Dwugłos: przepraszać za powstanie warszawskie?

Wyolbrzymianie konfliktów między cywilami a żołnierzami czy przeciwstawianie ich sobie byłoby nie na miejscu

Publikacja: 10.10.2010 21:00

Wojciech Roszkowski

Wojciech Roszkowski

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

Przemówienie gen. Zbigniewa Ścibora-Rylskiego odbieram jako gest symboliczny, wyraz empatii byłych żołnierzy Armii Krajowej wobec zwykłych warszawiaków. Jednak przeprosiny cywilnej ludności Warszawy można ocenić jako posunięcie się o mały krok za daleko.

Radykalni krytycy powstania mogliby odebrać te słowa jako przyznanie się Armii Krajowej do winy lub co najmniej współodpowiedzialności za tragiczny los mieszkańców stolicy. Tymczasem wyolbrzymianie konfliktów między cywilami a żołnierzami czy przeciwstawianie ich sobie byłoby nie na miejscu.

[srodtytul]Ahistoryczne spojrzenie[/srodtytul]

Należy pamiętać, że Armia Krajowa nie była dla społeczeństwa ciałem obcym. Jej żołnierze oddawali w powstaniu życie, żeby to społeczeństwo stało się wolne. AK była emanacją narodu i powszechnie uznawano ją wówczas za bezpośrednią kontynuatorkę Wojska Polskiego. Mieszkańcy Warszawy dali wyraz nierozłączności społeczeństwa i armii podziemnej w pierwszych dniach powstania, kiedy na całym wyzwolonym terenie powszechnie świętowano odzyskanie wolności.

Jedność żołnierzy i ludności cywilnej załamała się z czasem, ale była to naturalna kolej rzeczy. Po dwóch miesiącach walk warszawiacy byli po prostu udręczeni narastającymi trudnościami życia codziennego. Jest to bardzo delikatna kwestia, bo choć nie da się zaprzeczyć, że rozdźwięk narastał, to nadawanie mu przesadnego znaczenia jest ahistoryczne.

Kreślenie linii podziału między żołnierzami a cywilami nie jest też takie proste, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Ogromna część warszawskich rodzin miała kogoś w powstaniu: żołnierza, łączniczkę czy sanitariuszkę. Dotyczy to również mojej rodziny. Brat mojej mamy był żołnierzem AK i zginął w powstaniu, a moim rodzicom spalono mieszkanie, po czym wygoniono do obozu w Pruszkowie. Z ich ust nigdy nie słyszałem słów pretensji do Armii Krajowej.

Taka postawa ludzi udręczonych, ale nienastawionych wrogo wobec akowców, była wówczas powszechna. Cywile nie oczekiwali przeprosin od powstańców. Trzeba również zaznaczyć, że warszawiacy byli mordowani niezależnie od powstania, często w rejonach, w których nie toczyły się walki. Związek między cierpieniami ludności cywilnej a powstaniem był wobec tego niejako pośredni.

[srodtytul]Mniejsze zło[/srodtytul]

Dyskusja o odpowiedzialności żołnierzy AK za cierpienia cywili wpisuje się w spór o sens powstania. Często można się spotkać z opiniami, że gdyby ono nie wybuchło, nie doszłoby do tej ogromnej tragedii ludności stolicy. Tymczasem nie można rysować nierealnych scenariuszy, w których do powstania nie dochodzi i wszystko jest w porządku.

Przypomnijmy, że 40 tysięcy żołnierzy AK znalazło się w łagrach, zanim Armia Czerwona doszła do Warszawy. Można zakładać, że trafiliby tam także wszyscy warszawscy akowcy. Jeśli chodzi o ludność cywilną, to kluczowy jest tu niemiecki plan zrobienia z Warszawy fortecy. Stolicę spotkałby los Wrocławia.

W 1945 roku, kiedy miasto zamieniano w twierdzę, w czasie przymusowej ewakuacji mieszkańców zginęło około 90 tysięcy wrocławian, a nie byli to przecież Polacy, tylko lepiej traktowani Niemcy. Miasto zostało zniszczone przez naloty, a walczące strony podpalały całe kwartały domów.

Po zdobyciu ruin twierdzy Warszawa Sowieci potraktowaliby ocalałych jak sojuszników Hitlera, którzy stali z bronią przy nodze. Propaganda stalinowska miałaby jeszcze większe pole do popisu. W tym kontekście powstanie jawi się jako mniejsze zło, a cierpienia ludności cywilnej wydają się niestety nie do uniknięcia. Odruch solidarności

Po niemal 70 latach większość adresatów tych przeprosin już nie żyje, a generał Ścibor-Rylski nie jest przedstawicielem decydentów. Jednak w tego typu kwestiach łatwo o niepotrzebne emocje, nawet kilkadziesiąt lat po wojnie. Uczestnicy tamtych wydarzeń są już ludźmi wiekowymi, którzy mają za sobą ciężkie przeżycia. Należy więc z jednej strony starannie dobierać słowa, a z drugiej unikać nadinterpretacji. Przemówienie generała rozumiem nie jako wyraz samokrytyki byłych żołnierzy powstania warszawskiego, ale jako prosty odruch solidarności powstańców z cywilami.

[i]-not. tyc[/i]

[i]Prof. Wojciech Roszkowski jest historykiem i ekonomistą związanym z Collegium Civitas i Szkołą Główną Handlową. W latach 2004 – 2009 był posłem do Parlamentu Europejskiego z listy PiS[/i]

Przemówienie gen. Zbigniewa Ścibora-Rylskiego odbieram jako gest symboliczny, wyraz empatii byłych żołnierzy Armii Krajowej wobec zwykłych warszawiaków. Jednak przeprosiny cywilnej ludności Warszawy można ocenić jako posunięcie się o mały krok za daleko.

Radykalni krytycy powstania mogliby odebrać te słowa jako przyznanie się Armii Krajowej do winy lub co najmniej współodpowiedzialności za tragiczny los mieszkańców stolicy. Tymczasem wyolbrzymianie konfliktów między cywilami a żołnierzami czy przeciwstawianie ich sobie byłoby nie na miejscu.

Pozostało 88% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?