Niedawno skończył się szczyt G20 w Seulu (11 – 12 listopada). Uczestnicy ogłosili, że kryzys dobiegł końca, a ryzyko wojny walutowej jest nieznaczne. W gronie największych emitentów walut rezerwowych postanowiono koordynować działania na rzecz unikania manipulacji kursem. Nie poruszano jednak kwestii niedowartościowania juana ani nadmiernego emitowania pieniędzy przez USA.
Rozstrzygnięcia szczegółowe mają w przyszłości wypracować ministrowie finansów grupy. Część obserwatorów jest sceptyczna wobec pewności uczestników szczytu, że nadchodząca rzeczywistość zastosuje się do ich życzeń. Pytanie, co dalej, nadal wisi w powietrzu…
[srodtytul]Bieda i przemoc[/srodtytul]
Naprawdę chcecie wiedzieć, co będzie dalej? No to wam opowiem. Za mniej więcej dwa lata waluty będą warte mniej niż papier, na którym je wydrukowano. Przywódcom świata (i finansów) nie uda się uratować systemu równowagi walutowej. Po krótkiej i wyniszczającej wojnie na drukowanie pieniędzy i gry na obniżenie ich wartości, by chronić narodowe rynki, ujawni się rzeczywisty rozmiar "czarnej dziury" światowego zadłużenia zasysającej kolejne państwa i gospodarki.
Przez ostatnie 20 lat (a według niektórych o wiele dłużej) produkowano waluty, papiery wartościowe, wierzytelności i ich pochodne, które narosły w gigantyczną masę kompletnie oderwaną od gospodarczych fundamentów. Teraz przychodzi czas zapłaty. Ceną nie będzie recesja, jaką straszą ekonomiści, czyli brak rozwoju, zastój. Ceną będzie "zwinięcie" światowego systemu finansowego do rozmiarów jak tuż po wojnie w Europie – z tą różnicą, że bez światowej waluty, planu Marshalla i bez widoków na jakiekolwiek źródła przychodów i kredytów.