Janke: Wybory 2011 - tylko nie PO - PiS

Po wyborach PiS odzyska zapewne zdolność koalicyjną. SLD będzie chciał wejść do władzy, więc pójdzie z każdym, PSL robiło to zawsze, a i PJN też wydaje się być ugrupowaniem nastawionym na współpracę – prognozuje publicysta „Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 21.02.2011 21:22 Publikacja: 21.02.2011 21:00

Igor Janke

Igor Janke

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

Jeszcze niedawno komentatorzy zastanawiali się, czy po następnych wyborach Platforma Obywatelska będzie samodzielnie rządzić, czy potrzebne jej będzie jeszcze PSL. Dziś nic nie jest już takie pewne. Oczywiście Platforma jest nadal faworytem, ale wszystkie sondaże pokazują złe dla niej tendencje. W mediach dokonał się zwrot i krytykowanie partii rządzącej nagle stało się czymś naturalnym niemal w każdym środowisku. Doszło nawet do tego, że obrona Platformy staje się czymś z lekka obciachowym.

Trudno dziś przewidzieć, czy partia Donalda Tuska utrzyma prowadzenie do jesiennych wyborów parlamentarnych, a jeśli tak, to z jaką przewagą. Gdyby te wybory odbywały się teraz, najbardziej prawdopodobne byłoby niewielkie zwycięstwo PO nad PiS, przy stosunkowo niezłym wyniku SLD. Do Sejmu dostałyby się też PSL, a być może PJN. Przyjmijmy więc, że w przyszłym parlamencie znajdzie się pięć ugrupowań. Ponieważ możliwe jest, że żadne z nich nie zdobędzie silnej pozycji pozwalającej na samodzielne rządzenie, należy założyć, iż koalicja będzie koniecznością. Ale jaka?

Stawiam tezę, że możliwa jest każda koalicja poza jedną, tą najbardziej kiedyś oczekiwaną, czyli PO – PiS. Prognoza profesor Jadwigi Staniszkis, że taki układ byłby możliwy bez Donalda Tuska, jest czysto intelektualną spekulacją. Na razie nic nie wskazuje bowiem na to, by obecny premier stracił władzę. Może co prawda zdarzyć się to w przyszłości, ale nie przed obecnymi wyborami. Poza tym poziom negatywnych emocji między dwiema niegdyś "zaprzyjaźnionymi" partiami jest ciągle tak duży, że taka konstrukcja nie wydaje mi się możliwa.

Po wyborach Prawo i Sprawiedliwość zapewne odzyska zdolność koalicyjną. SLD będzie chciał za wszelką cenę wejść do władzy, więc pójdzie z każdym, PSL robiło to zawsze, a PJN też wydaje się być ugrupowaniem, które zechce współpracować i z Platformą, i – mimo wszystko – z PiS. Rozważmy więc, jakie konstelacje są możliwe.

[srodtytul]PO – SLD: ryzyko dla obu stron [/srodtytul]

Pierwsza, przychodząca na myśl koalicja to Platforma – SLD. Ryzykowna dla obu stron.

Dla SLD – bo może zostać potraktowany jak przystawka. Duża część elektoratu obu partii jest wspólna, a Jarosław Kaczyński nauczył wszystkich, jak się zjada słabych koalicjantów. Sojuszowi grozi, że będzie musiał realizować zbyt liberalny program, czego część jego prawdziwie lewicowych wyborców może nie zaakceptować. Inną część wyborców może przejąć Platforma. Ryzyko jest więc spore, ale partia Grzegorza Napieralskiego spędziła zbyt wiele lat w opozycji, by go nie podjąć. Oczekujący konfitur aparat jest wygłodzony, a sam Napieralski jest jednym z niewielu liczących się polityków, który nie zasmakował władzy.

