Zaremba: PiS light ma szansę na sukces

To źle, że prawica się dzieli, ale jeśli miałaby istnieć tylko jako 20-procentowy skansen oddzielony od świata, to nowa inicjatywa ma sens – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 16.11.2010 17:22

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Rob Robert Gardziński

Joanna Kluzik-Rostkowska, prowokując lidera PiS do jej wyrzucenia z partii (nikt mnie nie przekona, że się tego nie spodziewała), dopuściła się falstartu. Pierwotnie plan był inny – ona i jej koledzy mieli odejść po wyborach samorządowych.

[srodtytul]Niecierpliwość i pycha[/srodtytul]

Skoro stało się to wcześniej, doszło do konfuzji i w konsekwencji kakofonii. Każdy z potencjalnych twórców PiS-light zachowywał się inaczej, niektórzy grali na zwłokę, a Paweł Poncyljusz absorbował Polaków przez wiele dni swoimi operowymi dylematami. To recepta na to, aby skutecznie siebie samych obrzydzić potencjalnym zwolennikom.

Naturalnie dużo lepiej byłoby postąpić jak twórcy Platformy Obywatelskiej w 2000 roku: projekt zachowany do końca w tajemnicy, jedna konferencja prasowa i – powstajemy z niebytu! Dopiero deklaracja stworzenia stowarzyszenia stała się spóźnioną próbą nadrobienia tej zaległości. Ale też ci komentatorzy, którzy orzekają kategorycznie: nic z tego nie będzie, popełniają grzech niecierpliwości i pychy.

Możliwe, że dalszy ciąg okaże się taki jak i początek. Ale potrafię sobie wyobrazić i taką sytuację, że za pół roku nie będziemy pamiętać wyjściowego zamętu. A nawet – że będziemy patrzeć z podziwem na ekspansję nowego ugrupowania. A dla nich początkiem tej ekspansji będzie przekroczenie 5-procentowego progu i wejście do gry w roli partnera partyjnych kolosów.

Pretensje kierowane pod adresem pisowskich dysydentów bywają wewnętrznie sprzeczne. Żąda się od nich, aby szukali wyborców bardziej po stronie rozczarowanych wyborców PO niż w twardym jądrze PiS, a równocześnie zgłasza pretensje o to, że tyle czasu spędzają w mainstreamowych mediach (styl tych wizyt i mnie nie zawsze zachwyca, ale może przynieść im, niestety, korzyści).

Z drugiej strony te rozwleczone w czasie rozstania mogą mieć i ten walor, że pozwolą dojrzeć do podobnych decyzji wielu dziś niezdecydowanym działaczom partii-matki. Te wahania widać nieustannie: kiedy śląski poseł PiS zaprasza wyrzuconą już Kluzik-Rostkowską na regionalną konwencję. Albo gdy kandydatka PiS na prezydenta Opola chwali się poparciem byłej już koleżanki.

[srodtytul]Mało polityczna[/srodtytul]

Kto wie, czy hamletyzm „lightowców” nie uczyni ich bardziej ludzkimi i w konsekwencji strawnymi dla wielu rozczarowanych. Zwłaszcza gdy wyniki samego PiS będą podlegać kolejnym erozjom, a reakcje kierownictwa ograniczą się do represji i spiskowych manifestów pisanych językiem z odległych epok.

Tym łatwiej to prorokować, że już dziś czuje się korzystny klimat społeczny. Rzadko kiedy odwołuję się do prywatnych doświadczeń, ale sygnały moich znajomych spoza świata polityki, ludzi chwiejących się między PO i PiS, są życzliwsze niż w przypadku poprzednich tego typu inicjatyw.

[wyimek]Pierwsze dobre sondaże nowej partii nie dziwią. Kluzik-Rostkowska prezentuje potencjalnie typ przywódcy, na którego może być zapotrzebowanie[/wyimek]

Często kilka miesięcy temu ci sami wyborcy podejmowali decyzję, aby wbrew wcześniejszym uprzedzeniom głosować na Kaczyńskiego, choć nie byli jego wyznawcami (są tacy ludzie, panie profesorze Krasnodębski, i zniuansowana kampania miała wpływ na ich decyzje). W tej sytuacji pierwsze dobre sondaże – przede wszystkim 8,3 proc. w badaniu Homo Homini – nie dziwią. Kluzik-Rostkowska prezentuje potencjalnie typ przywódcy, na którego może być zapotrzebowanie.

Że nie jest wielkim liderem? To prawda. Portal wpolityce.pl wykpił jej oświadczenie w „Kropce nad i”, że nawet nie pamięta wyrzucenia z PiS Ludwika Dorna, a ja potwierdzam: była wtedy zaabsorbowana pracami Komisji Polityki Społecznej i w gruncie rzeczy mało polityczna. O jej kolegach też da się powiedzieć to, że byli zawsze bardziej partyjnymi ekspertami czy zausznikami niż przewodnikami stada.

Ale gdy przypomnieć raz jeszcze fenomen powstającej PO, trzeba spytać: czy takimi przewodnikami byli na początku Olechowski, Płażyński albo Tusk? Ten ostatni to wówczas wcale niedrapieżny samiec alfa, a miękki rezydent polityki zastanawiający się, czy nie wracać do Gdańska i wydawać albumy. Dziś jest kimś innym – pod wpływem pracy nad sobą, ale i sprzyjających okoliczności.

