W ostatnim komunikacie Rady Episkopatu ds. Rodziny znalazły się słowa potępienia dla osób akceptujących in vitro (wraz z zakazem przystępowania do komunii świętej), ale też krytyka ustawy o zwalczaniu przemocy w rodzinie. Od dawna obie kwestie budzą kontrowersje, co spowalnia prace nad właściwymi aktami legislacyjnymi i rodzi pokusę wpływania na decyzje posłów i senatorów. Efektem mogą być też „słuszne" deklaracje kandydatów w wyborach prezydenckich.
Można się oburzyć na polityczne zaangażowanie paru biskupów, ale może sensowniej jest przyjrzeć się bardziej niebezpieczeństwu, jakie niesie ze sobą pakowanie tych kwestii do jednego worka z naklejką „uwaga, kryzys rodziny".
Tak się składa, że przemoc domowa, ciąża czy rozwody w głównej mierze dotykają kobiet (np. po rozwodzie poziom życia mężczyzny zazwyczaj wzrasta, a kobiety się obniża). Jasne, że Polki usłyszały dziś ciepłe słowa w Dniu Matki, jednak poza wzruszeniem nic z tego nie wynika. Ale to w tym dniu trzeba przypominać, że promocja kobiet i obrona ich interesów służy całej wspólnocie. Uznając kwestię kobiet za wymysł wrogów rodziny, Kościół strzela sobie samobójczą bramkę w najważniejszym meczu sezonu.
[srodtytul]Dyskryminacja jest faktem [/srodtytul]
W homilii wygłoszonej na Jasnej Górze 15 sierpnia 2005 r. ówczesny prymas Józef Glemp mówił o wyzysku i zbyt niskiej pozycji kobiet w Polsce. Podkreślił, że „dla szczęścia kobiet wcale nie trzeba zaczynać od burzenia struktur społecznych, trzeba natomiast dostrzegać godność kobiety". Potem było o pogardliwym języku „niektórych kręgów", które naturalne powołanie kobiety nazywają „przeznaczeniem do pieluch i garnków", co ośmiesza „pojęcie ogniska domowego". Brzmiało to tak, jakby pogarda i przemoc werbalna wobec kobiet nie wymagały sprzeciwu.