W te święta pojednania na wielką skalę nie będzie. Polska alternatywna, drugoobiegowa nie będzie się dzielić opłatkiem z Polską oficjalną, a i ta oficjalna nie pali się do tego, żeby wyściskać tę równoległą. W Wigilię oba te światy będą obrócone do siebie plecami. Jedni przekonani, że po tamtej stronie są lemingi i zdrajcy; drudzy – że tamci to wariaci i oszołomy.
Własny świat
Osoby, które należą do elit obu obozów, a jednocześnie nie chcą się w nich zamykać i widzą jakąś szansę na porozumienie z drugą stroną, można policzyć na palcach jednej ręki. Przy czym "porozumienie" należy rozumieć jedynie jako uzyskanie zdolności do spokojnego zdefiniowania różnic, a nie jako osiągnięcie jakiegoś konsensu, bo w to chyba nikt nie wierzy.
Takie osoby ryzykują zresztą wiele. Jeśli pochodzą z obozu "wolnych Polaków" (by odwołać się do określenia Jarosława Marka Rymkiewicza), bardzo łatwo mogą zasłużyć na miano zdrajców. Jeśli z obozu lemingów – rychło mogą otrzymać łatkę pisowców, a może nawet faszystów. Odrzucani przez jednych, przyjmowani podejrzliwie przez drugich, mogą się znaleźć na ziemi niczyjej, ostrzeliwani z obu stron.
Dlatego bezpieczniej jest siedzieć za taborami swojego obozu i nawet nie próbować wychylać stamtąd nosa. Rozmawiałem niedawno ze znanym twórcą "świata równoległego" o jego najnowszej produkcji, zresztą bardzo dobrej i przejmującej. Zasugerowałem jednak, że kolejny raz kieruje ją wyłącznie do własnego obozu, mimo że ma do powiedzenia rzeczy, które mogłyby zostać wysłuchane także poza nim, a może nawet kogoś tam przekonać, że "Wyborcza" nie ma monopolu na prawdę i rację. "A co mnie obchodzą lemingi?" – lekceważąco rzucił mój rozmówca.
Kurs takim jak on wyznaczają słowa Rymkiewicza z jednego z wywiadów sprzed dobrych już paru miesięcy. Ich sens był następujący: z ludźmi spoza strefy "wolnych Polaków" nie warto w ogóle rozmawiać. Ich nie trzeba zauważać, dla nas (czyli dla "wolnych Polaków") ich nie ma. W ten sposób tworzy się złudzenie, że ogromna część obywateli – choć pewnie mniejsza niż połowa polskiego społeczeństwa – jest w stanie stworzyć jakiś własny świat, odwrócony plecami do tego oficjalnego i zupełnie go niepotrzebujący.