Do brzegu podpływają amerykańskie łodzie desantowe. Otwierają się rampy, na brzeg wybiegają żołnierze. Wszystko to transmituje na żywo CNN, która – choć miejsce lądowania miało być tajne – w jakiś sposób się o nim dowiedziała i wysłała tam swoją ekipę. Nagle kamera pokazuje, jak jeden z marines, zbiegając z rampy, potyka się o własne nogi i niemal przewraca...
Ten symboliczny kadr z samego początku amerykańskiej interwencji w Somalii na początku lat 90. był zapowiedzią wszystkiego, co stało się potem: głów żołnierzy sił ONZ zatykanych na tyczkach, totalnego chaosu i sromotnej porażki, zakończonej wycofaniem się. Dziś Somalia jest państwem kompletnie dysfunkcjonalnym, siedliskiem piratów polujących w Zatoce Adeńskiej.
Gdy teraz stoimy u progu zachodniej interwencji w Libii, warto zrobić przegląd innych, podobnie motywowanych działań, których skutki bywały dramatyczne. Niedokończona pierwsza wojna w Zatoce. Żałosna interwencja ONZ na Bałkanach z groteskowo-tragiczną sytuacją w Srebrenicy, kiedy to holenderski dowódca bał się narazić swoich ludzi na draśnięcie, wobec czego Serbowie bez trudu wyłuskali z „bezpiecznej strefy" wszystkich muzułmanów, których następnie zamordowali.
Interwencja NATO przeciwko Serbii w wojnie o Kosowo, w trakcie której natarczywa propaganda czyniła z Serbów straszliwych ciemiężców, a z kosowskich Albańczyków wzór cnót. Dziś Kosowo jest kolejnym wykolejonym pseudopaństewkiem, funkcjonującym dzięki przemytowi broni i narkotyków, rządzonym przez byłych bojowników Wyzwoleńczej Armii Kosowa, oskarżanych m.in. o handel organami mordowanych Serbów. Nic nie wskazuje na to, aby sytuacja miała się zmienić.
Czy Zachód jest gotowy wziąć na siebie odpowiedzialność za pokierowanie kolejnym krajem i zaangażowanie się w nim na nieokreślony czas?