Nie to, żeby się bali, że gdy nagle więcej będzie, powiedzmy, architektów, to trudniej będzie kontrolować rynek i nie da się już inkasować bajońskich sum za najprostsze projekty. Co to, to nie. Architekci – podobnie jak przedstawiciele innych reglamentowanych zawodów – nigdy nie kierują się tak niskimi pobudkami. Oni myślą jedynie o dobru swoich klientów.
A taki klient, wiadomo, na architekturze sam się nie zna, więc nie można mu w pełni zaufać. Gdyby dostęp do zawodu architekta był swobodny, klient mógłby – o zgrozo! – zacząć kierować się głównie ceną. A to przecież takie prostackie.
Jak wiadomo, im bardziej zawód reglamentowany, tym doskonalsza jakość usług. Wystarczy przejechać się po podwarszawskich miejscowościach, aby podziwiać przejawy kunsztu reglamentowanych architektów. W innych reglamentowanych zawodach nie jest gorzej. Polacy podziwiają jakość polskiego wymiaru sprawiedliwości we wszystkich jego postaciach – od adwokatów po sędziów w szczególności. Znany jest wysoki standard w służbie zdrowia, co również wynika z kontrolowanego dostępu do zawodów lekarskich. A to tylko najbardziej znane przykłady.
O, tak, my w Polsce potrafimy zapewnić jakość przez ograniczenie dostępu do zawodów. Nie to co w tej plebejskiej Ameryce, gdzie takich ograniczeń niemal nie znają i pozwalają ludziom decydować samym, czy chcą specjalistę droższego i lepszego czy tańszego i gorszego. Co za obrzydliwie prostacki koncept, taka wolność wyboru!
Autor jest komentatorem dziennika "Fakt"