Nie zostanie prezydentem. Pewnie nie wejdzie nawet do drugiej tury. Nie znaczy to jednak, że należy Andrzeja Olechowskiego lekceważyć. Jeśli wbrew swej dotychczasowej naturze wykorzysta sprzyjające mu okoliczności, może sporo zmienić w polskiej polityce.
[srodtytul]Duży chłopiec [/srodtytul]
Olechowski jest lekceważony przez większość dziennikarzy, publicystów i politologów. Co charakterystyczne, nie jest lekceważony przez niektórych polityków. Niech nie zmylą nas wygłaszane z poczuciem wypracowanej wyższości stwierdzenia, że to kandydat egzotyczny. Czasem jednak wymykają się komuś bardziej nerwowe, przez to szczere słowa. Włodzimierz Cimoszewicz nazwał ostatnio Olechowskiego dużym chłopcem. Może to wyraz zazdrości, że to Olechowski, a nie on odważył się stanąć do konkursu o pozycję tzw. trzeciego kandydata. Tego, który ma rzekomo wyrwać Polskę z fatalnego klinczu między Donaldem Tuskiem a Lechem Kaczyńskim.
Jerzy Wenderlich z SLD wyśmiał ostatnią deklarację Olechowskiego, że ten stał się socjaldemokratą. Owszem, salonowy lew Olechowski, zalecając się do "szarego człowieka", śmieszy. Ale w głosie Wenderlicha można usłyszeć też niepokój, że ktoś wyrwie jego partii ostatnich wiernych lewicy wyborców. Że powędrują oni w stronę centrum – tak jak w poprzednich wyborach, gdzie minimum kilkaset tysięcy Polaków o lewicowej wrażliwości zagłosowało na PO.
Ale także Platforma podejrzewa, że Andrzej Olechowski nie zabierze wyborców Kaczyńskiemu. Stefan Niesiołowski mówiący o Olechowskim, iż jego udział w wyborach to "propisowska dywersja", a sam kandydat jest "nierzetelny, niewiarygodny, bez talentu i mówiący banały", doskonale egzemplifikuje ten niepokój. Nawiasem mówiąc, tego typu ataki na Olechowskiego mogą dać mu nawet kilkuprocentowe zwyżki w sondażach. Szczególnie gdy ktoś przypomni, że wtedy, gdy był on współzałożycielem Platformy, obecny wicemarszałek Niesiołowski prezentował się jako jeden z najgorętszych krytyków nowo powstającego ugrupowania.