Kilka zdań w obronie własnej

Jerzy Sosnowski „tylko” wystrugał pałkę, którą inni w jego imieniu walą mnie teraz po łbie – pisze publicysta

Publikacja: 24.02.2010 00:17

Michał Karnowski

Michał Karnowski

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Wśród wielu listów, e-maili, telefonów i esemesów z życzeniami, bym się nie dał (także od słuchaczy Trójki, za wszystkie serdecznie dziękuję!), powtarzają się pytania: jak to znosisz? Jak odbierasz natrętne żądania tłumaczenia, że nie jesteś wielbłądem?

Odbieram jako nic nowego. Czasem tylko się uśmiecham, gdy słyszę dzisiejsze zachwyty nad Jerzym Buzkiem i jego reformami, które jednak w czasie, gdy były przeprowadzane, nie miały zbyt wielu obrońców. Byłem wtedy wśród tych, którzy starali się oceniać je obiektywnie. I pamiętam, jak usiłowano przyczepiać za to mnie i moim kolegom z ówczesnego Radia Plus łatki polityczne.

Albo gdy słyszę, jak ludzie, którzy twierdzili, że nie ma żadnej afery Rywina, a komisja śledcza to hucpa, teraz odwołują się do niej jako do niedoścignionego wzorca. Przykłady można mnożyć, ale nauka z nich jest jedna: warto bronić uczciwego dziennikarstwa, warto bronić dystansu w ocenie polityki, nie brać udziału w zorganizowanych nagonkach. Nawet jeżeli karą staje się po latach złośliwa stygmatyzacja.

Uczono mnie też, że nie można zgorzknieć, bo to straszna choroba. Teraz na przykład dopadła Jerzego Sosnowskiego i ze smutkiem możemy tylko obserwować, jak subtelny intelektualista zmienia się w człowieka posługującego się typową dla czarnego PR metodą opluskwiającej, choć niekonkretnej sugestii. Jak buduje związek zawodowy posługujący się metodami nasuwającymi skojarzenia z partyjnymi „grupami hakowymi”.

Ale o tym za chwilę. Bo najpierw chciałbym się pochwalić. Trudno nie uznać za sukces dziennikarski, że po prowadzeniu przeze mnie „Salonu politycznego Trójki” w latach 2006 – 2009 nigdzie nie pojawił się zarzut, iż były to audycje stronnicze, że promowały którąś z partii przez nadmierną reprezentację jej polityków czy sposób prowadzenia rozmów. A okres ten obejmował kampanię roku 2007. Trudno nie cieszyć się, że nikt nie miał zastrzeżeń do formy audycji, do miarodajności zapraszanych gości, opiniotwórczości programu. Tu kropka. Te kilka zdań muszą mi czytelnicy wybaczyć. To tylko i wyłącznie w obronie własnej.

Próbuję pokazać, że rzekome zastrzeżenia co do mojej osoby są tylko pretekstem. Skoro bowiem nie udało się we mnie uderzyć pod hasłem „słaby chłopak jest”, to poszukano innych argumentów. A precyzyjniej, sugestii, przed którymi trudno się bronić.

[srodtytul]Czy jestem pisowcem[/srodtytul]

1. Jerzy Sosnowski, odpowiadając Piotrowi Zarembie, który napisał tekst w mojej obronie, stwierdza z uroczą lekkością, choć obłudnie: „podnieśliśmy rzeczywiście sprawę, że Karnowski ma wyraziste poglądy polityczne. (...) Nie bez powodu nie określiliśmy bliżej tych przekonań, jest to bowiem w tym momencie drugorzędne. (...) ...jest zaledwie jedno zdanie, z którego pośrednio może wynikać, że kojarzymy Karnowskiego z opozycyjną partią, która chciała mieć „dostęp do Trójki jako do narzędzia propagandowego”. Nie wymieniliśmy jej nazwy właśnie dlatego, by uniknąć podejrzenia, że staramy się w oczach przeciwników PiS stygmatyzować dziennikarza”.

Nie wymieniliśmy? Dziękuję, łaskawco, za tę subtelność. Pan tylko wystrugał pałkę, którą inni, w tym „Press”, w imieniu pana walą mnie po łbie. Portal tego wydawnictwa tak relacjonował państwa oświadczenie: „Dziennikarzy Trójki oburzyło (...), że ich miejsce zajął publicysta uznawany jednoznacznie za zdeklarowanego sympatyka PiS”. A Gazeta.pl: „To dowód, że nowy dyrektor III Programu Jacek Sobala chce zrobić z naszej anteny narzędzie propagandowe PiS – protestuje przeciwko tej decyzji związek zawodowy dziennikarzy i pracowników III Programu”. Pańskich sprostowań nie widziałem.

