Oglądanie posiedzeń komisji śledczych to zajęcie bolesne dla oczu i uszu. Riposty stron obrażają poczucie smaku, a ich intencje bywają niskie i łatwe do odczytania. Nie jest to widowisko dla ludzi oceniających świat na podstawie doznań estetycznych. Ani dla tych, którzy żądają szybkich i jednoznacznych rozstrzygnięć. W takich jednak kategoriach komisje – szczególnie hazardowa – są oceniane.
[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/01/06/dwuglos-czy-dzialalnosc-komisji-hazardowej-ma-jeszcze-sens/]Wejdź do dyskusji. Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Stąd takie głosy: "jeszcze żadna komisja niczego nie wyjaśniła" albo "komisja drepcze w miejscu", jest "farsą" lub "politycznym teatrem". Część tych opinii wypływa ze szczerego wstrętu, ale część jest próbą zdyskredytowania tej ważnej instytucji politycznej. Fundamentalnej wręcz, gdy przypomnimy sobie o kontrolnej wobec rządu i administracji funkcji parlamentu.
Faktem jest, że pytania o wykształcenie posłanki PiS Beaty Kempy były ordynarne, a jej odpowiedzi opryskliwe. Jeśli chodzi o wyjaśnienie afery hazardowej, to całe zajście nie miało sensu. Miało jednak ogromny sens, jeśli się chce sparaliżować lub skompromitować parlamentarne śledztwo. W mediach pojawiają się opinie, że takie zabiegi podejmuje jeden z najbardziej wpływowych w kraju polityków. Jeśli tak jest w istocie, to zrozumiałe stają się harce wokół najpierw absurdalnego terminu i zakresu prac komisji, a potem wykluczenia z niej dwojga przedstawicieli opozycji.
Czy zatem opinia publiczna powinna się obrazić i zażądać zakończenia żenującego widowiska? Gdyby tak było, to każdą komisję śledczą, także tę, którą 99 proc. opinii publicznej uzna za potrzebną, da się zdyskredytować prostymi metodami. Dziś dzieje się to jeszcze z usiłowaniem zachowania pozorów. Posłowie Platformy Jarosław Urbaniak i Sławomir Neumann nie mówią przecież, że chcą wysadzić śledztwo w powietrze, ale zapewniają, że chodzi im o poznanie prawdy. To mimo wszystko swoisty hołd dla instytucji, której poważnie szkodzą.