Antyrosyjski Kaczyński i prorosyjski Tusk – taki w uproszczeniu schemat przerabiamy od kilku lat. Ostatnio jednak podejmowane są próby jego przełamania. Porażka obecnego premiera na froncie wschodnim – zwłaszcza po druzgocącym dla Polski raporcie MAK i skandalu wokół tablicy upamiętniającej ofiary katastrofy smoleńskiej – skłania zwolenników obecnego układu rządzącego do wypracowania nowej formuły stosunków polsko-rosyjskich. Skoro koncyliacyjna opcja wobec Moskwy zawiodła, to – zamiast przyznania się do porażki swojego obozu – trzeba zmienić narrację.
Kreml woli PiS?
Warto zatem zwrócić uwagę na dwa materiały. Mariusz Janicki na łamach "Polityki" (17/2011) opublikował tekst pod znamiennym tytułem "Putin woli PiS". Czytamy w nim między innymi: "przeczołgiwanie Tuska, te wszystkie afronty i "niezręczności" muszą służyć tylko jego świadomemu osłabianiu. W przeciwnym razie trzeba by uznać, że Rosja, uznawana powszechnie za państwo, które potrafi doskonale rozgrywać swoje interesy w innych krajach, nagle, w przypadku Polski, popadła w chaos i bałaganiarstwo. Albo zatem osłabia Tuska nieświadomie, czyli działa bezmyślnie (co raczej nieprawdopodobne), albo świadomie, czyli osłabić po coś chce".
Janickiemu w sukurs idzie Kazimierz Marcinkiewicz. Były szef rządu w rozmowie z Jackiem i Michałem Karnowskimi na łamach "Uważam Rze" (12/2011) stwierdza: "Rosja uderza imiennie w Donalda Tuska. Policzmy, raport MAK, zmiana tablicy, ostentacyjne pozwolenie, by niszczał wrak, opóźnianie dostarczania dokumentów. To wszystko wymierzone jest w premiera. Jest grą na melodię nuconą przez Kaczyńskiego. Idealnie. Mówienie w tym kontekście, że premier Tusk jest jakimś rusofilem, że zdradza Polskę z Rosją, jest dla mnie, patrzącego z boku, jakimś absurdem".
Co zatem z tego wynika? Janicki nie pozostawia złudzeń: "Jarosław Kaczyński na czele polskiego rządu miałby dla Rosjan mnóstwo zalet. Wzmacniałby wizerunek kraju z zaawansowaną rusofobią, co można wykorzystywać w relacjach z innymi państwami europejskimi i pomijać Polskę, mówiąc: patrzcie, jak my z nimi mamy rozmawiać? Dochodzi do tego duża nieufność prezesa PiS wobec Niemiec, a więc polski premier nie jeździłby już konsultować się z kanclerz Merkel, co dałoby Rosjanom i Niemcom wolną rękę przy kolejnych wspólnych projektach. (...) W sprawie Katynia, a także Smoleńska, Kaczyński zażądałby przeprosin, pokajania się za ludobójstwo i odszkodowań, co zwolniłoby Rosjan z robienia czegokolwiek pod hasłem, że żądania są ekstremalne, niewykonalne, a przez to niepoważne".
Przydatny eurosceptycyzm
Tę narrację można jeszcze wzmocnić. Otóż to moskiewscy polittechnolodzy pięć lat temu wyrażali zadowolenie z tego, że na czele środkowoeuropejskich państw stoją eurosceptyczni konserwatyści (wtedy chodziło o Vaclava Klausa i Lecha Kaczyńskiego). Przypomnijmy chociażby fragment rozmowy Krystyny Kurczab-Redlich z Glebem Pawłowskim z okresu, w którym był on czołowym piarowcem Kremla. Padły tam takie słowa: "wolimy konserwatywnych prezydentów. Konserwatywne głowy państw okazywały się dla nas najkorzystniejszymi, najłatwiejszymi do zrozumienia partnerami. (...) Współczesny Kreml ma raczej centroprawicowe poglądy, skłania się ku tradycyjnym wartościom i z nieufnością odnosi się do abstrakcyjnych zasad na arenie międzynarodowej" ("Wprost", 9/2006).