"Gazeta Wyborcza", która w rozkręceniu obłędu "wyp...nia faszystów z Warszawy" ma decydujący udział, "Krytyka Polityczna" i inni animatorzy całej akcji zapewniają teraz triumfalnie, że Marsz Niepodległości przegrał – ale na czym miałoby polegać ich zwycięstwo, trudno racjonalnie wskazać.
Przeciwnie – całe ich postępowanie w tej sprawie nosi znamiona kompletnej paranoi. Przypomnijmy, że choć bijatyki skinów z anarchistami towarzyszyły Świętu Niepodległości od dawna, cała sprawa wybuchła właśnie w momencie, gdy po bulwersującym występie przed dwoma laty grupki hajlujących skinów pod pomnikiem Dmowskiego, narodowa prawica przystąpiła do tego właśnie, do czego wzywały ją lewicowe media: oczyszczenia na przyszłość swych obchodów z obecności takiego elementu. Po to właśnie Młodzież Wszechpolska i ONR utworzyły komitet organizacyjny, wprowadziły bardzo surową kontrolę uczestników, haseł i transparentów, odcięły się od organizacji w rodzaju osławionej "blood and honour" oraz zaprosiły szereg osób publicznych sympatyzujących z endecką tradycją (między innymi niżej podpisanego) do komitetu honorowego jako gwarantów, że obchody będą miały godny charakter. W ubiegłym roku wysiłek ten dał efekt wzorcowy. Mimo usilnych starań nie udało się nikomu znaleźć w marszu absolutnie niczego nagannego, a wszystkich 31 zatrzymanych wówczas za agresję wobec policji osób było uczestnikami lewicowej "blokady".
Ukradziony show
I właśnie ta próba poprawienia przez narodowców swego wizerunku, zwłaszcza kiedy okazała się udana, wprawiła lewicowe salony, które dotąd od zadym trzymały się z daleka, w istną furię. Skin ze swastyką był dla nich do wytrzymania. Wszechpolak lub ONR-owiec nieagresywny, w garniturze, po studiach, maszerujący ze swymi symbolami spokojnie w otoczeniu prawicowych publicystów, profesorów i artystów – to dopiero popchnęło lewicę i Salon do nakręcania spirali emocji paranoicznymi wywodami, że im bardziej faszyści nie okazują antysemityzmu ani rasizmu, tym bardziej ukrywają, że są faszystami i tym bardziej przez to stają się zagrożeniem, które trzeba za wszelką cenę i z każdym możliwym sojusznikiem demaskować, atakować, wypędzać z naszych ulic – a nawet, wreszcie pojawiło się i to wezwanie, "fizycznie eliminować".
Tak lewicowi działacze i intelektualiści zapędzili się, do czego zawsze mieli skłonność, w emocjonalny paroksyzm. Niezliczone i beznadziejne próby perswazji, na których strawiłem ostatnie dni, przypominały rozmowy z zaciętą płytą: to faszyści, i jeśli udają, że nie, to właśnie tym bardziej trzeba ich tępić, im lepiej im się udaje maskować, i wszelkie dostępne środki są dozwolone!
Spójrzmy na efekty. Dwa lata temu pod pomnikiem Dmowskiego pojawiło się kilkuset narodowców, ściągając na siebie powszechną dezaprobatę. Rok temu przeszło w marszu kilka tysięcy ludzi, w tym roku – kilkadziesiąt tysięcy. Marsz endeków stał się marszem przeciwko lewicy i "Gazecie Wyborczej", który zjednoczył opcję uważaną dotąd za skrajną z resztą prawicy. To jest sukces, z którego cieszy się redaktor Blumsztajn, ogłaszając teraz triumf już nie nad "faszystami", ale nad "kibolami"? To, że ONR i Młodzież Wszechpolska stają się, w dużym stopniu dzięki niemu, częścią normalnej opozycji, a zebrane przez lewicę pospolite ruszenie "blokujących" sprowadziło się do roli ulicznego partnera dla stadionowych chuliganów i niszowych neopogan? To, że "Kolorowej Niepodległej" praktycznie nikt nie zauważył, bo cały "show" ukradli jej organizatorom sprowadzeni przez nich samych lewacy z Niemiec? Czy doprawdy fakt, że wielotysięczny tłum przeniósł – między innymi – budzące w lewicy taką zgrozę emblematy narodowców pod gmachami rządowymi, a nie pod sklepami na Marszałkowskiej, to naprawdę postulowane przez lewicę "wyp... faszystów z Warszawy"? A jeśli nawet to sukces, to czy wart ceny, którą za obsesję czeredy lewicowych maniaków zapłaciliśmy 11 listopada wszyscy?
Klęska rozumu
Wspomniany redaktor Blumsztajn, który – czy to z racji swych traum, czy w zapędzie manipulatorskim – odegrał ogromną rolę w nakręceniu tego obłędu, napisał kilka dni przed świętem iście paranoiczny wstępniak, z którego wynika, że doskonale rozumie przeciwskuteczność swych starań: musimy ich blokować, bo w przyszłym roku przyjdzie ich jeszcze więcej i zyskają jeszcze liczniejszych przyjaciół.