityka. Publiczne przeprosiny, zawieszenie działalności politycznej i wreszcie wycofanie się na margines życia społecznego – tak powinno wyglądać zakończenie sprawy scenarzysty, prawnika i senatora PO.

A powodem wcale nie jest hipokryzja, ale bezpieczeństwo państwa i moralność publiczna.Nie ulega wątpliwości, że obywatele mają prawo do życia prywatnego. Mogą przebierać się we frywolne ciuszki albo w strój łowicki, a nawet sprowadzać sobie do domu prostytutki (posługując się eufemizmem senatora Piesiewicza: "panią spotkaną nieopodal hotelu Marriott"). To ich życie i ich sprawa.

Polityk jednak nie może sobie na takie zachowania pozwolić. I to nie dlatego, że ma być lepszy od innych, nie dlatego, że jest inny, i nawet nie dlatego, że Polską rządzą "kołtuni i kler", którzy odbierają innym prawo do "zabaw". Ale dlatego, że tego wymagają jego własna wiarygodność i interes państwa, któremu ma służyć.

[srodtytul]Szantaż – broń wywiadu[/srodtytul]

A najlepszym na to dowodem (tym lepszym, że niezwiązanym z bezpośrednim niebezpieczeństwem, a bardzo pouczającym) jest właśnie historia Piesiewicza. Polityk ten, który zdecydował się na "dziwne zabawy" czy "wciąganie leków nosem" (swoją drogą nie znam wielu leków, które wciąga się nosem w obecności dwóch "pań do towarzystwa"), musiał się liczyć z możliwością szantażu. I pół biedy, że szantażowała go jakaś polska grupka przestępcza, która domagała się pieniędzy, cała bieda pojawiłaby się wtedy, gdyby zamiast niej zjawili się u senatora (albo uogólniając u, na przykład, ministra spraw zagranicznych) agenci obcego wywiadu lub świetnie przygotowani i brutalni "lobbyści" domagający się na przykład forsowania niekorzystnej dla państwa, ale korzystnej dla nich ustawy.

Naiwnością byłoby sądzić, że jest to niemożliwe. Szantaż (szczególnie kwestiami obyczajowymi) należy do arsenału służb specjalnych od zawsze. I jak przekonali się Niemcy, Francuzi czy Amerykanie, bywa on niezwykle skuteczny. Sowieci (a później Rosjanie) czy enerdowskie Stasi werbowali w ten sposób masę agentów i zdobywali wiele informacji (niekiedy bez wiedzy "informatorów", którzy "zabawiali się" z agentkami, które wynosiły im z mieszkań czy wyciągały z teczek cenne informacje).

Bezpieczeństwo państwa wymaga zatem, aby polityków, którzy mogą siebie i państwo na takie zagrożenie wystawiać, eliminować z życia publicznego. A prawda ta dotyczy Piesiewicza, który pokazał już, jak bardzo podatny jest na takie działania, wpłacając pół miliona złotych szantażystom.

[srodtytul]Za co chwalimy, co potępiamy[/srodtytul]

Tyle kwestie państwowe. Ale jest jeszcze jeden powód, dla którego zachowanie Piesiewicza można i należy surowo oceniać. Tym powodem jest moralność publiczna, która opiera się na potępianiu (nawet jeśli niekiedy pełnym hipokryzji) pewnych zachowań i chwaleniu innych. Do działań godnych potępienia należy zaś (i chyba nie ma tu sporu) korzystanie z usług "pań poznanych pod hotelem Marriott" (ciekawe, że nikt nie zainteresował się, jak doszło do owego poznania i skąd senator ma takie znajomości) czy zażywanie narkotyków…

W przestrzeni publicznej musi być bowiem jasne, że nawet jeśli takie rzeczy się zdarzają, to nie są one godne pochwały, a ludzie, którzy im ulegają, muszą ponieść konsekwencje (choćby miały to być zaledwie przeprosiny). Tego wymaga prosta zasada odpowiedzialności za własne czyny.

I dlatego o wiele bliższe jest mi zachowanie Amerykanów, którzy, gdy golfista Tiger Woods zdradzał żonę, nie tylko wymusili na nim przeprosiny, ale też odmawiali mu prawa do odznaczeń czy wycofali go z wielkich akcji reklamowych. To zdrowsze dla życia społecznego.

Wysokie wymagania stawiane politykom o wiele lepiej zabezpieczają państwo niż polska metoda lekceważenia grzechu i atakowania bulwarówek.

[i]Autor jest publicystą, doktorem filozofii, prezesem wydawnictwa Fronda[/i]

To powinien być koniec Krzysztofa Piesiewicza jako polityka. Publiczne przeprosiny, zawieszenie działalności politycznej i wreszcie wycofanie się na margines życia społecznego – tak powinno wyglądać zakończenie sprawy scenarzysty, prawnika i senatora PO.

A powodem wcale nie jest hipokryzja, ale bezpieczeństwo państwa i moralność publiczna.Nie ulega wątpliwości, że obywatele mają prawo do życia prywatnego. Mogą przebierać się we frywolne ciuszki albo w strój łowicki, a nawet sprowadzać sobie do domu prostytutki (posługując się eufemizmem senatora Piesiewicza: "panią spotkaną nieopodal hotelu Marriott"). To ich życie i ich sprawa.

Pozostało 85% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?