Krach realnego socjalizmu postawił katolików w Polsce przed pytaniem o ulubiony ustrój Pana Boga. Odpowiedzi były różne. Z jednej strony nie brakowało głosów, które przestrzegały przed absolutyzacją logiki rynku i powoływały się na wyprowadzoną ze społecznej nauki Kościoła formułę „trzeciej drogi". Z drugiej pojawiły się inspirowane amerykańskim neokonserwatyzmem opinie o oczywistym sojuszu ołtarza z rynkiem. Znamienne jest to, że obie strony sporu powoływały się na te same autorytety, zwłaszcza na encykliki Jana Pawła II.
Sakralizacja rynku
Warto o tym wspomnieć przy okazji najnowszego wydania kwartalnika „Pressje". Zamieszczone tam teksty programowe wykraczają poza przywołany na początku podział. Smaczku dodaje fakt, że czołowi publicyści periodyku to osoby formowane przez Instytut Tertio Millennio i Ośrodek Myśli Politycznej, a więc instytucje szczególnie zasłużone w dziele krzewienia na gruncie polskim chrześcijańskiej etyki kapitalizmu.
Młodzi autorzy „Pressji" wyraźnie kontestują stanowisko swoich mistrzów, wśród których można wymienić takie postaci, jak ojciec Maciej Zięba czy Ryszard Legutko. Ale to bynajmniej nie oznacza prostego wyboru „trzeciej drogi", uchodzącej w oczach liberałów (także tych związanych z Kościołem) za zakamuflowaną wersję socjalizmu.
Mateusz Kędzierski zwraca uwagę na swoistą sakralizację rynku w latach 90. ubiegłego wieku. Niektóre opiniotwórcze środowiska katolickie uległy modzie na neoficką prawicowość w stylu anglosaskim. Tropiły wszelkie przejawy etatyzmu w nowej polskiej rzeczywistości. Towarzyszyło temu promowanie formuły 4R: „religia, rynek, rodzina, rozsądek". W istocie chodziło o stworzenie mieszczańskiego etosu pracy i życia rodzinnego w wersji katolickiej.
Tymczasem – co wynika z tekstu Kędzierskiego – takie podejście, czerpiące wzorce z kultury protestanckiej, to kompletne nieporozumienie. Zarówno rynek, jak i rodzina – podobnie zresztą jak religia i rozsądek – pełnią funkcje służebne. Mają być jedynie ścieżkami zbawienia, a nie samym zbawieniem. Zwłaszcza że odnosząc je do kwestii ostatecznych, będziemy mieli do czynienia raczej z napięciami, niż z harmonijnym dopełnieniem.