Dla Platformy ten układ też wiąże się z ryzykiem. Cześć elektoratu PO może jednak nie znieść porozumienia z partią, której korzenie sięgają poprzedniego systemu. Może tego nie znieść także część polityków partii Tuska i dojść do rozłamu. Ale czego się nie robi dla utrzymania władzy? Coraz więcej polityków PO mentalnie już przygotowuje się do takiego scenariusza.

Pozostaje pytanie, na ile taki rząd mógłby być spójny i kiedy rozsadziłyby go wewnętrzne konflikty.

[srodtytul]PO – PSL: miło i przyjemnie [/srodtytul]

Dla Platformy znacznie wygodniejsze i przyjemniejsze byłyby dwa inne rozwiązania. Pierwsze – całkowicie bezkonfliktowe – to kontynuacja koalicji z Polskim Stronnictwem Ludowym. Koalicja przetestowana. Co prawda nawet gdyby Donald Tusk zdecydował się na poważniejsze reformy, to z PSL będzie mu trudno je przeprowadzić, ale chyba nie spędza mu to snu z powiek.

Najważniejsze jest bowiem to, że PSL i PO szukają zwolenników w zupełnie innych grupach społecznych. Nie wchodzą sobie w paradę, uzupełniają się, nie grożą im więc poważne wojny koalicyjne. Dla PSL to także bezpieczna koalicja, los przystawki raczej mu nie grozi, a Donald Tusk akceptuje nawet kontrowersyjne umowy gazowe z Rosją załatwiane przez Waldemara Pawlaka.

[srodtytul]PO – PJN: chętna Kluzik-Rostkowska [/srodtytul]

Joanna Kluzik-Rostkowska już publicznie zadeklarowała, że widzi taką możliwość. Było to dość zaskakujące, bo takich spraw nie ogłasza się z wyprzedzeniem. Dla Platformy z jednej strony byłaby to koalicja łatwa, bo nie byłoby takich blokad jak w przypadku PSL, z drugiej trony trudniejsza, bo zapewne PJN naciskałoby na przeprowadzenie poważnych reform, a tego Platforma nie lubi.

Dla partii Kluzik-Rostkowskiej rząd z Platformą wiązałby się z pewnym ryzykiem, bo mogłaby zostać zdominowana i wchłonięta przez większą partię. Niemniej dla takiej nowej, chcącej grać w centrum partii jak PJN takie ryzyko istnieje w przypadku każdej koalicji.

Możliwości Platformy są spore, prawdopodobnie, w tej czy innej konfiguracji będzie więc kontynuowała swoje rządy i po wyborach.

Ale nie da się wykluczyć innego scenariusza, zwłaszcza jeśli popularność partii Tuska będzie wciąż spadać.

Wyobraźmy sobie, że PO wygrywa, lecz przewaga jest minimalna. Wtedy koalicję rządową mogłoby zacząć tworzyć Prawo i Sprawiedliwość.

To, czy partia Jarosława Kaczyńskiego będzie miała jesienią zdolność koalicyjną, zależy w dużej mierze od przebiegu kampanii wyborczej i języka politycznego, jakiego w jej trakcie użyje. Ale znając polityczne doświadczenie i pragmatyzm prezesa, nie można wykluczyć, że kampania PiS nie będzie tak agresywna, jak można by się tego spodziewać, a po wyborach wychodzi z propozycją zawarcia koalicji.

[srodtytul]PiS – SLD: związek bez miłości [/srodtytul]

Pewnie nikt z polityków PiS tego dziś otwarcie nie przyzna, ale moim zdaniem równie prawdopodobna jak koalicja PO – SLD jest porozumienie PiS – SLD.

W pewnym sensie byłoby ono nawet łatwiejsze. Nikt tu nie będzie udawał, że to związek z miłości. Byłby to pragmatyczny polityczny układ, taki, jaki obie partie zawarły już raz w TVP. Między nimi są ogromne różnice mentalne i wizerunkowe, ale prócz kwestii obyczajowych i historycznych nie tak znowu wiele je dzieli. A ponadto Jarosław Kaczyński byłby zapewne w stanie porozumieć się z SLD, podobnie jak kiedyś uczynił to z Andrzejem Lepperem i Romanem Giertychem.

