Zychowicz o filmie Niepokonani Petera Weira

Na Zachodzie, który na własnej skórze nie odczuł, czym był sowiecki raj, „Niepokonani" wywołają szok. Okazuje się, że w latach 1939 – 1945 nie tylko Niemcy byli szwarccharakterami – publicysta „Rzeczpospolitej" ocenia superprodukcję Petera Weira

Publikacja: 30.03.2011 21:45

Piotr Zychowicz (znany obecnie jako zdrajca Polski)

Piotr Zychowicz (znany obecnie jako zdrajca Polski)

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Wiele osób w Polsce z niecierpliwością czeka na premierę "Niepokonanych" Petera Weira (na ekrany naszych kin wchodzi 8 kwietnia). Film poprzedza bowiem fama najbardziej propolskiej i zarazem antysowieckiej zachodniej produkcji ostatnich kilkudziesięciu lat. Po obejrzeniu "Niepokonanych" na pokazie prasowym mogę zapewnić, że oczekiwania te nie zostaną zawiedzione.

Przyzwoity Polak

To opowieść o dzielnym oficerze Wojska Polskiego Januszu, który w 1939 roku dostaje się w sowieckie łapska. Oskarżony o szpiegostwo zostaje skazany na mocy słynnego artykułu 58 na 20 lat łagru. Trafia do białego piekła na ziemi, jakim jest obóz koncentracyjny w syberyjskiej Jakucji. Przy temperaturze spadającej do minus 40 stopni pracuje przy wyrębie lasu i w prymitywnej kopalni.

Do tego na każdym kroku czyha na niego śmiertelne niebezpieczeństwo ze strony ludzi: sadystycznych strażników z NKWD, dla których jako Polak jest z definicji "wrogiem ludu", oraz urków, bezwzględnych więźniów kryminalnych terroryzujących więźniów politycznych. W łagrze panuje ogólne zezwierzęcenie, każdy myśli tylko o własnym przetrwaniu. Panują przemoc i całkowite zobojętnienie na głód, cierpienia i śmierć bliźnich.

Polak, którego cechuje "charakterystyczne dla jego narodu umiłowanie wolności" oraz "dobroć i przyzwoitość" (to cytaty z filmowych dialogów), nie godzi się z tym. Rzuca wyzwanie czerwonemu imperium i prowadzi grupę więźniów do brawurowej ucieczki. Pod jego dowództwem mężczyźni podejmują, wydawałoby się szaloną, próbę przedarcia się do oddalonych o 6,5 tys. km Indii...

Doprawdy, momentami film wzbudza nawet zakłopotanie, jakie musi odczuwać skromny człowiek, gdy pod jego adresem sypie się zbyt wiele komplementów. Ale skoro zachodnia kultura masowa od lat lansuje – pisząc delikatnie – niezbyt pozytywny obraz Polaków i ich postaw podczas II wojny światowej, trudno się nie cieszyć, że wreszcie ktoś przedstawił nas jako "good guys".

1939 – 1989

Tragiczne losy Polski w XX wieku stanowią oś filmu. Na początku widzowie dowiadują się, że w 1939 roku nasz kraj został napadnięty i rozebrany między Trzecią Rzeszę a Związek Sowiecki. Dla nas rzecz oczywista, ale dam głowę, że dla wielu widzów na Zachodzie będzie to spore zaskoczenie. Potem przez cały film mowa jest o polskiej martyrologii, deportacjach i mordach dokonywanych przez sowieckiego okupanta.

Niezwykle wymowna jest również końcówka. Choć bohaterom po trwającym rok ekstremalnym marszu udaje się przedostać do brytyjskich Indii (chyba nie zdradziłem tu wielkiej tajemnicy), droga Janusza się nie kończy. Dalej maszeruje, a na ekranie pokazują się kolejno archiwalne obrazy z drugiego wkroczenia Sowietów do Polski w roku 1944, z węgierskiego powstania '56, praskiej wiosny '68 i karnawału "Solidarności" '80.

Sekwencja obrazów kończy się upadkiem komunizmu, zilustrowanym – rzecz wielce charakterystyczna – nie przez standardowy obraz walącego się muru berlińskiego, ale zdjęcia Lecha Wałęsy, Tadeusza Mazowieckiego i Okrągłego Stołu. Reżyser nie pozostawia wątpliwości, że to właśnie Polacy przyczynili się do upadku komunistycznego imperium zła. I dopiero teraz, w roku 1989, tragiczna droga Janusza może dobiec końca.

W ostatniej scenie polski oficer – teraz już starszy pan – wraca z emigracji i wchodzi do porzuconego w 1939 roku rodzinnego domu. Spotka się tam z czekającą na niego od pół wieku żoną. Koszmar tej polskiej rodziny, i wielu milionów innych rodzin od Łaby po Władywostok, wreszcie dobiegł końca. Komunizm przestał istnieć i to właśnie na początku lat 90. dla tych wszystkich ludzi naprawdę skończyła się II wojna światowa.

I tu uwaga krytyczna pod adresem polskiego dystrybutora. Trudno o tytuł, który lepiej oddawałby sens filmu niż oryginalny – "The Way Back" (Droga Powrotna). Zamiana go na "Niepokonanych" to całkowite nieporozumienie. Spłycenie całego obrazu do trywialnej, przygodowej opowieści o grupie podróżników, którzy zmagają się z wrogimi siłami przyrody. A więc opowieści, która mogłaby się odbyć wszędzie i w dowolnym momencie historii. Co kogoś podkusiło?!

Niewolnicy Gułagu

Już po obejrzeniu fragmentów filmu pisałem, że największe wrażenie wywołuje w nim niezwykle realistyczne przedstawienie sowieckich łagrów ("Gułag w superprodukcji", "Rz", 12.02.2011). Rzeczywiście konsultantom naukowym Petera Weira: polskiemu historykowi z Kalifornii Zbigniewowi Stańczykowi i dziennikarce "Washington Post" Anne Appelbaum należą się gratulacje.

"Niepokonani" są pierwszym amerykańskim filmem, w którym ukazano system Gułagu i zrobiono to bez najmniejszego retuszu. Wszystko – konstrukcje baraków, wieżyczek i druty kolczaste, stroje więźniów i strażników, pożywienie, żelazne piecyki i tatuaże urków – zostało drobiazgowo odwzorowane na podstawie historycznych dokumentów: wspomnień, listów, zdjęć i fotografii.

Ukazano bezwzględność komunistycznej machiny, która w imię utopijnego projektu przebudowy świata ścierała na proch dziesiątki milionów niewinnych ludzkich istnień. Na ekranie pojawia się amerykański inżynier, który przyjechał budować Sowietom metro, a został skazany za szpiegostwo na rzecz imperialistów (syn, którego zabrał ze sobą do "raju robotników i chłopów", dostał kulę w tył czaszki).

Inny więzień, aktor, dostał dziesięć lat obozu za to, że w jednym z sowieckich filmów grał arystokratę. Niestety, za bardzo wczuł się w rolę i oskarżono go o gloryfikację "zgniłej warstwy społecznej". Jeszcze inny, turysta z Jugosławii, przyjechał z wycieczką do Moskwy i nieopatrznie sfotografował Kreml. Oczywiście artykuł 58, paragraf 6 – szpiegostwo. I powolna śmierć w obozie koncentracyjnym.

Albo nastolatka, Irena Zielińska, która w tajdze dołącza do uciekinierów. Jej rodzice byli członkami KPP, którzy w latach 30. uciekli z Warszawy do Moskwy. Wraz z innymi komunistami obcokrajowcami zajadali się kawiorem w luksusowym hotelu należącym do partii. Aż nadszedł rok 1937. Oboje zostali zamordowani, a ich dziesięcioletnie dziecko trafiło najpierw do sowieckiego sierocińca, a potem wylądowało na ulicy.

Charakterystyczna jest również scena rozgrywająca się w kopalni. Do końskich chomąt nadzorcy zaprzęgają dwóch wycieńczonych więźniów. Mają wyciągnąć na powierzchnię wagonik pełen odłamków skał.

– Dokładnie tak niewolnicy budowali piramidy w starożytnym Egipcie – mówi jeden z nich.

– Skąd możesz to wiedzieć?

– Byłem profesorem egiptologii na uniwersytecie w Leningradzie.

Między Wschodem a Zachodem

Tylko jedna scena budzi moje wątpliwości. Jest nią nagły wybuch sowieckiego patriotyzmu u Walki – urki, który bierze udział w ucieczce. Ów rosyjski kryminalista ma wytatuowane na piersi podobizny Stalina i Lenina – mówi, że ich "podziwia" – a gdy uciekinierzy docierają do granicy sowiecko-mongolskiej, Walka zawraca. Nie chce opuszczać ojczyzny, woli siedzieć w łagrze w Sowietach, niż korzystać z wolności za granicą.

To dość mało prawdopodobne. Więźniowie kryminalni rzeczywiście często mieli na piersiach podobizny wodzów rewolucji. Spowodowane to było jednak wiarą, że dzięki temu unikną rozstrzelania. Żołnierze z plutonów egzekucyjnych mieli bowiem rzekomo nie ośmielać się "strzelać do Lenina i Stalina". Tatuaże nie miały więc nic wspólnego z miłością do systemu. Wystarczy zajrzeć do jakichkolwiek wspomnień łagrowych, by się przekonać, jak straszliwą, zwierzęcą nienawiścią kryminalni pałali do czerwonych.

Dla widzów na Zachodzie – którzy raczej mają niewielkie pojęcie o sowieckich zbrodniach – "Niepokonani" będą zapewne szokiem. Z filmu jasno wynika bowiem, że obraz II wojny światowej kształtowany od kilkudziesięciu lat przez tamtejszą kulturę masową jest fałszywy. Okazuje się, że w latach 1939 – 1945 nie tylko Niemcy byli szwarccharakterami. A alianci zachodni, aby pokonać diabła, sprzymierzyli się z szatanem.

W krajach Europy Wschodniej – która znajdowała się pod sowieckim jarzmem i doskonale wie, czym były Sowiety – "Niepokonani" odniosą zapewne sukces i staną się filmem kultowym. Zawsze przyjemnie jest się przekonać, że ktoś na świecie pamięta o naszych cierpieniach. A gdy jeszcze w takiej antykomunistycznej opowieści grają gwiazdy tej miary, co Ed Harris czy Colin Farrell, trudno nie odczuwać satysfakcji.

Prawdziwą zagadką jest jednak to, jak "Niepokonani" odebrani zostaną w Rosji. Czy jako "obrzydliwy paszkwil na bohaterski Związek Sowiecki, który tak dzielnie walczył z faszystami" czy też może jako prawdziwy obraz ukazujący również nieszczęsny los narodu rosyjskiego? Narodu, który przecież najdłużej znajdował się pod komunistycznym jarzmem i najwięcej pod nim wycierpiał. Warto śledzić reakcje Rosjan na "Niepokonanych", bo wiele powiedzą o tym, w jakim kierunku podąża to państwo.

Wiele osób w Polsce z niecierpliwością czeka na premierę "Niepokonanych" Petera Weira (na ekrany naszych kin wchodzi 8 kwietnia). Film poprzedza bowiem fama najbardziej propolskiej i zarazem antysowieckiej zachodniej produkcji ostatnich kilkudziesięciu lat. Po obejrzeniu "Niepokonanych" na pokazie prasowym mogę zapewnić, że oczekiwania te nie zostaną zawiedzione.

Przyzwoity Polak

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?