Reklama

Polityka zagraniczna wobec Rosji

Obserwujemy zjawisko „osuwania się”, bezwolnego ciążenia ku Wschodowi, czyli ku Rosji – pisze publicysta

Publikacja: 24.02.2011 02:27

Mateusz Matyszkowicz

Mateusz Matyszkowicz

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Red

 

 

Niedawno „Zeszyty Literackie" wydały antologię tekstów Czesława Miłosza o Rosji. Jedno z najczęściej stawianych w tekstach pytań dotyczy tego, dlaczego tak bardzo się sobą zajmujemy. To znaczy, dlaczego Polacy i Rosjanie są zafiksowani na swoim punkcie. Jakby po obu stronach nie mogła pojawić się żadna twórcza myśl, która nie uwzględniałaby obecności sąsiada.

Żyjemy w blisko wybudowanych chatach, a na jej ścianach co rusz pojawiają się cienie sąsiadów. To ze świecą, to z ostrym nożem, to wreszcie z garnkiem bigosu lub pierogów na przeprosiny. No więc jesteśmy zafiksowani, ale ta fiksacja nie jest całkiem nieracjonalna. Potęga Rzeczypospolitej została złamana przez Moskwę. Rosja tylko dlatego stała się mocarstwem, że zdołała zagarnąć ziemie Rzeczypospolitej. I w tym tyglu spotykały się oba narody. Jeden władzy nie znosił, drugi się jej panicznie bał. To nam zostało.

Podczas swojej wizyty w Waszyngtonie prezydent Komorowski mówił o resecie w relacjach z Rosją. Zachód chce je budować na nowo. Polska także – ale stoi za nią kilkaset lat agresywnej historii, więc nie jest łatwo. Ta wypowiedź sprawnie streszcza obecną politykę wschodnią polskiego rządu.

Reklama
Reklama

Po pierwsze, nowa polityka zagraniczna RP musi uwzględniać zarówno zmniejszenie zainteresowania Amerykanów Europą, a zwłaszcza Środkową, jak i obawę o Rosję, która w świecie transatlantyckim zastąpiła strach przed dawnym mocarstwem. I w tym nowym układzie Polska musi nauczyć się realizować swoje interesy.

Po drugie, zakłada się, że realizowanie tych interesów jest możliwe wyłącznie w przypadku ułożenia sobie relacji z Rosją, a to oznacza koniec stanowczych gestów. Ale nie tylko. Przede wszystkim wpuszczenie do Polski rosyjskiego kapitału i rezygnację z samodzielnej polityki względem naszych wschodnich sąsiadów. Innymi słowy, rezygnację z tzw. jagiellońskiej koncepcji polityki wschodniej.

Byłoby to racjonalne i skuteczne, gdyby nie rzeczywistość, która nie przystaje do pobożnych życzeń. Zapomina się bowiem, że koncepcja jagiellońska, czy też rozmaite jej odmiany oraz odcienie, jak model Giedroycia czy kontynuacja prometeizmu nie jest żadnym idealizmem czy porywaniem się z motyką na słońce, ale realizmem w najczystszej postaci. I wcale nie chodzi tu o mocarstwowość, ale przetrwanie.

Losy Polski zwykle rozstrzygały się za Bugiem. Dziś także wszystko to, co zagraża przetrwaniu państw bałtyckich, Białorusi czy Ukrainy, zagraża również Polsce. Zagrożenie jest jeszcze daleko, ale o wiele bliżej niż dziesięć lat temu.

Zjawisko, które obserwujemy, można nazwać „osuwaniem się". Osuwanie się nigdy nie ma charakteru gwałtownego, jest procesem długim, czasem rozłożonym na kilkadziesiąt lat. Oznacza bezwolne i niekontrolowane ciążenie ku Wschodowi, czyli ku Rosji. Im dłużej trwa, tym mniejsza jest zdolność krajów Europy Środkowej i Wschodniej do formułowania i realizowania własnych celów. Jak sobie z tym poradzić? Z historii mamy przećwiczone dwie strategie.

Pierwsza z nich to wariant realizowany na Białorusi, ale po część także na Ukrainie. Oznacza on wykorzystanie rosyjskiego zainteresowania własnym krajem do gry, dzięki której można osiągnąć krótkookresowe korzyści. Trudno jednak taką politykę prowadzić przez dziesięciolecia. Na horyzoncie cały czas jest bowiem ostateczna wasalizacja, tym łatwiejsza, że gra w wariancie białoruskim powiększa ilość obszarów zintegrowanych z polityką rosyjską.

Reklama
Reklama

Drugi wariant to polityka jagiellońska, czyli zatrzymanie procesu „osuwania" wspólną siłą. Nie chodzi o samodzielne realizowanie przez Polskę swojego interesu za Bugiem, ale tworzenie coraz większej ilości pól, na których interesy państw naszego regionu są wspólne. Taka kumulacja siły dyplomatycznej, militarnej i gospodarczej jest w stanie tworzyć przeciwwagę dla rosyjskiej infiltracji.

Jeszcze 20 lat temu taka polityka była tylko marzeniem. Nasza dyplomacja słusznie obawiała się, że skupienie się na polityce wobec wschodnich sąsiadów zatrzyma trend modernizacyjny Polski, pozbawiając jej szans na integrację ze strukturami atlantyckimi. Dziś takiej obawy już nie ma. W tym sensie polityka jagiellońska wcale się nie zdezaktualizowała. Być może jest ona po raz pierwszy od wielu lat aktualna.

Autor jest filozofem i publicystą „Teologii Politycznej"

Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Ukraina jeszcze daleko od pokoju. Co właściwie ustalono w Białym Domu?
Opinie polityczno - społeczne
Dagmara Jaszewska: Maks Korż i fenomen ruskiego hip-hopu, czyli rock and roll dzieje się dziś na Wschodzie
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Polacy wychodzili sobie defiladę w Święto Wojska Polskiego. Nieprawdą jest, że czci się wyłącznie porażki
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Piąta rocznica wielkich protestów. Co się dzieje na Białorusi?
Opinie polityczno - społeczne
Największe kłamstwo wyboru Karola Nawrockiego. PiS sprzedaje nową narrację
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama