Przepis na Wojewódzkiego był taki, żeby człowiek inteligentny i obyty udawał skończonego chama i prymitywa. Przepis zaś na przelicytowanie go, zastosowany przez TVP 2, taki, żeby znaleźć kogoś, kto udawać nie musi. Osobnik, którego znaleziono, nazywa się – względnie nosi taki pseudonim artystyczny – Starybrat.

Przypadkiem obejrzałem popis elokwencji nowego nabytku TVP w programie, do którego zaprosił on byłego zbuntowanego rockmana, obecnie chałturzącego w muzyce knajpianej, Macieja Maleńczuka. Jako widowisko nie była to rzecz warta zauważenia, ale jako zjawisko socjologiczne – tak. Pokazuje ono bowiem nową jakość w sprawowaniu nad konsumentami mediów rządu dusz przez jedynie słuszne elity. Może nie nowe, ale jeszcze nienazwane: zjawisko lumpenautorytetów.

 

W heroicznych czasach michnikowszczyzny na autorytety pouczające naród z moralnych wyżyn kreowano profesorów, noblistów i artystów z wyższej półki. Z czasem jednak okazało się, że o autorytecie autoryteta decyduje nie, co sobą reprezentuje, ale na ile soczyście i brutalnie potrafi zrugać "starszych, gorzej wykształconych i z małych ośrodków" oraz uosabiającego ich Kaczyńskiego. A w tej konkurencji profesorowie i artyści nieuchronnie przegrywają z takimi naturszczykami, jak niegdyś "zbuntowani", a dziś "załapani" muzykanci w rodzaju wspomnianego Maleńczuka czy Hołdysa. Im rzucanie najbardziej wulgarnych obelg na opozycję idzie, mimo wszystko, łatwiej niż Wajdzie czy Kutzowi. Więc przyszłość Salonu należy do nich właśnie i im podobnych.