Nie ma i nigdy nie było – nigdzie na świecie – kampanii merytorycznych. Nie jest i nigdy nie była kampania czasem, w którym wyborcy oddają swój głos na kandydata czy partię na podstawie przekonań wyniesionych z lektury wyborczych programów.
Oczywiście, programy są spisane, przedyskutowane w partyjnych gronach i przyjęte w partyjnych uchwałach. Ale o wiele ważniejsze od samych programów jest przetłumaczenie zapisów ideowych na codzienność, dotarcie ze swoimi pomysłami do odbiorców, sposób przeprowadzenia rozmowy z nimi. Nadzieja na merytoryczny spór, merytoryczną debatę i merytoryczną dyskusję w kampanii wyborczej jest nadzieją płonną. Nie tylko dlatego, że nie było dotąd takiej kampanii nigdzie na świecie, lecz także dlatego, że nawet ekstraordynaryjne warunki jej prowadzenia nie są w stanie zredukować jej naturalnej dynamiki.
[srodtytul]Symboliczne opowieści[/srodtytul]
Jednocześnie myli się ten, kto chciałby zbudować kampanię na założeniu, że rządzą nią tylko emocje; że wystarczy nośne hasło, łzy lub uśmiechy, czarne kokardy bądź wesołe baloniki, aby wygrać. Takie przekonanie towarzyszy zwykle tym osobom, które nie rozumiejąc specyfiki kampanii i nie znając jej mechanizmów, mają jednocześnie w głębokiej pogardzie wyborców.
Klucz do wygrania wyborów leży pośrodku – między kampanią merytoryczną a kampanią emocji. A jeszcze dokładniej: posadowiony jest w osobowościach kandydatów i ich historiach. W zbieżności czynów, słów i wizerunków – i zdolności do przekucia dokonań w nasycone symboliką opowieści rozchodzące się wśród ludzi. Politycy nijacy, miałcy, koncyliacyjni, bezosobowościowi nie mają w powszechnych wyborach, w wyborach lidera, żadnych szans. Nie mają osobowości, nie mają historii.