Prostota mojego „projektu Warszawa” może się wydać niejednemu arogancka. Związany ze stolicą od pokoleń, czuję ją i rozumiem. Jako urbanista i architekt w tym pojedynku z prawnikiem-bankowcem kładę na szalę mój profesjonalizm i moją pasję społeczną. Miasto nasze warte jest nie kolejnych planów na papierze, ale wizji pokazującej drogę realizacji.
Dla mnie projekt rysuje się nie po to, aby był propagowany wirtualnie. „Projekt Warszawa” – jeśli wygram – będzie realizowany krok po kroku w żywej materii miasta. Otwarcie Euro 2012 i koniec kadencji stanowią terminy, w których zobowiązuję się zrealizować przyjęte cele. Skuteczności nie zastąpi marketing polityczny.
[srodtytul]Nie przeszkadzać[/srodtytul]
1. Chcemy wszyscy miasta przyjaznego mieszkańcom, zapewniającego wszystkim, ale szczególnie najmłodszym i najstarszym, dostęp do oświaty, opieki społecznej, służby zdrowia, sportu i rekreacji. Organizacje pozarządowe i małe społeczności chcą samodzielnie rozwiązywać problemy najbliższe mieszkańcom. Widzą i rozumieją swoje potrzeby lepiej niż urzędnicy ratusza. Chcę, żeby władze miasta i dzielnic, jeśli już nie pomagają, to nie przeszkadzały w ich lokalnej aktywności.
Z samej idei samorządu wynika przekonanie, że przyjazne miasto możemy razem zbudować, zanim osiągniemy przyjazne państwo. Administracja publiczna ma przestać przejadać pieniądze, których sami warszawiacy potrafią lepiej użyć do wspólnych celów.