2. A czy jestem pisowcem? Przede wszystkim jestem dziennikarzem, mam poglądy, i nie widzę w tym nic złego. Punktem wyjścia dla nich jest świat wartości, wierność poszczególnym sprawom, a nie temu czy innemu partyjnemu liderowi. Polityka to przedmiot oceny, analizy, komentarza, więc poglądy są przy zajmowaniu się nią mile widziane. Mam jednak wrażenie, że niezależnie od moich przekonań potrafię uszanować poglądy innych. Umiem pytać i jestem zainteresowany odpowiedziami. Niekoniecznie jest to cecha wszystkich moderatorów radiowych i telewizyjnych debat. Ale podział na komentatorów i niekomentatorów jest tutaj drugorzędny. Sam byłem zresztą przez lata reporterem, stąd może te nawyki.

3. Sosnowski przywołuje mój tekst „Jarosław Kaczyński chce być żelaznym kanclerzem”. Jak na kilka tysięcy tekstów, które napisałem, nie znalazł widać wiele materiału kompromitującego. Sama formuła reportażu towarzyszącego politykowi była przeze mnie stosowana wielokrotnie, jeszcze w „Newsweeku” (to amerykański format). Tamte teksty odwoływały się do emocji samych bohaterów i innych sportretowanych tam ludzi, na przykład publiczności towarzyszącej politykom w ważnych zdarzeniach. Z paru zdań wyciągniętych z kontekstu wyczytać się tego nie da.

Czy popełniłem w ten sposób dziennikarskie seppuku, jak twierdzi Sosnowski? Opisywałem w tej samej konwencji Macieja Płażyńskiego, Donalda Tuska, Kazimierza Marcinkiewicza, Jerzego Szmajdzińskiego i wielu innych. To wprost żenujące, że jestem zmuszony prosić o egzegezę swojego dawnego dorobku po tytule „Tusku, musisz” na okładce znaczącego tygodnika i innych wykwitach dziennikarstwa, nazwijmy je, emocjonalnego. Okazuje się, że ciepłe reakcje ludzi na jakiegoś polityka można odnotować, gdy dotyczą każdego – z wyjątkiem jednego Kaczyńskiego. Dziwna logika.

[srodtytul]Czy uprawiam kryptoreklamę[/srodtytul]

4. Jerzy Sosnowski twierdzi, że nigdy nie zarzucał mi, że uprawiam kryptoreklamę. To prawda, użyto bezpiecznej, znanej z czarnego PR, formuły „stwarza mu pan zatem idealne warunki do uprawiania na naszej antenie kryptoreklamy”. I znowu, jak to zrelacjonowały inne tytuły? „Press”: „Obawiają się też, że Karnowski będzie uprawiał na antenie kryptoreklamę, bo powoływał się na zatrudniający go dziennik, gdy prowadził przegląd prasy za czasów Krzysztofa Skowrońskiego”. A „Newsweek”, piórem Amelii Panuszko, stwierdził: „Protestujący podkreślają, że istnieje również ryzyko, że Karnowski na antenie będzie reklamował dziennik „Polska. The Times”, którego to jest komentatorem”.

Naprawdę, Andrzej Lepper ze swoimi pytaniami o to, czy wszyscy wokoło są złodziejami, mógłby się od państwa sporo nauczyć.

A czy promowałem „Dziennik”? Nigdy wcześniej ten argument nie padł. Jeśli to raziło, to przez dwa i pół roku pracy w Trójce można było zwrócić na to uwagę. Dziś jawi się on jako pracowicie wygrzebany z przeszłości hak.

Związkowcy wyliczyli podobno, że „Dziennik” przywoływałem w rozmowach częściej niż inne tytuły. Może tak, może nie, nie wiem. Nie liczyłem razem z państwem. Nie mam tyle wolnego czasu co etatowi pracownicy Trójki i zajmie mi to jeszcze kilka dni. Nawet jeżeli tak było, to przecież daleko stąd do wniosku, że świadomie promowałem swój tytuł. „Dziennik” był wtedy w czołówce cytowanych tytułów, co ważne, głównie ze względu na artykuły polityczne, a więc bliskie tematycznie „Salonowi politycznemu Trójki”.

