Sąd cenzuruje historyków

Wyroki polskich sądów w sprawach ocierających się o wolność słowa wykazują pewną chronologiczną prawidłowość. Po każdym następnym można mówić, że gorzej być nie może. Ale kolejne orzeczenie pokazuje, że może – pisze historyk

Aktualizacja: 25.03.2010 07:28 Publikacja: 25.03.2010 00:48

Sąd cenzuruje historyków

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Wydawcy pracy Pawła Zyzaka o Lechu Wałęsie zostali zobowiązani do zamieszczenia jednostronicowego ogłoszenia w „Gazecie Wyborczej”, w którym przepraszają córkę bohatera książki za jedną z zawartych w niej informacji. Chodzi o to, że ów młody historyk w kalendarium zamieszczonym na końcu pracy podał dwie daty: zarejestrowania (29 grudnia 1970 r.) i wyrejestrowania (19 czerwca 1976 r.) Lecha Wałęsy z ewidencji operacyjnej SB w charakterze TW ps. Bolek. Między innymi właśnie ta informacja nie spodobała się jego córce Annie Domińskiej, która zaskarżyła książkę Zyzaka do sądu.

Jej racje podzieliła krakowska sędzia Ewa Olszewska, która miała własną opinię w tej sprawie: „sąd uznał, że (…) wydanie książki z faktami nieprawdziwymi, naruszającymi dobre imię jej ojca, godzi także w dobra Anny Domińskiej. Tymi faktami są wpisy w kalendarium dat zarejestrowania Lecha Wałęsy i wyrejestrowania z rejestru „czynnych agentów SB”, w sytuacji gdy sąd lustracyjny oczyścił Lecha Wałęsę z zarzutów”.

[wyimek]Nie bardzo rozumiem, dlaczego naukowcy mieliby się kierować „ustaleniami” sądów, a nie normalnymi regułami naukowego warsztatu[/wyimek]

Kłopot w tym, że sąd lustracyjny badający sprawę Lecha Wałęsy w 2000 r. nie zajmował się kwestią, czy legendarny przywódca „Solidarności” i ówczesny kandydat na prezydenta był zarejestrowany jako tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa. Zadaniem tego sądu było rozstrzygnięcie, czy zachowały się dowody tego, że współpracował on z SB. Tu, zgodnie ze stanowiskiem Sądu Najwyższego, rozstrzygały materialne dowody współpracy (świadomie udzielona, realna pomoc SB), a nie sam fakt rejestracji.

Mówiąc w dużym skrócie: sąd lustracyjny odnosił się do materii zupełnie innej niż sprawa rejestracji Lecha Wałęsy. Jej charakter (TW „Bolek” w latach 1970 – 1976) nie został w końcowym orzeczeniu jednoznacznie zakwestionowany. Paweł Zyzak wspomniał o tej rejestracji w swojej książce, bo to dość oczywisty fakt historyczny. Jeśli więc ktoś zgłasza pod adresem jego pracy zarzut nieuwzględnienia orzeczenia sądu lustracyjnego z 2000 r., ten, ujmując rzecz możliwie najdelikatniej, nie bardzo wie, o czym mówi.

[srodtytul]Zły Zyzak[/srodtytul]

Paweł Zyzak nie odkrył Ameryki, bo to, co napisał w sprawie rejestracji Wałęsy, jest znane mniej więcej od 20 lat. Pierwszy raz informacje na ten temat podano publicznie w dokumencie urzędowym z 1992 r. powstałym w związku z realizacją słynnej uchwały Sejmu RP z 28 maja 1992 r. (tzw. lista Macierewicza). Potem umieszczano ją w książkach i prasie. Także w książce „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” (autorstwa Sławomira Cenckiewicza i autora tego tekstu) rzecz wydaje się zupełnie oczywista. Zyzak przytoczył więc powszechnie znane fakty, które funkcjonują w literaturze fachowej i dosłownie setkach artykułów prasowych.

Co więc jego książce zarzucił krakowski sąd? Przede wszystkim to, że autor nie umieścił w kalendarium znajdującym się na końcu książki informacji o orzeczeniu sądu lustracyjnego „uniewinniającym” Lecha Wałęsę od zarzutów współpracy z SB.

Pytanie, dlaczego Zyzak tak postąpił, jest oczywiste dla każdego, kto zada sobie trud zapoznania się z tytułem jego książki. Cytuję fragment tytułu: „Biografia polityczna legendarnego przywódcy „Solidarności” do 1988 roku”. Jest oczywiste, że w książce, w której cezurą jest 1988 r., nie ma obowiązku umieszczania informacji wykraczających poza tę datę. Zwłaszcza gdy orzeczenie z 2000 r. budzi wiele merytorycznych wątpliwości i bardziej zaciemnia sprawę, niż cokolwiek wyjaśnia.

W ustnych motywach orzeczenia krakowskiej sędzi Ewy Olszewskiej jest jeszcze jedna dość intrygująca informacja. Uznała ona, że Zyzak „z zamiarem nacechowanym złą wolą umieścił informację o rejestrowaniu i wykreśleniu z listy tajnych współpracowników”. To, że opisując historyczne fakty, Zyzak kierował się „złą wolą”, jest spekulacją, która z dowodem naukowym (czy też sądowym) nie ma wiele wspólnego.