[srodtytul]Czytelny przekaz[/srodtytul]

To prawda, trzej tenorzy Platformy, a i twórcy PiS nie dali się w latach 2000 – 2001 wciągnąć w nieomal psychoanalityczne debaty o ich wcześniejszych związkach z AWS bądź Unią Wolności. Zamiast tego szli do przodu. „Lightowcy” ulegali pokusie takich rozważań, dawali się rozgrywać dziennikarzom. Ale próbują z tego zaklętego kręgu wychodzić – świadczy o tym wczorajsze oświadczenie Kluzik-Rostkowskiej towarzyszące założeniu stowarzyszenia.

Jeśli zaprezentują spójną linię merytorycznej opozycji wobec rządu Tuska, a kilka sygnałów (polityka prorodzinna, obrona polityki zagranicznej Lecha Kaczyńskiego) zostało już wysłanych, coś wygrają. I nie chodzi tu nawet, jak powtarzają czasem politolodzy, o pełen, rozbudowany program, choć jako komentatorzy powinniśmy się go od nich domagać. Chodzi o czytelny przekaz. Nie wiem, czy go z siebie wygenerują, ale mają jeszcze trochę czasu.

Są na razie grupą „wyższych oficerów” bez wojska, na które składają się przecież zwykle działacze, struktury, fundusze. Mają we krwi gwiazdorstwo (czasem stanowczo za dużo – casus Marka Migalskiego), są wobec siebie nawzajem nieufni, dzielą ich duże różnice ideowe. Jeśli chcą poławiać na prawicowych wodach, to progresywna i dość prostolinijna w kwestiach światopoglądu Kluzik--Rostkowska będzie dla nich bardziej obciążeniem niż atutem (choć ma inne poważne zalety, zwłaszcza wizerunkowe). Ale też warto mieć świadomość, od czego się odbijają. Z czym kontrastują.

[srodtytul]Zawężone pole[/srodtytul]

W przeciwieństwie do niektórych komentatorów wcale nie widzę naturalnej potrzeby budowania czegoś między PO i PiS. To przestrzeń wykreowana sztucznie – słabościami obu wielkich partii. Spokojny, umiarkowany elektorat był do wzięcia i zatrzymania również przez PiS. Odrzucam sprzeczne z logiką polityki interpretacje, na mocy których Kaczyński, żeby kiedyś w przyszłości wygrać, musi na razie ograniczyć swój stan posiadania, obwarować się na upatrzonych z góry pozycjach, stać twierdzą, najlepiej oblężoną.

Ten dogmat był zmorą tej partii od lat – w latach 2007 – 2009 to właśnie Marek Migalski przekonywał nas, że problem centrowego elektoratu nie istnieje, a prezes musi przede wszystkim utrwalać to, co już ma. Ta szkodliwa doktryna powstrzymała rozwój PiS, skądinąd partii skazanej na naturalne trudności, bo antyestablishmentowej. Miała może sens, gdy trzeba było dotrzeć do prawej ściany, wyeliminować z gry eurosceptyków i populistów, pozyskać Radio Maryja. Dziś tych celów osiągać już nie trzeba.

Dziś Migalski głosi już co prawda dokładnie odwrotne poglądy, ale sam lider stał się więźniem tego przekonania. Ma ku temu nowe powody. Przede wszystkim twardość języka kojarzy mu się z wyjaśnieniem smoleńskiej katastrofy i odwetem na ludziach, którzy mieli się do niej przyczynić. Z tym trudno dyskutować, ale to zawęża pole politycznego manewru do minimum.

[srodtytul]Gotowe formy[/srodtytul]

To źle, że prawica się dzieli, ale jeśli miałaby istnieć tylko jako 20-procentowy skansen oddzielony od świata, nowa inicjatywa ma sens wykraczający poza zapewnienie karier kilku względnie młodym, ambitnym politykom. Mam tylko jedną wątpliwość. Ludzie, którzy nie przeszli – poza Kluzik-Rostkowską – szkoły antypeerelowskiej opozycji, może lepiej rozumieją, czym jest polityka pragmatyczna, niezmieniająca kraju w piekło. Ale czy nie okażą się formami gotowymi do wypełnienia przez dowolne treści?

Nie mam pretensji o to, że w deklaracjach Pawła Poncyljusza czy w wywiadach Elżbiety Jakubiak słyszymy zbyt często o „ciepłej wodzie” – nie da się bez niej uprawiać polityki ważnej dla wyborców. Ale mam wątpliwości, czy „lightowcy” udźwigną wielkie dzieło naprawy państwa – na które porywali się tacy giganci jak dawny Kaczyński albo Jan Rokita, a szerzej ludzie związani z prawicą. Z faktu, że prezes PiS poszedł zbyt daleko w naginaniu całego świata do siebie, a wiele celów przy okazji zagubił, nie wynika, że nie boję się polityki nazbyt detalicznej, przyziemnej. Od tego mamy już inne partie. Przede wszystkim obecną Platformę.

Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Polityczna intryga wokół AfD
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne