Niemrawa kampania wyborcza znudziła Polaków, wojna PO z PiS przestała budzić emocje, straszenie Kaczyńskim przestało działać – konstatują kolejni odpytywani na okoliczność eksperci. Jeśli chodzi o ogół rodaków, zapewne mają rację. Ale jest grupa, w której tradycyjnie przedwyborcze emocje sięgają histerii i skutkują zachowaniami kompromitującymi. To szefowie i dziennikarze mediów, które przywykło się określać – choć coraz mniej to uzasadnione – kopiowanym z rosyjskiego przymiotnikiem "wiodące".
Straszenie Pospieszalskim
Weźmy na przykład do ręki ostatni numer redagowanego przez Tomasza Lisa tygodnika "Wprost". Podwójna okładka przedstawia uśmiechniętego prezesa PiS w otoczeniu znanych z wyborczych billboardów działaczek partii – po jej odwróceniu zaś pojawia się Kaczyński z nienawistnie zmrużonymi oczami, a miejsce sympatycznych pań zajmują za nim równie wykrzywieni Macierewicz, Fotyga, Ziobro i ojciec Rydzyk.
Podwójna okładka to poważne podrożenie kosztów numeru, dlatego zwykle tygodniki decydują się na nią tylko w numerach świątecznych albo wtedy, gdy sfinansowania "bajeru" podejmie się reklamodawca. "Wprost" wchodzi w koszta tylko po to, by zdezawuować wyborczy plakat partii opozycyjnej. A na wypadek, gdyby przekaz okazał się dla czytelnika zbyt trudny, na stronie ósmej powtarza go dosłownie, tylko jeszcze bardziej łopatologicznie, pozyskany niedawno jako karykaturzysta Jacek Fedorowicz.
Wstępniak Tomasza Lisa poświęcony jest oczywiście zwalczaniu Kaczyńskiego i dezawuowaniu jego słów, że "da się". Zaraz potem mamy groteskowe zdjęcie Kaczyńskiego, uchwyconego, gdy opycha się kanapką. Dalej główny artykuł polityczny, na czterech kolumnach powtarzający tezę o chowaniu przez PiS swych "prawdziwych twarzy" za kobiecymi buziami, zilustrowany grafiką po raz trzeci już powtarzającą koncept zderzenia ich z obliczami "prawdziwych pisowców", za których, obok polityków partii, robią – znowu – ojciec Rydzyk oraz Jan Pospieszalski.
Następnie w tygodniku Lisa, tego samego Lisa, który wielokrotnie insynuował Michałowi Karnowskiemu lizusostwo, dlatego że opisał on kiedyś w formie reportażu dzień z kampanii Jarosława Kaczyńskiego – pojawia się Tomasz Machała. Ten sam Tomasz Machała, który na bieżąco relacjonuje właśnie w Internecie podróż premiera tuskobusem – tyle że w przeciwieństwie do Karnowskiego, który opisywał sucho fakty, Machała skupia się na zachwytach nad Tuskiem i zapewnieniach o fantastycznym przyjmowaniu jego "gospodarskich wizyt" przez spontaniczną ludność miejscową.