Ale na podstawie takiego „wnioskowania” zobowiązano Arcana do umieszczenia w gazecie przeprosin mogących kosztować nawet ponad sto tysięcy złotych. I po co wprowadzać cenzurę, zamykać w więzieniach autorów prac naukowych i wydawców? Przecież skuteczniej można ich wykończyć w białych rękawiczkach, obciążając ogromnymi kosztami za kierowanie się „złą wolą” w prezentowaniu faktów.

[srodtytul]Karta z archiwum[/srodtytul]

Najmniej istotne w całej sprawie jest chyba to, że zamieszczając takie informacje w swojej książce, Paweł Zyzak, mimo wyroku krakowskiego sądu, niewątpliwie miał rację. Fakt zarejestrowania Lecha Wałęsy przez Służbę Bezpieczeństwa w charakterze tajnego współpracownika w grudniu 1970 r. i jego wyrejestrowania w 1976 r. jest zgodny ze stanem wiedzy naukowej.

W 1989 r. w dawnym archiwum SB odnaleziono nawet kilka oryginalnych dokumentów na ten temat. Wśród nich była znaleziona w 1990 r. karta ewidencyjna, w której obok dokładnych danych Lecha Wałęsy znajdowały się informacje pozwalające na zidentyfikowanie go jako rejestrowanego w latach 1970 – 1976 TW „Bolka”.

Karta ta znajdowała się w archiwum UOP, dopóki po obaleniu rządu Jana Olszewskiego wraz z dziesiątkami innych dokumentów świadczących o jego przeszłości nie „pożyczył” jej ówczesny prezydent Lech Wałęsa. Wprawdzie dokumenty po „wypożyczeniu” do Belwederu rozkradziono, ale wspomniana karta zachowała się do naszych czasów w postaci kserokopii. Jej wiarygodność w świetle ustaleń książki „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” nie budzi wątpliwości. Także inne przedstawione w tej pracy fakty i dokumenty nie zostały przez nikogo zakwestionowane.

Co więcej, w 1978 r. jeden z funkcjonariuszy gdańskiej SB wypożyczył z archiwum akta TW „Bolka” z lat 1970 – 1976 i dokładnie opisał, kogo dotyczą. Sprawa jest zupełnie jasna: dotyczyły Lecha Wałęsy. Powyższe potwierdzają prezentowane obok, łatwe do sporządzenia, także w Moskwie, wydruki z systemu komputerowego SB pod nazwą ZSKO (Zintegrowany System Kartotek Operacyjnych). Zapisy znajdujące się w tych dokumentach nie są zbyt trudne do odczytania. Nawet dla sędziego w Krakowie.

[srodtytul]Absurdalne zarzuty[/srodtytul]

Mówi się czasem, że elementarnym dobrem każdego państwa prawa jest szacunek dla wyroków sądowych, które winny być otoczone powszechną akceptacją. Ten, kto wymyślił tę maksymę był chyba nadmiernym optymistą albo nieznane mu były polskie realia. Bo kto przy zdrowych zmysłach mógłby przypuścić, że orzeczenia sądowe mogą być zagrożeniem dla wolności nauki i otwartego społeczeństwa demokratycznego? Że będą bez przerwy demolować życie publiczne niekompetencją i złą wolą?

Nie bardzo rozumiem, dlaczego naukowcy mieliby się kierować „ustaleniami” sądów, a nie normalnymi regułami naukowego warsztatu. Te wskazują jednoznacznie, że orzeczenie sądu lustracyjnego w sprawie Lecha Wałęsy z 2000 r. jest mało wiarogodne, a ponadto przez ostatnie dziesięć lat stan naszej wiedzy w tej sprawie zmienił się w sposób bardzo znaczący.

Znalazło się wiele dokumentów, których nie znał sąd, w tym przede wszystkim doniesienia TW „Bolka”. Trzeba więc pisać kolejne książki, bez specjalnej konieczności każdorazowego angażowania do tego sądów.

Mimo że nie zgadzam się z wieloma elementami pracy mojego młodszego kolegi, to jednak biografii jego pióra i generalnie Acanów trzeba tutaj bronić. Nie tylko dlatego, że zarzuty zawarte w orzeczeniu krakowskiego sądu w sprawie spornej książki są po prostu absurdalne. Cała sprawa postawiła na skraju bankructwa wydawnictwo mające ogromne zasługi dla narodowej kultury.

Takie wyroki jak ten w sprawie książki Pawła Zyzaka przynoszą wymierne szkody nauce i polskiemu życiu publicznemu. Lepiej niż ideały prawdy i sprawiedliwości ilustrują kondycję wymiaru sprawiedliwości. Nie tylko zresztą w Krakowie.

[i]Autor, politolog i historyk, pracuje w IPN. Opublikował wraz ze Sławomirem Cenckiewiczem książkę „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”[/i]

Wydawcy pracy Pawła Zyzaka o Lechu Wałęsie zostali zobowiązani do zamieszczenia jednostronicowego ogłoszenia w „Gazecie Wyborczej”, w którym przepraszają córkę bohatera książki za jedną z zawartych w niej informacji. Chodzi o to, że ów młody historyk w kalendarium zamieszczonym na końcu pracy podał dwie daty: zarejestrowania (29 grudnia 1970 r.) i wyrejestrowania (19 czerwca 1976 r.) Lecha Wałęsy z ewidencji operacyjnej SB w charakterze TW ps. Bolek. Między innymi właśnie ta informacja nie spodobała się jego córce Annie Domińskiej, która zaskarżyła książkę Zyzaka do sądu.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?