Gdy Jerzy Sosnowski z triumfem przywołuje cytat, z którego wynika, że powoływałem się podczas rozmowy z jakimś politykiem na rozmowy prowadzone poprzedniego dnia we własnej redakcji, zapytam: gdzie tu autoreklama? Przypomnę, że nie były to przeglądy prasy, ale żywa reakcja na zdarzenia.

5. W jednym z wielu listów związku zawodowego w Trójce padło stwierdzenie, że świadomie mówię nieprawdę, twierdząc, iż ze stacji wyrzuciła mnie pani Magda Jethon. Takie sformułowanie rzeczywiście pojawiło się w mojej nieautoryzowanej wypowiedzi dla „Press”. Przyznaję, to był błąd, powinienem przypilnować, autoryzować, a niedzielna pora rozmowy z dziennikarzem nie wydaje się z perspektywy czasu wystarczającym usprawiedliwieniem.

Co naprawdę powiedziałem? Że (cytuję z pamięci) „gdy pani Jethon dawała mi do zrozumienia, że nie życzy sobie mojej obecności w Trójce, zaakceptowałem to”. Bo dawała, głównie w wywiadach dla „Gazety Wyborczej”. Z Trójki odszedłem więc sam. Z tego powodu także, choć przede wszystkim w proteście przeciw odwołaniu Krzysztofa Skowrońskiego.

[srodtytul]Medialno-związkowy lepperyzm[/srodtytul]

Na koniec zostawiam kwestię zasadniczą: czy mam prawo współpracować z mediami publicznymi? To pytanie upokarzające, ale skoro Jerzy Sosnowski żąda odpowiedzi, udzielę jej. Tak – uważam, że mam prawo. Także w Trójce, a może w szczególności, bo jej skokowy wzrost słuchalności zaczął się wraz z przywróceniem jej inteligenckiego charakteru przez Krzysztofa Skowrońskiego, który zaproponował mi tam pracę.

Nominacja pani Magdaleny Jethon i brutalne odwołanie Skowrońskiego przez rządzących chwilowo radiem publicznym dawnych ludzi Samoobrony (połączone ze zniknięciem z Internetu sympatycznych zdjęć pani Jethon z liderami Platformy Obywatelskiej) przyszły w momencie, gdy Trójka święciła triumfy. I sądzę, że był w tym sukcesie i mój mały, poranny udział.

Więc gdy Jacek Sobala zaproponował mi powrót – zgodziłem się. Cena okazała się spora, ale mam coraz większe poczucie, że nie chodzi o mnie, ale o sprawy zasadnicze. Takie jak wolność słowa, przeciwstawienie się nagonkom, uniemożliwianie wykluczania przez stygmatyzację. To też wyzwanie: pokorne tłumaczenie Jerzemu Sosnowskiemu, że jego zwrot ku medialno-związkowemu lepperyzmowi to pomysł wątpliwy.

[i]Autor jest publicystą dziennika „Polska. The Times”[/i]

[ramka][srodtytul]Pisali w opiniach[/srodtytul]

[b]Piotr Zaremba[/b]

[i][link=http://www.rp.pl/artykul/9157,436207_Zaremba__Nazwijmy_go_pisowcem_.html]Nazwijmy go pisowcem[/link][/i]

19 lutego 2010

[b]Jerzy Sosnowski[/b]

[i][link=http://www.rp.pl/artykul/9157,437483_Sosnowski__Nazywajmy_rzeczy__precyzyjnie.html]Nazywajmy rzeczy precyzyjnie[/link] [/i]

21 lutego 2010[/ramka]

Wśród wielu listów, e-maili, telefonów i esemesów z życzeniami, bym się nie dał (także od słuchaczy Trójki, za wszystkie serdecznie dziękuję!), powtarzają się pytania: jak to znosisz? Jak odbierasz natrętne żądania tłumaczenia, że nie jesteś wielbłądem?

Odbieram jako nic nowego. Czasem tylko się uśmiecham, gdy słyszę dzisiejsze zachwyty nad Jerzym Buzkiem i jego reformami, które jednak w czasie, gdy były przeprowadzane, nie miały zbyt wielu obrońców. Byłem wtedy wśród tych, którzy starali się oceniać je obiektywnie. I pamiętam, jak usiłowano przyczepiać za to mnie i moim kolegom z ówczesnego Radia Plus łatki polityczne.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?