Nie byłaby to koalicja spokojna, bo obie partie czułyby się w obowiązku nieustannie pokazywać swoim wyborcom, z jaką niechęcią współpracują. Interesy sprawiłyby jednak, że ten układ mógłby być stabilny. PiS chce za wszelką cenę obalić Platformę, a SLD bardzo chce być w rządzie i bardzo nie chce być upokarzany (do czego z większym prawdopodobieństwem doszłoby na salonach Platformy). Sojusz nie byłby tu przystawką, bo groźba wielkiego przepływu elektoratu między PiS i SLD jest znacznie mniejsza.

[srodtytul]PiS – PSL: za odpowiednią cenę [/srodtytul]

PSL może wejść w koalicję z każdym za odpowiednią cenę. PiS byłoby dla Waldemara Pawlaka mniej wygodne niż PO, bo obie partie szukają zwolenników częściowo w tych samych grupach społecznych. Ale jest to porozumienie do wyobrażenia, bo PSL zależy na sprawowaniu władzy. Tylko wtedy ma dostęp do profitów, którymi może zaspokoić apetyty swoich działaczy, ich rodzin i przyjaciół. PSL może też w razie potrzeby dołączyć do porozumienia PiS – SLD.

[srodtytul]PiS – PJN: problemem są emocje [/srodtytul]

Różnice programowe byłyby tu do pokonania. W sferze wartości już są one niewielkie, w sprawach gospodarczych – pewnie są większe, ale nie byłby to specjalny problem. Problemem byłyby natomiast emocje. Muzealnicy i spin doktorzy, którzy zakotwiczyli w PJN, są uważani w PiS za zdrajców. Sami z kolei czują się obrażani przez prezesa PiS. Wydaje się jednak, że te rany nie są aż tak głębokie, by były nie do zagojenia. Wzajemna niechęć nie jest tak wielka jak miedzy PiS a PO.

Programowo byłoby to porozumienie pewnie Dość spójne, a rząd mógłby działać sprawnie. Ale czy nie skończyłoby się to ponownym wchłonięciem PJN przez PiS? Z tym ryzykiem jednak partia Kluzik-Rostkowskiej, jak już wspomniałem, będzie mieć do czynienia w każdym przypadku.

Wszystko zależy od wyniku wyborów, a ten wydaje się dziś dużo większą niewiadomą niż jeszcze kilka tygodni temu.

Jeszcze niedawno komentatorzy zastanawiali się, czy po następnych wyborach Platforma Obywatelska będzie samodzielnie rządzić, czy potrzebne jej będzie jeszcze PSL. Dziś nic nie jest już takie pewne. Oczywiście Platforma jest nadal faworytem, ale wszystkie sondaże pokazują złe dla niej tendencje. W mediach dokonał się zwrot i krytykowanie partii rządzącej nagle stało się czymś naturalnym niemal w każdym środowisku. Doszło nawet do tego, że obrona Platformy staje się czymś z lekka obciachowym.

Pozostało 94% artykułu
felietony
Donald Trump przeminie, ale triumpizm zakwitnie. Tego chce lud
Materiał Promocyjny
Jak programy lojalnościowe wpływają na korzystanie z kart kredytowych?
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Nowa Jałta dla Ukrainy?
Opinie polityczno - społeczne
Rafał Trzaskowski albo nikt. Czy PO w wyborach prezydenckich czeka chichot historii?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Szokujące, jak bardzo oderwani od rzeczywistości byli amerykańscy celebryci
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: Antyklerykał na czele archidiecezji warszawskiej nadzieją na zmianę w Kościele
Materiał Promocyjny
Bank dla miłośników podróży z klasą, którzy nie lubią przepłacać